A potem, gdy nadarzyła się okazja, pokazał dzidę króla i jego bukłak na wodę, które zabrał władcy podczas nocnej eskapady do jego obozu, i oświadczył: „Pan dał mi ciebie w ręce, lecz ja nie podniosłem ich przeciw pomazańcowi Pańskiemu”. Kiedyś odwiedziłem strony, które opisuje Księga Samuela, i byłem tam, gdzie przed Saulem chronił się Dawid. Wizyta w tych miejscach utwierdziła mnie w przekonaniu o historycznej prawdzie Biblii. Ale rzecz dotyczy nie tylko tej prawdy. Chodzi o coś więcej. W Piśmie Świętym Pan Bóg objawia swą wolę. Pokazuje, jak powinny wyglądać relacje społeczne, a te rozpoczynają się od relacji między osobami. Pan Bóg stawia w nich na miłość, a ta zakłada również przebaczenie. Jesteśmy społecznością, która pragnie być nowoczesna, tolerancyjna. Czy zatem jesteśmy gotowi zrobić więcej niż prześladowany Dawid? Jego czasy łatwo osądzamy jako epokę prymitywną, gdy obowiązywała zasada: „Oko za oko, ząb za ząb”. Dawid oszczędził Saula i okazał mu szacunek, bo był on „pomazańcem Pańskim”. Są w tym geście głęboka pokora i otwartość na Boże rozporządzenia. Kto wie, czy ci, którzy są dziś wrogami wiary i Kościoła, nie są jak Saul – prześladowcami pragnącymi pokonać wroga, a ostatecznie przegranymi (w biblijnej opowieści Dawid został królem). Bóg ich nie wytraca, aby mogli doświadczyć przebaczenia od Niego, a potem także ze strony ludzi trwających przy swym Panu. •
Obraz zamazany, zapaskudzony grzechem, zdeformowany kłamstwem szatana. Duch pożąda przeciwko ciału, a ciało pożąda przeciwko Duchowi. Chodzi nie tyle o zło, które wyrządziliśmy, ile o to, że rozmazaliśmy obraz. A przecież mamy w sobie obraz Boga. Cóż z tego, skoro gdy tylko nadejdzie ciemna noc duszy i przepełnia nas poczucie wstydu i złości, Chrystus jawi nam się jako przeciwnik. Toczymy z Nim wewnętrzną walkę jak z groźnym rywalem, odwracamy od Niego wzrok i spuszczamy głowę ze smutkiem. Zapominamy, że nawet w ciemnościach On pozostaje blisko nas i zachęca do powrotu.
Najtrudniej jest przyprowadzić do Chrystusa te dusze, które zgrzeszyły pychą i samowolą, ponieważ pycha nadyma ego. Ogromne wyzwanie stanowi także przyprowadzenie do Niego dusz, które stały się chciwe i zachłanne, ponieważ pieniądze w pewnym sensie są ekonomiczną gwarancją nieśmiertelności. Obraz Chrystusa jest czyściutki, piękny, świetlisty. Widać na nim miłość Boga. Potrzebujemy Jego obrazu, by lepiej dostrzec nasz własny. Kiedy ogląda się obraz w świetle świecy, nie dostrzega się jego niedoskonałości. Jeżeli jednak ustawi się go w blasku dnia, naszym oczom ukażą się źle dobrane kolory i niewłaściwie naniesione linie. Gdy miarą staje się dla nas Bóg, jesteśmy nieskończenie niedoskonali. Gdy porównujemy się z wybitnymi ludźmi, mamy głębokie poczucie marności.
Wielu świętych godzinami wpatrywało się w twarz Chrystusa, ulegało Jego urokowi. Pociągało ich to, na co patrzyli z podziwem. „Nie boję się stanąć przed Jego Obliczem” – pisał abp Fulton Sheen. „I to nie dlatego, że jestem tego godny, ani też dlatego, że mocno Go ukochałem, lecz dlatego, że On pokochał mnie. Stajemy się warci miłości wtedy, gdy nasz Pan wlewa w nas swoją miłość”. Gdy On trzyma mnie w ramionach, poznaję głębię swego żalu. Odczuwam pragnienie, gdy znajduję się u Jego wód. Łkam, gdy spogląda na mnie z uśmiechem. To z powodu Jego miłości mam siebie w nienawiści. To Jego miłosierdzie sprawia, że przepełnia mnie skrucha. Jego doskonała dobroć nas osądzi i tylko w tym musimy pokładać nadzieję. To jest źródło zbawienia. Ufam więc Jego miłosierdziu i kocham Go ponad wszelką miłość. Każdy człowiek nosi w sercu obraz ukochanej osoby. To, co wydaje się miłością od pierwszego wejrzenia, często jest spełnieniem pragnienia. Życie nabiera sensu w chwili, gdy marzenie przybiera realną postać i ukazuje się nam osoba, która jest wcieleniem obdarzonego miłością ideału. Coraz częściej się zastanawiam, czy w ogóle kiedykolwiek byłbym miły Bogu, gdyby On sam nie zainteresował się mną. Owszem, od czasu do czasu zdołałem odłupać kawałek mego egoizmu. Gdyby jednak sam Boski Rzeźbiarz nie przyszedł dokończyć dzieła, nigdy nie mógłby dostrzec we mnie swojego obrazu. •
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli zabiera ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Dawaj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie.
Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to należy się wam wdzięczność? Przecież i grzesznicy okazują miłość tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy pożyczają grzesznikom, żeby tyleż samo otrzymać.
Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. Takie osoby są w pewnym sensie dla nas darem, ponieważ dzięki nim możemy uczyć się miłości nieprzyjaciół. Prymas Tysiąclecia w pierwszą Wigilię spędzoną w więzieniu w 1953 roku zapisał w dzienniku takie zdanie: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. Parę dni później notował: „Pragnę być jasny. Mam głębokie poczucie wyrządzonej mi przez rząd krzywdy. (...) Pomimo tego nie czuję uczuć nieprzyjaznych do nikogo z tych ludzi. Nie umiałbym zrobić im najmniejszej nawet przykrości. Wydaje mi się, że jestem w pełnej prawdzie, że nadal jestem w miłości, że jestem chrześcijaninem i dzieckiem mojego Kościoła, który nauczył mnie miłować ludzi i nawet tych, którzy chcą uważać mnie za swoich nieprzyjaciół, zamieniać w uczuciach na braci”. Następnego dnia dopisał: „Odnawiam najlepsze swoje uczucia dla wszystkich ludzi. Dla tych, co mnie teraz otaczają najbliżej. I dla tych dalekich, którym się wydaje, że decydują o moich losach, które są całkowicie w rękach mego Ojca Niebieskiego. Do nikogo nie mam w sercu niechęci, nienawiści czy ducha odwetu. Pragnę się bronić przed tymi uczuciami całym wysiłkiem woli i z pomocą łaski Bożej. Dopiero z takim usposobieniem i z takim uczuciem mam prawo żyć. Bo tylko wtedy życie moje będzie budowało królestwo Boże na ziemi”.
2. Najtrudniej kochać tych nieprzyjaciół, którzy kiedyś byli przyjaciółmi. Bywa tak, że gdy wypali się miłość, to jej miejsce zajmuje niechęć, a nawet, niestety, nienawiść. Miłość do nieprzyjaciół będzie wtedy oznaczała przebaczenie, które może być długim procesem. Niełatwo jest uleczyć zranioną miłość, zawiedzione zaufanie. Najboleśniejsze rany powstają między bliskimi, między małżonkami, między rodzicami a dziećmi, między rodzeństwem. Jeśli Pan wzywa nas do miłości nieprzyjaciół, to znaczy, że On daje nam siłę do takiej miłości. Z Nim ona jest możliwa, tylko z Nim.
3. „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny”. Miłosierdzie to miłość skonfrontowana ze złem. To odpowiedź Miłości na grzech, przemoc, poniżenie, raniącą obojętność, nienawiść, wszelkie zło. Nasza miłość miłosierna ma być na wzór miłosierdzia Boga. Wysoko ustawiona poprzeczka. Jezus, umywając uczniom nogi, pokazał, że miłość wzajemna wiąże się zawsze z pochylaniem się do słabości naszych bliskich. Miłość miłosierna jest potrzebna w relacji między małżonkami, przyjaciółmi, w rodzinie. Każda ludzka miłość jest zawsze relacją między grzesznikami, dlatego wciąż trzeba sobie nawzajem obmywać nogi, przebaczać, okazywać miłosierdzie. Nie siedem, ale siedemdziesiąt siedem razy. W tym sensie miłość nieprzyjaciół nie jest czymś nadzwyczajnym, ale jest naszym chlebem powszednim.