Rozpoczęli oni w Ziemi Świętej odbudowę dawnych struktur niepodległego państwa, choć żyli na terytorium podporządkowanym politycznie imperium perskiemu. Gwarantowało ono jednak wolność religijną. W cieniu odbudowanej świątyni jerozolimskiej powstała ostateczna redakcja Prawa, czyli Tory, oraz całego zbioru ksiąg natchnionych, „naszej” Biblii Starego Testamentu. Słuchamy więc opisu uroczystego czytania pierwszych czterech ksiąg ST przez kapłana Ezdrasza przy Bramie Wodnej, któremu towarzyszy namiestnik Nehemiasz.
Czytanie Biblii stało się początkiem Święta Namiotów, jednego z trzech najważniejszych świąt w kalendarzu żydowskim. Nazywano je po prostu Świętem albo Świętem Jahwe. Były to swoiste dożynki, podziękowanie Bogu za plony, obchodzone na zakończenie rocznego cyklu wegetacyjnego. W późniejszym czasie związano je z biblijną historią narodu wybranego. Jesienne święto w religijnej i historycznej refleksji stało się okazją do wspominania wędrówki Izraelitów z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Podczas trwającego osiem dni Święta Namiotów Żydzi opuszczali swe domy i mieszkali w namiotach, naśladując swoich przodków wracających z egipskiej niewoli.
A że podczas tej wędrówki Pan Bóg na świętej górze objawił im Dekalog i Prawo, obchody święta stały się okazją do uroczystego publicznego czytania Tory, Prawa.
Pan Jezus w czytanym dziś fragmencie Ewangelii nie obchodzi Święta Namiotów. Uroczyście czyta jednak w synagodze święty, objawiony przez Boga tekst proroka Izajasza. A ten, zapisany wieki temu, zapowiada właśnie Jego. •
Tymczasem do dziś słowo „Kościół” kojarzy się ludziom z księżmi, hierarchią lub Watykanem. Do dziś też trwa rodzaj tarcia albo rywalizacji duchowieństwa z laikatem, choć oba te określenia są już poniekąd anachroniczne i powinny jak najprędzej zostać odesłane do muzeum niepotrzebnych pojęć katolickich. Zwłaszcza że „wszyscy w jednym Duchu zostaliśmy ochrzczeni” i „wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem”, co potwierdził ostatni sobór, podkreślając najwyższą godność w Kościele – chrzcielną godność syna bądź córki Boga. Nie ma większej kariery, jaką można zrobić w Kościele! Tymczasem w kręgach duchownych utrzymuje się w stosunku do świeckich pewien rodzaj myślenia i odczuwania na zasadzie my–oni. Odwrotnie też. Jak gdyby istniały dwa odrębne światy, pomiędzy którymi relacje reguluje „filozofia innego”. Oczywiście chodzi nie tyle o fakty, ile o sądy i uprzedzenia.
Polska tradycja klerykalizmu oraz antyklerykalizmu zdołała wybudować niepotrzebne mury. Ich symbolami są z jednej strony obwarowane plebanie, do których trudno znaleźć wejście, z domofonem lub pilnie przestrzeganymi godzinami przyjęć przez proboszcza, a z drugiej niedostępne wille i osiedla z ochroniarzami, gdzie ukrywają się parafianie, do których często z wielkim trudem usiłuje się dostać kapłan po kolędzie. Myślę, że znakiem podziału jest też nierówność w traktowaniu sakramentów kapłaństwa i małżeństwa. Kto chce iść do seminarium, ma powołanie. W przypadku małżeństwa słowo „powołanie” wciąż zaskakuje. Ponadto przygotowanie do kapłaństwa trwa przynajmniej cztery lata, a najczęściej sześć. Przygotowanie do małżeństwa zakłada natomiast odbycie 10-spotkaniowego kursu, nieraz zredukowanego do wyjazdu weekendowego. Przygotowanie narzeczonych prowadzą w znaczącej przewadze księża, podczas gdy trudno wciąż wyobrazić nam sobie małżonków zaangażowanych w formację przyszłych prezbiterów. Gorszym problemem dotykającym wzajemnych odniesień między chrześcijanami trwającymi w celibacie a żyjącymi w rodzinach jest patologia zazdrości i rywalizacji. Efektem tego są klerykalizacja świeckich oraz laicyzacja duchownych. Po jednej stronie barykady stają bojownicy o wyrugowanie sakramentalnego kapłaństwa z Kościoła bądź o zasadę „suwaka”, polegającą na udzielaniu święceń mężczyznom i kobietom. Po drugiej stronie znajdują się przekonani co do tego, że „świeccy zawsze byli nieprzyjaciółmi duchownych”, dlatego należy trzymać ich jak najdalej od ołtarza.
Na ostatnim soborze podkreślono prawdę o powszechnym powołaniu do świętości. Nie należy już myśleć, że świecki powinien porzucić żywioł życia cielesnego, by upodobnić się stylem do duchownych, wierni każdego stanu i zawodu są bowiem powołani w Kościele do pełni życia chrześcijańskiego oraz doskonałej miłości. Każdy ma podążać do celu wskazaną mu przez Ducha Świętego drogą i każdy jest Kościołowi potrzebny. Cel zaś każdego z nas jest jeden: pokochać Boga i w tej miłości pozostać na wieczność. •
Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak nam je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono.
W owym czasie:
Powrócił Jezus mocą Ducha do Galilei, a wieść o Nim rozeszła się po całej okolicy. On zaś nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich. Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać.
Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, znalazł miejsce, gdzie było napisane: «Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana».
Zwinąwszy księgę, oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione. Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście».
Czytaj Biblię z "Gościem" na biblia.gosc.pl
1. Ta zapowiedź może powinna się spełniać także w nas, tworzących dzisiaj Ciało Chrystusa, czyli Kościół. Duch Pański spoczywa na każdej ludzkiej osobie, ponieważ człowiek od początku nosi w sobie tchnienie Boga. Księga Rodzaju mówi, że Bóg, lepiąc z prochu ziemi człowieka, tchnął w niego, czyli wlał w ludzkie serca coś ze swego Ducha. Nosimy w sobie Jego cząstkę. Przez umysł, wolę, zdolność do miłości jesteśmy z Nim spokrewnieni. Jezus przyszedł na świat także w tym celu, abyśmy odkryli ponownie tę prawdę, abyśmy zrozumieli nasze pokrewieństwo z Bogiem i pielęgnowali tę wartość. Ale to jeszcze nie wszystko. Jest coś więcej.
2. Duch mnie namaścił – mówi Jezus. I znowu chodzi tu o pewną prawdę o nas. Mamy Ducha Bożego w sobie nie tylko ze względu na stworzenie, lecz także jako chrześcijanie, czyli ludzie ochrzczeni i bierzmowani, zostaliśmy Nim namaszczeni. To jak gdyby pieczęć potwierdzająca to pierwsze tchnienie. Bóg nas nie zostawił po stworzeniu i po upadku, lecz w każdym sakramencie kładzie na nas swą rękę i napełnia miłością. Podczas chrztu i bierzmowania zostaliśmy napełnieni Bożą miłością, namaszczeni Duchem. Czy jesteśmy świadomi tego daru? Sakramenty to nie tyle obdarowanie czymś, ile Kimś. Nosimy w sobie Boga, Ducha Świętego. Staliśmy się Jego świątynią.
3. Z tym darem łączy się zadanie. „Posłał mnie”. Coś z tym Duchem Świętym, którego mamy w sobie, trzeba zrobić. Jeśli ktoś podarowałby mi samochód, to przecież nie po to, aby trzymać go w garażu. Albo jeśli otrzymałbym pieniądze. Nie są po to, aby je trzymać w sejfie, ale kupić za nie to, czego mi potrzeba. W sprawach materialnych bywamy bardziej rozsądni niż w sprawach duchowych. Moc Ducha trzeba uruchomić. Bycie chrześcijaninem oznacza misję, posłanie do świata. Mamy być ludźmi niosącymi Ducha Bożego w bezduszny świat. Mamy ubogim nieść słowo nadziei, więźniom wolność, niewidomym przejrzenie. Najgorszym ubóstwem jest brak Boga, najcięższym więzieniem jest to, w którym człowiek sam się zamyka przez grzech, kłamstwo, nałogi. Największym uciskiem jest własna niemoc, niezdolność do miłości. Do tych ubogich jesteśmy posłani, aby dać im wiarę, która otwiera oczy i pokazuje drogę prawdziwej wolności. Mamy nieść ludziom Boże natchnienie.
4. Teofil – to imię człowieka, któremu Łukasz zadedykował swoją Ewangelię. Teofil znaczy dosłownie „przyjaciel Boga”. Kościół jest wspólnotą przyjaciół Boga, ludzi napełnionych Duchem Bożym, namaszczonych i posłanych do świata. Dlaczego więc dziś tak wielu z nas, ochrzczonych, a nawet namaszczonych kapłaństwem zabiega bardziej o przyjaźń świata niż o przyjaźń z Bogiem? •
Znajdziesz nas także w Podcastach Google