Język i styl jego księgi wskazują na gruntowne wykształcenie. Nawet scena powołania, która jest dzisiejszym pierwszym czytaniem, dzieje się w wyjątkowej scenerii – w świątyni – a objawiający mu się Pan Bóg zasiada „na wysokim i wyniosłym tronie”. Jednak słowa Pana: „Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?” akcentują nie wyróżnienie, ale misję. Jak zaznacza Karl Pauritsch, teolog z austriackiego Grazu, „powołanie jest czymś, co całkowicie znajduje się poza zwykłą religijną sferą doświadczenia ludzkiego. Powołanie jest wezwaniem, z którym Pan Bóg zwraca się do człowieka w sposób bezpośredni, nieoczekiwany i bez przygotowania; w sposób jednorazowy i nieodwołalny. Powołanie rości sobie prawo do całego człowieka. Ustanawia nowe stosunki między powołanym a Bogiem i ludźmi. Powołanie jest w swej istocie misją, w żadnym wypadku wyróżnieniem”. Tak jest z Izajaszem i tak jest z Szymonem oraz Jakubem i Janem z dzisiejszego fragmentu Ewangelii.
Izajaszowi przyszło być prorokiem ogłaszającym wolę Pana Boga w bardzo trudnym okresie dla jego ojczyzny i krain ościennych. Potężna Asyria zagarniała coraz nowsze terytoria. W 732 r. przed Chr. padł Damaszek, 10 lat później Królestwo Północne, czyli Izrael. Po kolejnych 10 latach padło Aszdod, w 701 r. przed Chr. również sporo miast Judy, a więc Królestwa Południowego, gdzie żył Izajasz. Prorok służył radą kolejnym władcom, wskazywał na konieczność wierności Panu Bogu i Jego Prawu. Miał jeszcze jedną misję: był prorokiem mesjańskim. Zapowiadał Oczekiwanego. To w jego księdze czytamy m.in. te zapowiedzi: „Oto Panna (Dziewica) pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel”; „Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju”. •
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
Dzięki temu, jak pisał św. Ireneusz, „nie trzeba u innych szukać prawdy, którą łatwo jest przyjąć od Kościoła, gdyż apostołowie zgromadzili w Kościele, jak w zasobnej spiżarni, w największej obfitości to wszystko, co ma związek z prawdą, aby każdy, kto tego pragnie, mógł zeń zaczerpnąć wody życia”. Jest to „drogocenny depozyt złożony w pięknym naczyniu, który nieustannie odmładza to naczynie, które ją zawiera”. Szacunek i pokora względem prawdy, która zbawia, to bezwzględne wymaganie stawiane przed tymi, którzy jej strzegą bądź głoszą. W innym wypadku, jak mówi św. Paweł, „na próżno byście uwierzyli”.
Obraz Ewangelii jako „odmładzającego napoju” przypomina nam wciąż o absolutnym priorytecie przepowiadania Dobrej Nowiny innym ludziom. Nie ma ważniejszego zadania niż to wśród powinności, do jakich zobowiązał swych uczniów Zmartwychwstały. Czynność ta odmładza nie tylko tych, którzy przyjmują głoszone słowo, ale i tych, którzy je przepowiadają. Doświadczają tego na różny sposób dzisiejsi głosiciele Ewangelii: i duchowni, i świeccy. Głosząc innym śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, apostoł zakłada w ludziach egzystencjalny fundament wiary. W tym apostoł powinien głęboko upokorzyć się przed majestatem prawdy zawartej w słowie życia, bowiem przekazuje innym to, co do niego nie należy, a co niesie w sobie ogromną skuteczność. Ma moc wyrwania człowieka z duchowej śmierci i wygenerowania w nim życia nieśmiertelnego, duchowej zażyłości z Bogiem. Pewien zakonnik kiedyś mi poradził: zanim zaczniesz głosić innym słowo Boże, upokórz się radykalnie przed Bogiem, przypomnij sobie największe twoje grzechy i najbardziej kompromitujące zdarzenia, a potem głoś innym Pana Boga, z całego serca. Dzięki temu będziesz wpatrzony nie w siebie, ale w Tego, którego zamierzasz zaprosić do życia twych słuchaczy. Tak zachowuje się prawdziwy przyjaciel Oblubieńca: „Potrzeba, aby On wzrastał, a ja się umniejszał”.
Czasem Bóg swych apostołów, aby nigdy nie stracili w sobie gotowości stracenia twarzy dla ukrzyżowanego Pana, którego proklamują, przepuści przez coś w rodzaju „próby pokory”. Nagle zetkną się z utratą znaczenia, odepchnięciem, wykluczeniem, szyderstwem i poniżającą kpiną. Jezus mówił: „Tam, gdzie Ja jestem, będzie i mój sługa”. Okaże się wówczas, czy apostoł gotów jest umierać dla swego Zbawiciela, czy też szuka własnej korzyści albo uznania wśród ludzi. Taką próbę przechodzą ci, którzy pragną żyć tym, co głoszą. Święty Franciszek uczył swych adeptów umiejętności przyjmowania uniżeń i odrzuceń ze względu na miłość do Chrystusa. Gdy mimo utrapień i doznanych kalumnii – tłumaczył – zachowasz w sobie radość z powodu odrzuceń spadających na ciebie ze względu na twego Pana, wówczas będzie to radość doskonała. Zupełnie inaczej brzmi w takiej sytuacji przekonanie, iż „za łaską Boga jestem tym, czym jestem”. •
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy.
Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!» A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały.
Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym». I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona.
A Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił». I wciągnąwszy łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim.
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. W chwilach zwątpienia w swoją misję warto wracać do początku, do źródła, aby tam szukać umocnienia. Każde powołanie oznacza wybór określonej drogi. I zawsze jest tak, że coś trzeba zostawić z tego powodu. Jezioro, ryby, dom rodzinny, przyjaciół... Po to, aby odnaleźć nowy dom, nową ziemię, inne ryby do łowienia, nową wspólnotę. W każdym powołaniu przychodzą trudne momenty, zwątpienia, niepowodzenia. Słynne ciemne noce, gdy wydaje się nam, że dzieło naszego życia jest zmarnowane. Wtedy zaczynamy układać alternatywne scenariusze w stylu: „Mogłem przecież inaczej wybrać”. Ratunkiem są słowa Pana: „Nie bój się”. I powrót do pierwszej deklaracji: „Na Twoje słowo, Panie…”.
2. Powołanie, nie tylko kapłańskie, jest w istocie odpowiedzią na słowo Boga. „Na Twoje słowo zarzucę sieci” – rzekł Piotr. To było w miarę proste. Był przecież rybakiem. Ale co znaczy być „rybakiem ludzi”? O tym nie miał pojęcia. W tym musiał się zdać całkowicie na Jezusa. W Kościele wciąż rozbrzmiewa słowo Boże. Ono jest racją, fundamentem istnienia Kościoła. „Przez słowo Pana powstały niebiosa” (Ps 33,6) – mówi psalmista. To Słowo, które stworzyło świat, stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. To Słowo czyni z ludzi Kościół, buduje żywą świątynię Boga. To Słowo czyni z nas nowych ludzi, uczniów – misjonarzy, którzy mają zwiastować ludziom, że ich ojczyzną jest niebo. Można zrobić analogię do sakramentalnego słowa małżonków. Wzajemne „tak”, wypowiedziane przy ołtarzu, czyni z dwojga obcych ludzi komunię osób, jedno ciało. To słowo zmienia tożsamość każdego z dwojga. Odtąd będą żyć ze sobą i dla siebie. Żadne z nich w chwili ślubu nie wie, jak to będzie. Nie znamy ciężaru powołania w chwili, gdy je podejmujemy. Jezus, prosząc nas o udział w swojej misji, nie daje nam tylko zadania do wykonania, ale daje nam udział w swoim życiu. To jest słowo przymierza. Nie jesteśmy tylko jego „robotnikami”, ale przyjaciółmi. To miłość nas wzywa i o nią chodzi.
3. Tak jak Piotr czujemy się niegodni i grzeszni. Wolimy jak ryby pozostać w swoim jeziorze. Nie chcemy zostać złowieni, bo lękamy się o to, że bez „naszej wody” zginiemy. Dlaczego tak mało dziś chętnych do seminarium, do życia zakonnego, do sakramentalnego małżeństwa? Powodów jest wiele. Żyjemy zanurzeni w kulturze, która nie sprzyja ofiarowaniu swojego życia Bogu i innym. Co gorsza, w samym Kościele osłabła wiara w sens łowienia ludzi dla Jezusa. Ale Pan wciąż idzie brzegiem jeziora, szuka pomocników i przyjaciół, zaprasza. Szuka ludzi, którzy pokonując lęk i presję świata, odważą się zaufać Jego wezwaniu i postawią wszystko na jedną kartę. Czy ich znajdzie?
Znajdziesz nas także w Podcastach Google