Był to czas, gdy lud uciekał z niewoli egipskiej, a następnie na pustyni stawał się narodem, któremu jego Bóg, wyzwoliciel, objawiał swe prawa. Na pustyni Izraelici usłyszeli nie tylko konkretne kultyczne zalecenia, jak choćby to: „Kapłan weźmie koszyk z twoich rąk i położy go przed ołtarzem Pana, Boga twego”, ale też: „Ojciec mój, tułacz Aramejczyk, zstąpił do Egiptu”.
Badacze historii narodu wybranego mówią o znacznym ociepleniu klimatu około 2 tysiąclecia przed Chrystusem. Rolnicy starożytnego Bliskiego Wschodu nie byli wówczas w stanie uprawiać swych ziem. Wielu zarzuciło uprawę i stało się wędrownymi pasterzami. Informacje te harmonizują z biblijnymi opowieściami o Abramie, który opuścił rodzinne Ur¸ by z ojcem Terachem powędrować do Charanu (Harranu). Stamtąd Pan Bóg wezwał go, by wyszedł z ziemi rodzinnej i udał się – jako pasterz nomada, już nie rolnik – do kraju, który mu wskaże. Abram nie był jeszcze Izraelitą, lecz protoplastą tego narodu. Historycznie rzecz biorąc, trzeba określić go jako owego Aramejczyka. Ponad dwa tysiące lat przed Chrystusem ludy Aramu były zbiorowiskiem wędrownych plemion, które stykały się z osiadłymi mieszkańcami Mezopotamii. Zdaje się, że niektóre z nich – tak pokazują to badacze – osiedliły się w rejonie ujścia Tygrysu i Eufratu do dzisiejszej Zatoki Perskiej. To w tej grupie etnicznej trzeba upatrywać protoplastów rodu Abrama, potem Abrahama.
Oni więc, wędrowni Aramejczycy, stają się praprzodkami Izraela. I tak to pamiętano w narodzie wybranym, co udowadnia czytane dziś jedno z najstarszych wyznań wiary, jakie zna Biblia. Słychać w nim nie tylko pamięć minionych dziejów, lecz także głębokie przeświadczenie, że to Bóg jest Panem, który daje zbawienie. Fundamentalnemu przekonaniu, że Pan Bóg przynosi zbawienie mimo zmieniających się dziejów świata i ludzkości, jest wierny Jezus. On opiera się pokusom diabła, który kusi Go na pustyni, by porzucił Boże zamysły. •
Myślałem w tym kontekście o zarzutach stawianych kapłanom przez bł. Antonio Rosminiego, dotyczących ich sposobu mówienia o Bogu przypominającego posypywanie wiernych szronem. Tymczasem św. Paweł stwierdza: „Sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia”. Kto głosi słowo Boga, a nie żyje Nim, nie potrafi przemawiać do ludzkich serc. Współczesny świat zamienił serce na intelekt, który – zamiast wierzyć – spekuluje, analizuje i porządkuje w punktach konkluzje. Wiara w Chrystusa budzi się w ludzkich sercach dzięki przepowiadaniu Ewangelii. Lecz aby przepowiadać innym Jego słowo, trzeba czuć się przez Niego posłanym i uporczywie wsłuchiwać się w Jego przesłanie. Gdy serce głosiciela jest głuche na głos Chrystusa w sobie, jego słowa nie potrafią przenikać do serc słuchaczy, nie budzą w nich wiary. Często bardziej przypominamy dobrze przygotowanych, elokwentnych i eleganckich specjalistów od przekonywania ludzi do cudzych poglądów aniżeli zapłodnionych Duchem Świętym nosicieli życia Bożego. Stanowimy nieraz dziwną miksturę tego, co święte, z tym, co pospolite – terminów teologicznych z przyziemnym moralizmem. Nic dziwnego, że zamiast pokoju i radości wypełniamy innym serca niepewnością i przekonaniem, że tego, co głosi Kościół, nie trzeba brać na serio. Przypominamy nieraz księdza, który ubrał się do Mszy w czapeczkę z dzwoneczkami, naciągając marynarkę na ornat. Taki zgrzyt, zamiast wzbudzić w ludziach ochotę na pobożność. zdusiłby ją. Jeszcze bardziej śmieszny i żałosny bywa głosiciel, który miesza Boskie przesłanie ze światowym pseudonaukowym bełkotem. W naszych wystąpieniach Chrystus bywa nieraz potraktowany jedynie jako pretekst do zajęcia się czymś innym.
Gdyby dało się sfotografować istniejący w nas rozdźwięk między tym, co Boskie, a tym, co przyziemne, rezultat byłby potworny. Chrystus propagowany przez specjalistów od biblijnej krytyki, racjonalistów, archeologów, hermeneutów i publicystów niewiele ma wspólnego z Chrystusem żywym. Bo nie bierze się On z ludzkiego serca, w którym powinien żyć, dlatego nie może się przedostać do serca tego, kto słucha. Świat nie daje wiary kościelnemu nauczaniu, bo jego wysłannicy po części są przyobleczeni w Chrystusa, po części zaś w miałką, światową paplaninę. Trzeba żyć Chrystusem, by Go wiarygodnie głosić. Trzeba nieść Jego krzyż. Sercem przemawia ten, kto nosi w sercu ognisko miłości, kto przepłakał przed Bogiem hektolitry łez i przywykł do bicia się we własne piersi, jak to czynili świadkowie ukrzyżowania Jezusa na Kalwarii. Ponieważ Jego światło i moc wnikają w człowieka przez serce pokorne i uniżone. Tylko w ten sposób okazują piękno stopy zwiastunów Dobrej Nowiny. •
Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu, a wiedziony był przez Ducha na pustyni czterdzieści dni, i był kuszony przez diabła. Nic przez owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby stał się chlebem».
Odpowiedział mu Jezus: «Napisane jest: „Nie samym chlebem żyje człowiek”».
Wówczas powiódł Go diabeł w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł do Niego: «Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je dać, komu zechcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje».
Lecz Jezus mu odrzekł: «Napisane jest: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”».
Zawiódł Go też do Jerozolimy, postawił na szczycie narożnika świątyni i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół. Jest bowiem napisane: „Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, żeby cię strzegli, i na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”».
Lecz Jezus mu odparł: «Powiedziano: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”».
Gdy diabeł dopełnił całego kuszenia, odstąpił od Niego do czasu.
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. Od Adama i Ewy upadamy w grzech, dając się zwieść fałszywą obietnicą lepszego, mocniejszego życia. Jezus zaczyna swoją działalność od wejścia w doświadczenie walki ze złem. Schodzi w mroczne miejsca zagrożone diabelskimi pokusami, aby nas podźwignąć. Idzie na pierwszą linię frontu. „Jezus musi wejść w dramat ludzkiej egzystencji, przemierzyć ją aż do samego jej dna, by w ten sposób znaleźć »zagubioną owcę«, wziąć ją na ramiona i zanieść do domu” (Benedykt XVI).
2. Każda z trzech pokus „doczepia się” do jakiejś ludzkiej potrzeby. Pragnienie zaspokojenia głodu ciała jest konieczne (nie tylko o chleb tu chodzi). Dalej mamy pragnienie władzy i znaczenia. Władza jest potrzebna i każdy człowiek słusznie pragnie uznania. Wreszcie pragnienie wiary, która „działa” na naszych oczach. Wszystko to jest uzasadnione. W czym więc problem, gdzie jest haczyk? Ano w tym, że te normalne pragnienia mogą zostać tak wyolbrzymione, że stają się pierwszorzędnym celem naszego życia i przesłaniają wszystko inne, a przede wszystkim Boga. Poza tym diabeł sugeruje, że wie, jak osiągnąć te dobra bez wysiłku. Wystarczy tylko drobiazg, o który prosi. Oferuje prosty sposób na szczęście niczym diler, który pierwszą działkę narkotyku daje za darmo. Zły przedstawia się jako „dobry wujek”, który chce pomóc, chce naszego dobra, nie chce, żeby nam było ciężko. Kiedy jakiś polityk lub uczony obiecuje zbudowanie „nowego lepszego świata”, trzeba się go bać. Największych zbrodni dokonywano w imię lepszego świata, który ludzie mogą stworzyć sami, bez pomocy Boga.
3. Jak walczy Jezus? Nie dyskutuje z kusicielem, ale odpiera pokusy tarczą słowa Bożego. To ważna praktyczna podpowiedź dla nas. Nie wolno wdawać się w dyskusje z pokusą. Twierdzą warowną przed atakiem zła jest sam Bóg i Jego słowo. Oczywiście nie chodzi o to, aby traktować biblijne cytaty jak jakąś magiczną różdżkę, która odpędzi diabła. Chodzi o to, aby Biblia, jej sposób widzenia świata był moim sposobem widzenia. By mój umysł i serce były jak najmocniej nasączone prawdą słowa Bożego. Diabeł jest wytrawnym kłamcą. Bronią przeciw niemu może być tylko prawda, której ufam. Nie „moja prawda”, ale prawda objawiona.
4. Szatańska perfidia objawia się najmocniej w trzeciej pokusie, w której zły posługuje się biblijnymi cytatami. Diabeł występuje tutaj jako teolog, który dokonuje błędnej interpretacji słowa Bożego. I dziś nie brakuje „reformatorów” Kościoła, którzy w Biblii szukają raczej uzasadnienia swoich racji zamiast woli Boga. Słowo Boże musi być czytane z pokorą, w wierze Kościoła, z gotowością do poddania się prawdzie większej od nas.
Znajdziesz nas także w Podcastach Google