W czytanym dziś fragmencie nie mówi tego wprost, ale można zauważyć, że opisując mądrość, posługuje się obrazami pięknej kobiety, panny na wydaniu, o którą stara się młodzieniec: „Jest wspaniała, nie więdnie”. A w istocie mądrość jest pierwsza, to ona szuka swego wybranka: „Mądrość (…) uprzedza tych, co jej pragną, wpierw dając się im poznać”. A tak czytamy w Księdze Pieśni nad Pieśniami, gdzie mówi oblubienica: „Wstanę, po mieście chodzić będę, wśród ulic i placów, szukać będę ukochanego mej duszy”.
Dla autora Księgi mądrość nie jest czymś, co się ukrywa, a tak to widziały niektóre ruchy ezoteryczne tamtego czasu. Mądrość jest do zdobycia dla każdego, aczkolwiek wejście w jej posiadanie wymaga wysiłku: „Kto dla niej wstanie o świcie” – pisze autor. Wysiłek podejmowany o tej porze dnia wskazuje na pracowitość oraz na jakąś determinację. Szukający nie zwleka, nie czeka na dalszą porę dnia.
Ale i inne pory dnia i nocy są czasem szukania i tęsknoty za mądrością. Towarzyszy im ciągłe rozmyślanie o niej: „O niej rozmyślać (…). Kto z jej powodu nie śpi” to obrazy stanu głębokiego zakochania.
Mimo że mądrość szuka człowieka, to daje się rozpoznać tylko tym, którzy są jej godni i starają się ją posiąść.
Autorzy nowotestamentowych Ewangelii starali się szukać literackich sposobów pisania, kim jest Pan Jezus. Analizy pokazują, że znaleźli je w formach opisywania mądrości na kartach Starego Testamentu. Mądrością, która szuka człowieka, jest Jezus Chrystus. Ale i On w swej istocie daje się rozpoznać tym, którzy są tego godni i starają się Go przyjąć.
Czytany dziś fragment Ewangelii o pannach nierozsądnych i roztropnych doskonale harmonizuje z tymi obrazami z Księgi Mądrości. One także wyszły szukać pana młodego, niczym mądrości. Ale tylko te drugie zdołały go spotkać. Mądre i wytrwałe szukanie autor Księgi Mądrości nazywa „szczytem roztropności”.•
Wszyscy mamy ten sam problem. Dziś spotęgowała go pandemia: boimy się, że kogoś zabierze nam zaraza, że zostaniemy sami, że nie dożyjemy do emerytury. Człowiek jest bezbronny wobec lęku przed śmiercią. Dlatego apostoł zwraca się do nas w chrześcijańskim stylu: „Nie chcemy, bracia, byście trwali w niewiedzy co do tych, którzy umierają”. My „wierzymy, że Jezus naprawdę umarł i zmartwychwstał”. To ma swoje konsekwencje: święci z czaszką w dłoni na obrazach, skrzyżowane ludzkie piszczele u stóp krucyfiksu, pobożne zakonne praktyki sypiania w trumnach… Weźmie mocno w garść śmierć ten, kto wcześniej jeszcze mocniej uchwycił się życia.
„To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie” – św. Paweł nie odpuszcza. I w świetle zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią obwieszcza: „Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną”, a my, żywi, „wraz z nimi będziemy porwani naprzeciw Pana”. Gdy Pan przyjdzie, zabrzmi potężna trąba – szofar. Takie trąby – przenikliwe, donośne – są używane przez Żydów na Rosh Hashanah (Nowy Rok), początek nowego. Te same trąby wpędzały w bojaźń i drżenie Izraelitów pod górą Synaj, gdy Bóg zaczynał do nich mówić. Zostały też użyte do skruszenia murów Jerycha. Byście nie lękali się szofaru zbliżającego się do was w śmierci Chrystusa, rozgłaszajcie Go wszędzie i sami wsłuchujcie się w wiadomość o Jego zmartwychwstaniu. Niech wasze ucho i serce ożywa na dźwięki kerygmatu. Kościół staje się małoduszny i bojaźliwy, gdy milkną heroldowie Dobrej Nowiny. Dęcie w szofar Ewangelii to nie tylko zapowiedź naszego zmartwychwstania. To już w nas po części zaczyna się dziać. „Wstań, nie skupiaj się na swoich słabościach. Żyj wyprostowany! Jak Chrystus, twoja miłość”.
Opowiada midrasz biblijny, że Mojżesz bardzo lękał się wstąpić na górę Nebo, na której miał umrzeć. Usiłował sobie wyobrazić, jaki anioł i jakim sposobem odbierze mu życie. Gdy drżący czekał na szczycie na swe przeznaczenie, poczuł na ustach gorący pocałunek Boga. Był tak słodki i szczęściodajny, że dusza Mojżesza spontanicznie ruszyła w drogę, pociągnięta Bożą rozkoszą. Po wyjściu z Egiptu Izraelici wielokrotnie słyszeli słowo Boże. I za każdym razem czuli się dobrze, jakby sam Bóg składał na nich swe pocałunki. Nauczyciele Tory uczą, że im więcej człowiek zbierze za życia tych pocałunków, tym mniej będzie się obawiał tego ostatecznego, wprowadzającego w życie wieczne. •
1. Życie nie jest bezsensownym przemijaniem. Ewangelia przypomina, że nasze życie powinno być wyjściem na spotkanie z Bogiem. Idziemy jak Abraham, pociągnięci obietnicą Ziemi Obiecanej. Oczywiście o własnych siłach nie zdołamy pokonać dystansu między człowiekiem a Bogiem. To On jest tym, który idzie do nas. Tylko On może przerzucić most, który nas z Nim połączy. A jednak oczekuje od nas tego, abyśmy byli gotowi na spotkanie. Idziemy ku Niemu, aby przyjąć Jego przyjście. Każda Eucharystia jest obrazem tej rzeczywistości. To Pan przychodzi do nas w Słowie oraz w Chlebie i Winie, a my, zmierzając do Komunii, idziemy Mu na spotkanie.
2. Dopadają nas momenty zwątpienia. Chwile, w których wydaje się, że Pan opóźnia swoje przyjście. I wtedy gaśnie zapał pierwotnego oczekiwania, słabnie nadzieja. Pojawia się zmęczenie. Zamiast czuwać, popadamy w sen, zobojętnienie lub zniechęcenie. Obserwujemy coś takiego w Kościele, widać to w postawie wypalonych pasterzy, w uśpionych parafiach czy wspólnotach niegdyś tętniących życiem, w których górę wzięło narzekanie lub jałowe spory o mało istotne kwestie. Człowiek, którzy przestał iść na spotkanie Boga, i Kościół, który zgubił zapał wiary, stają się łatwym łupem nieprzyjaciela. Uśpiony nie może się bronić.
3. Czym jest mądrość, a czym głupota? Jak przełożyć wezwanie przypowieści na życiowy konkret? Sięgnijmy do kazania niezawodnego Benedykta XVI: „Głupi jest ten, kto w swoim życiu egzystuje tylko chwilą i pozwala się w niej rozpłynąć i zanurzyć. Głupi jest ten, kto dostosowuje się do czasu i pozwala się zużyć czasowi, i dlatego nie posiada niczego poza czasem i chwilą. Mądry jest dalekowzroczny. Mądry jest nie ten, kto wie, według ludzkich kryteriów, jak sprytnie pochwycić wszystko, co właśnie jest dostępne, ale ten jest mądry, kto patrzy ponad czasem i ponad chwilą i inwestuje w wieczność, i dlatego jego zapasy są wystarczające poza próg śmierci, aż po wieczność”. Żyć mądrze oznacza wzmacniać w nas to, co ma posmak wieczności, co ją zwiastuje i ku niej prowadzi.
4. Olejem, którym mamy napełnić lampę naszego życia, jest miłość. „Miłość jest mocą, która jako jedyna może być wiecznym światłem. Jeśli nie chcemy być nierozsądnymi, żyjącymi krótko, krótkowzrocznymi ludźmi, musimy stworzyć w sobie przestrzeń miłości, aby wraz z nią napełnić nasze życie” – uczy Ratzinger. Słowo „Chrystus” oznacza „namaszczony”. On, Namaszczony, napełnia lampy naszego życia oliwą swojej miłości. Dzięki Niemu my też stajemy się namaszczonymi. Idziemy ku wiecznej bliskości z Tym, który jest miłością.