1. „Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie!”. Wiara w Boga to pierwszy stopień. Drugi stopień to wiara w Jezusa – jako Boga – który stał się człowiekiem dla naszego zbawienia. Te dwa zdania to jeden z wielu dowodów na to, że Jezus uważa się za równego Bogu. Kolejna wskazówka pojawia się kilka linijek dalej: „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”. Albo Jezus jest szaleńcem, albo mówi prawdę. Nie ma innej opcji. Jeśli mówi prawdę, to znaczy, że Bóg nie jest tylko odległym Stwórcą i Sędzią, ale jest Bogiem bliskim, który wszedł w ludzką historię, aby objawić nam siebie i dać nam zbawienie. Jest drogą, prawdą i życiem. Odkrywamy tę drogę jak uczniowie idący do Emaus. Kiedy zapłonie serce, wtedy dociera do nas prawda i zaczynamy inaczej żyć.
2. „Idę przecież przygotować wam miejsce”. Mamy rezerwację w niebie na nasze imię i nazwisko, ale mimo to mamy trudność z wyobrażeniem sobie nieba. Jak tam będzie? Co nas czeka? Będziemy nie w hotelu, ale w domu. Będzie to dom Ojca. Dom to nie tylko mury, dom to miejsce, w którym jestem u siebie. Czy nie mamy czasem odczucia, że nie umiemy znaleźć sobie miejsca na ziemi? Czy nie jest tak, że raz po raz, zwłaszcza w chwilach trudnych, dopada nas tęsknota za idealnym domem? Z ogródkiem lub bez, z widokiem na góry lub morze, albo na jedno i drugie. Dom, w którym nigdy nie przecieka dach, nie psują się krany, nie wysiada piec, nie przychodzą rachunki za prąd i gaz. Dom, w którym nie słychać kłótni, płaczu, pretensji. A za to często słychać śpiew i śmiech. Dom, który omijają wirusy, bakterie, choroby i śmierć. Czy te intuicje mają się jakoś do nieba? Wiemy tyle, że Jezus obiecuje nam miejsce w domu. I mniej więcej wiemy, czym dom powinien być.
3. „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?”. Tomasz po swojemu nie kryje zwątpienia. Apostoł Filip dokłada swoje trzy grosze: „Pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”. Kochani Apostołowie, jak dobrze, że tak prosto z mostu mówicie Panu o swoich rozterkach. Ta szczerość jest piękna. Mówicie to po kilku latach w szkole Jezusa. My też jesteśmy w tej samej szkole i wciąż jak Tomasz szukamy drogi. Niby ją znamy, a przecież w trudnych momentach nie wiemy, dokąd iść. Gubimy pewność, czy idziemy dobrze. I jak apostoł Filip chcielibyśmy zobaczyć Boga, choć przecież powtarzamy codziennie: „Wierzę w jednego Boga” i modlimy się do Niego „Ojcze nasz”. Rozterki i tęsknota są nieodłącznymi towarzyszami drogi.
4. „Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca”. Człowieczeństwo Jezusa było „miejscem”, w którym zajaśniało Jego bóstwo. Ludzka więź z Jezusem, przyjaźń z Nim, prowadzi do więzi z Bogiem. Przez człowieczeństwo Jezusa odkrywamy tajemnicę Boga. Tę prawdę mocno podkreślała św. Teresa z Avila. „Nie jesteśmy aniołami, mamy ciało” – pisała. Dlatego „widzimy Jezusa jako człowieka wśród słabości i cierpień, i On dotrzymuje nam towarzystwa”. „Kto ma przy boku takiego dobrego przyjaciela, ten wszystko zdoła wytrzymać”. Nic dodać, nic ująć.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Badacze uważają, że literackim wzorem opisu powołania diakonów są zapisane w Pięcioksięgu teksty, które nazywają rytami ustanowienia np. opis ustanowienia przez Mojżesza sędziów nad ludem izraelskim (Wj 18,13nn) czy 70 starszych na urząd prorocki (Lb 11,24nn). Autor Dziejów Apostolskich posłużył się tamtymi literackimi matrycami, by pokazać, że oto młody Kościół ustanawia nową, ważną wspólnotę, która nawiązuje do istotnych momentów biblijnej historii zbawienia. Młody Kościół tworzy coś nowego, ale nie kroczy po omacku. To wspólnota, która ma świadomość, że powołując diakonów, organizuje coś, co zanurza się w biblijnej tradycji, gdy tworzyła się wspólnota narodu wybranego. Teraz, gdy powstaje wspólnota Kościoła, jej nowe elementy nie przychodzą znikąd. Coś podobnego działo się już dawno temu, gdy lud Boży wędrował przez pustynię z Egiptu do Ziemi Obiecanej i gdy tworzyła się wspólnota narodu, którego szczególnym opiekunem jest sam Pan Bóg.
Grupę siedmiu diakonów, sług, tworzą mężczyźni, którzy mają wyłącznie greckie imiona. Należeli do niej Żydzi posługujący się językiem aramejskim i ci, którzy mieszkali wcześniej w różnych zakątkach Imperium Rzymskiego, a po przesiedleniu się do Jerozolimy posługiwali się wyłącznie językiem greckim. Każde z tych imion potwierdza starożytna literatura grecka. Co ciekawe, choćby w przypadku Parmenasa mamy do czynienia z pewnym familiaryzmem, bo jego imię oficjalnie brzmiało Parmenides – tak jak dziś powiedzielibyśmy Mirek, a nie Mirosław, czy Staszek, a nie Stanisław. Ów familiaryzm może wskazywać na to, że owi diakoni byli bardzo dobrze znani całej jerozolimskiej wspólnocie.
Pierwsi diakoni Kościoła, podejmując służbę we wspólnocie, wiedzieli, że angażują się w dzieło wspierania potrzebujących. „Tych zawsze będziecie mieć u siebie” – mówił Pan Jezus. Posługa charytatywna, choć zanurza się w doczesności, jest otwarta na wieczność. Istotą i ostatecznym celem każdej posługi w Kościele jest to, co mówi Pan Jezus w czytanym dziś fragmencie Ewangelii: „Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, tobym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce”.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Podobnie umierał mały Franciszek Marto z Fatimy, zarażony hiszpanką w 1920 r. Nie otrzymał Komunii Świętej, mimo że o nią błagał ze łzami. Omdlewam z bólu, gdy słyszę, że Msze św. w większości europejskich miast są surowo zakazane. Epidemia spadła na świat, który w przeważającej większości od dawna już rozstał się z Chrystusem. „Żywy kamień” i fundament naszej cywilizacji został przez ludzi odrzucony. A przecież „kto wierzy w Niego, na pewno nie zostanie zawiedziony”. Dla cesarza Juliana Chrystus stał się „kamieniem obrazy”. Mimo że w młodości przyjął chrzest, wyparł się swego Zbawiciela, czyniąc wszystko, by wymazać Jezusa z życia swego i swoich poddanych. Stąd jego przydomek Apostata. Postawił na rozkrzewianie kultu Asklepiosa, który miał wyeliminować Chrystusa. Do walki z chrześcijaństwem Julian zaangażował siłę symbolu i emblematu, nauki i rozumu. Jego rozpaczliwy krzyk w chwili umierania: „Galilejczyku, zwyciężyłeś!” pokazywał tylko, że nienawiść do chrześcijaństwa była jego obsesją, chorobliwą manią.
Historia lubi się powtarzać. W 1973 r. na karetkach w USA pojawiły się symbole niebieskiego sześcianu, zwanego „gwiazdą życia” (Star of Life), w białym obramowaniu, ze znakiem Asklepiosa (owinięte wokół laski węże) wpisanym w środek symbolu. Zastąpiły one dotąd używane chrześcijańskie krzyże. Symbol Asklepiosa stał się znakiem rozpoznawczym międzynarodowego ratownictwa medycznego. Polska w 1992 r. na ambulansach reanimacyjnych zastąpiła niebieski krzyż znakiem ukośnego krzyża z symbolem Asklepiosa. Czy ten symboliczny manewr ma związek z faktem, że w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia ludzie z większą ufnością spoglądają na aptekę niż Najświętszy Sakrament, że udział wiernych we Mszy Świętej jest zakazany, jakby Chrystus miał przynieść współczesnemu człowiekowi pecha, i że dzisiejszy ateizm wylęga się w laboratoriach biologicznych, w których toczy się walka o prawo do decydowania o życiu i śmierci? Może kiedyś ktoś dostrzeże, że po raz kolejny nosimy na sobie skutki odrzucenia kamienia węgielnego naszej cywilizacji… A przecież „człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie”.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.