Gdy Mędrcy odjechali, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić”.
On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda. Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: „Z Egiptu wezwałem Syna mego”.
Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał oprawców do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od Mędrców.
Wtedy spełniły się słowa proroka Jeremiasza: „Krzyk usłyszano w Rama, płacz i jęk wielki. Rachel opłakuje swe dzieci i nie chce utulić się w żalu, bo ich już nie ma”.
Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić. Mt 2,13
Herod zapisał się w historii jako król obsesyjnie strzegący tronu. Zanim zaplanował zamordowanie nowo narodzonego króla żydowskiego, miał już na koncie kilka morderstw członków swojej rodziny. Ze strachu przed utratą władzy zabijał młodszych i starszych, aż w końcu niemowlęta. Dlatego jego imię do historii kultury weszło z pejoratywnym skojarzeniem. Możemy czytać dzisiejszą Ewangelię i kiwać głową nad złym Herodem, współczuć Świętej Rodzinie tułaczki do Egiptu i płakać z rodzinami młodzianków. Ale możemy też przyjrzeć się jej i zobaczyć, kiedy z naszego serca Bóg musi uciekać. I zmierzyć się z panującym w nas strachem, przez który niszczymy relacje z innymi, ale i samych siebie.