To grono rozpoczyna Izaak, syn Abrahama i Sary. Sara była niepłodna, a poza tym i ona, i jej mąż „zbliżali się do kresu życia”. Ich syn Izaak to dowód potęgi Pana Boga. Sara podsłuchiwała rozmowę swego męża z Panem Bogiem, a może z Jego wysłannikami. Gdy usłyszała, że ona, już staruszka, będzie matką, po prostu roześmiała się. A rok później była matką. Jej syn otrzymał imię Izaak, co oznacza „Śmiejący się”.
Biblijni bohaterowie rodzą się w rodzinie, którą tworzą nie tylko ojciec i matka, i osoby im najbliższe. Rodzina to zanurzenie w przeszłości, gdzie można wskazać na pokolenia, które już odeszły. A przy tym pełne świadomości zanurzenie w przeszłości otwiera drogę ku jutru, które przenosi tam odziedziczoną tradycję. Za swego życia Abram był jedynie głową rodziny. Czas, a właściwie Boży plan zbawienia miał pokazać, że jego ród, którego potomek Izaak przyszedł na świat dzięki Bożej interwencji, stanie się początkiem narodu, a ten stanie się dziedzictwem zbawczych obietnic. Co czuł i rozumiał starzec Abram, gdy usłyszał Boże wezwanie: „Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić… Tak liczne będzie twoje potomstwo”? To w tej rodzinie i w wyrosłym w niej narodzie przyjdzie na świat Zbawiciel, obiecany już w raju po grzechu pierworodnym: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”.
Tam, w raju, obraz był jeszcze mocno nieostry. Potem na kartach Starego Testamentu obraz zapowiedzi wyostrzał się i precyzował. Wszystko wskazywało na to, że Zbawiciel będzie miał rodzinę. Nie pojawi się niczym meteor spadający nie wiadomo skąd. Narodzi się w rodzinie. Będzie miał ziemską matkę – Maryję i ziemskiego opiekuna – Józefa.. •
I nagle ten stary człowiek słyszy w sobie głos Boga, którego nie zna. Głos ten obiecuje mu syna i ziemię, ale stawia warunek: opuść twoje dotychczasowe zabezpieczenia i ruszaj w drogę. Ten nieznany Bóg zobowiązuje się poprowadzić Abrahama do wypełnienia obietnicy, do miejsca, gdzie będzie szczęśliwy. I Abraham akceptuje słowo Boga, mimo że wydaje się absurdalne.
Spójrzmy na Maryję. Ta młoda dziewczyna, narzeczona Józefa, szykuje się do ślubu. Ma już wszystko zaplanowane. Pobiorą się, zamieszka ze swoim wybranym. Już widzi swój domek, firanki w oknach, kafelki w łazience... Myśli o pracy i dzieciach. Chciałaby spokojnego życia. I nagle w życie tej młodej dziewczyny wkracza posłaniec Boga, przynosząc Słowo. I Słowo okazało się płodne. W momencie przyjęcia zapłodniło Maryję. Poczęło się w Niej życie Boskie. Bóg prowadzi Ją odtąd drogą, której nie zna. To zdumiewające, że Bóg, by zbawić człowieka, nie posługuje się przyciągającym uwagę spektaklem, demonstracją siły, która nie pozostawia miejsca na wątpliwości. Nigdy nie zdławi ludzkiej wolności ani nie użyje siły, by do siebie przekonać. Słowo Boga niesie życie wieczne. Ma moc wskrzesić nawet tego, kto przestał już żyć jak człowiek na skutek grzechu czy braku nadziei. Musimy przechodzić od wiary martwej, która nie ma wpływu na nasze życie, do wiary żywej, która daje o sobie znać w czynach miłości.
Spójrzmy na Abrahama i Maryję. Oboje zostali zawołani na górę przez Boga. Abrahama Bóg wezwał na wzgórze Moria: „Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka... i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, który ci wskażę” (Rdz 22,2n). Dla starego Abrahama Izaak oznacza wszystko, co ma, i wszystko, co Bóg mu dał. Nie rozumie tego, czego Bóg żąda od niego, ale bierze syna, osiołka z drewnem, nóż i idzie, mając w sercu tylko jedną myśl: Bóg przewidzi! Jahwe wstrzymał cios Abrahama. Nie chce ofiary z Izaaka, przyjmuje ofiarę, którą widzi w Abrahamowym sercu, jego całkowite zaufanie. Maryja czyni to samo. Kiedy Bóg wezwał Ją do ofiary z własnego Syna, weszła na inną górę, na Kalwarię, oddając się zupełnie Jego zamiarom, choć niczego nie pojmowała – Bóg przewidzi! Dała się prowadzić Bogu na inny, wyższy sposób istnienia – opuszczenia własnego „ja”, by zrealizować się w Boskim „Ty”. Wstępowali na górę sami, lecz schodzą z niej z licznym potomstwem, w którego gronie my jesteśmy. Kiedyś będzie się tylko to jedno liczyło: czy przeżyłeś swe życie w błogosławieństwie kochania. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
1. W ich postawie można dostrzec piękną lekcję dla współczesnych rodziców. Ojciec i matka powinni w modlitwie nieustannie zawierzać swoje dzieci Bogu, błogosławić je. To gest wdzięczności wobec Dawcy życia, a zarazem wyraz pokory w obliczu trudnej misji wychowania. Dziecko jest powierzone rodzicom, ale nie jest ich własnością. Każdy człowiek ma swoje oryginalne powołanie, nie ma realizować ambicji swoich rodziców. Zadaniem rodziców jest pomóc dziecku w odkryciu i wypełnieniu się Bożych planów wobec ich dzieci.
2. Symeon i Anna są reprezentantami ludu Starego Przymierza, który wyczekiwał nadejścia Mesjasza. Stary Izrael spotyka się z Dzieckiem, które przynosi światu Nowe Przymierze. Nowe łączy się ze starym. Nie ma tu radykalnego zerwania, jest wypełnienie, kontynuacja. Postawa Symeona i Anny to kolejna lekcja rodzinnego życia. Można w nich zobaczyć obraz dziadków, którzy z miłością przyjmują swoje wnuki. Rodzina powinna być miejscem, w którym następuje przekaz dziedzictwa. Starzy przekazują swoją wiarę, mądrość, doświadczenie młodym. Głupotą naszych czasów jest lekceważenie ludzi starszych. Symeon i Anna są pięknym przykładem pobożności, mądrości, otwartości na natchnienia Ducha Świętego. Są ludźmi nadziei, oczekiwania, tęsknoty. Służą Bogu przez modlitwę, posty, nawiedzanie świątyni. Tak wiele mogą nauczyć młode pokolenie.
3. „Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu w pokoju”. Symeon godzi się pokornie z tym, że jego czas dobiega końca. Rozumie, że pora zejść ze sceny bez żalu, w poczuciu spełnienia. Jego oczy ujrzały to, co najważniejsze. Rozpoznał w małym Jezusie Boga, który oświecał jego życie. To ważne, abyśmy uczyli się w rodzinie dostrzegania w sobie nawzajem obecności Boga. „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych…” Te słowa nabierają szczególnego znaczenia w rodzinie, gdzie wciąż robimy coś dla bliskich, żyjemy dla nich. Spełnienie w życiu bierze się z miłości, ze służby, z poświęcenia. Tej mądrości uczymy się w rodzinie. Nie ma lepszej szkoły szlachetnego człowieczeństwa.
4. „Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim”. Rozwój człowieka dokonuje się w rodzinie. To ogromna łaska mieć dobrą, kochającą rodzinę. Oczywiście nie ma idealnych rodziców ani cudownych dzieci. Ale trzeba koniecznie chronić to wielkie dobro, którym jest małżeństwo i rodzina. Losy świata zależą od tego, czym będą karmić się dzieci. Miłością i mądrością rodziców, łaską sakramentów i słowa Bożego? Czy będą je wychowywać internet i seriale, zamieniając w bezwolnego konsumenta, w niewolnika nieuporządkowanych pożądań?