Nagonka na eksperta episkopatu

W czasie wykładu w Częstochowie prof. Kochański mówił na temat zagrożeń dla zdrowia dzieci poczętych drogą in vitro. Treść wykładu nagłośniła „Gazeta Wyborcza” i ostro go skrytykowała.

Nagonkę na profesora podjął min. Bartosz Arłukowicz, zarzucając mu stygmatyzowanie dzieci z in vitro i żądając od komisji etyki PAN potępienia naukowca. Instytut Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej im. Mirosława Mossakowskiego PAN, gdzie A. Kochański pracuje, wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że ekspert episkopatu wyraża prywatne poglądy, podkreślając przy tym, że naukowiec ma prawo do prezentowania własnych naukowych poglądów i wyników, ale „jednocześnie jest zobowiązany do przestrzegania zasad etyki i rzetelności naukowej”.

Problem polega na tym, że prof. Kochański te kryteria spełnia. Jest on genetykiem i ekspertem komisji bioetycznej episkopatu. Komisja ta wydała dokument „O wyzwaniach bioetycznych…”, w którym wskazywała na naukowe badania pokazujące zagrożenia dla zdrowia dzieci, które są poczęte na drodze in vitro.

Opublikowała też listę kilkudziesięciu artykułów naukowych, które opisywały te zagrożenia, m.in. podawały statystyczne dane wskazujące, że wśród dzieci z in vitro częściej niż poczętych w sposób naturalny występują zmiany genetyczne i wady rozwojowe. Gdyby profesor prezentował poglądy nie poparte naukowo, krytyka byłaby uzasadniona.

Jednak swoje twierdzenia opiera on na rzetelnych badaniach. To co się dzieje wokół prof. Kochańskiego to przykład nagonki na naukowca. „Gazeta Wyborcza” od dawna uprawia ideologię sztucznego zapłodnienia, odrzucając prawdę o tej metodzie. To typowa postawa dla tego środowiska - dla realizacji określonej ideologii odrzuca fakty, czym się zresztą kompromituje. Z kolei minister zdrowia w drastycznie przekroczył swoje kompetencje, ingerując w wolność nauki i dążąc do cenzury prezentowania badań. To nie prof. Kochański, wskazując zagrożenia płynące z in vitro dla dzieci, stygmatyzuje je, lecz min. Arłukowicz stygmatyzuje prof. Kochańskiego.