1. Być może sami zgubili się w tych wyliczeniach, stąd pytanie o sens, o centrum tego wszystkiego. Dziś nam też często chrześcijaństwo jawi się jako skomplikowany system prawd i moralnych wskazań. Bywa, że sprawy mniej istotne, drugorzędne urastają do rangi najważniejszych. Klimat subiektywizmu pogłębia chaos; więc też się gubimy. I mamy ochotę zapytać podobnie: co jest najważniejsze. Czym właściwie jest chrześcijaństwo? Jezus odpowiada faryzeuszom i nam z całą prostotą. Prostotą samego Boga. Najważniejsze jest: kochaj Boga i kochaj bliźniego. To jest centrum naszej wiary. To jest prawda, która oświeca wszystkie inne prawdy. Nie ma nic ważniejszego niż to: kochać Boga i kochać człowieka. To odpowiedź stale aktualna.
2. Dwa przykazania miłości są jednością. Są właściwie jednym przykazaniem. Są jak dwie belki krzyża. Pionowa kieruje nas ku niebu, czyli w stronę miłości Boga. Pozioma jest jak otwarte ramiona wyciągnięte w stronę ludzi. Jezus dający siebie z miłości na krzyżu nauczył nas właśnie tego połączenia. On sam kochał Ojca i kochał ludzi. My, odpowiadając na tę miłość, objawioną w Jezusie, próbujemy kochać Boga i człowieka. Kochać, tak jak Jezus nas umiłował, razem z Nim. Ucząc się miłości wciąż od nowa.
3. Coraz silniejsza jest w Kościele tendencja do tak silnej koncentracji na bliźnim, że z horyzontu znika Bóg. Wiara w Boga, miłość do Niego zdają się nieraz wręcz przeszkodą w miłości bliźniego. Przestawiamy kolejność tych dwóch miłości, dostosowując przesłanie Ewangelii do zsekularyzowanej mentalności współczesnej. Kościół wzywający do miłości braterskiej wydaje się bardziej zrozumiały i przekonujący w świecie, w którym Bóg stał się abstrakcyjną ideą. A przecież lepiej kochać konkretnych ludzi niż idee. Cała Biblia mówi jednak o tym, że Bóg nie jest ideą, ale Kimś, kto kocha i daje życie. I tylko On godzien jest kochania całym sercem, całą duszą i całym umysłem.
4. Romano Guardini powiedział, że „kto nie zna Boga, nie zna człowieka”. Komentując to zdanie, kard. Ratzinger dodał: „Kto nie kocha Boga, nie kocha człowieka i nie może go rzeczywiście kochać. Abyśmy mogli kochać człowieka, musimy w nim widzieć Boga i musimy nosić Boga w sercu”. Musimy uczyć się patrzeć na ludzi Bożymi oczami. Łączność obu przykazań działa także w drugą stronę. Jak przypomina św. Jan: „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi”. Miłość bliźniego jest drogą do spotkania również Boga. Zamykanie oczu na bliźniego czyni człowieka ślepym również na Boga. Oziębłość wobec ludzi oziębia także miłość do Boga.
To czasy, gdy możni decydują o wszystkim, a słabi i ubodzy nie mają głosu. Co więcej, Bóg Starego Testamentu jest jedynie surowym sędzią, który orzeka na rzecz wielkich, możnych i znaczących.
Dowodem zadającym kłam powierzchownym ocenom, że Pan Bóg w wspiera możnych i silnych, jest czytany dziś fragment: „Nie będziesz gnębił ani uciskał przybysza, bo wy sami byliście przybyszami w ziemi egipskiej. Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy ani sieroty”. W optyce biblijnego autora wraca najpierw czas pobytu w Egipcie, gdy Izraelici byli ludem skazanym na fizyczną eksterminację. A gdy Pan Bóg, władca dziejów, wyprowadził swój lud z niewoli i dał mu ziemską ojczyznę, oczekiwał, że lud ten zbuduje społeczne relacje, w których nie będzie miejsca na niesprawiedliwość dotykającą najbardziej bezbronnych. W tamtych czasach, gdy nie znano żadnych form opieki społecznej, naturalną obroną i miejscem bezpiecznym była rodzina. Stąd osoby jej pozbawione, całkowicie lub w jakimś stopniu, automatycznie stawały się bezbronne wobec siły możnych, a przy tym niesprawiedliwych. Byli to przybysze – czasami jeńcy wojenni – a obok nich wdowy i sieroty. Wyjątkowo bolesny los dotykał wdowy w starszym wieku. Młode wdowy mogły wracać do domów swych rodziców. Sieroty natomiast, przede wszystkim te, które straciły ojców, stawały się ofiarami niesprawiedliwych wyzyskiwaczy. I jak widać, wobec tej grupy społecznej Bóg jest wyjątkowo otwarty, czuły i domagający się dla niej od społeczeństwa traktowania z szacunkiem, miłością i pomocą. „Jeślibyś ich skrzywdził i poskarżą Mi się, usłyszę ich skargę, rozpali się gniew mój” – ostrzega Bóg z całą powagą i surowością. Owszem, Bóg Starego Testamentu jest surowy, ale tylko dla niesprawiedliwych i grzeszników. I tutaj teksty biblijne – jak ten dzisiejszy – tchną niesamowitą aktualnością. •
Biblia oraz liturgia żydowska pełne są owych wydarzeń, o których należy opowiadać. Istotną rolę w przebiegu żydowskiej liturgii – zwłaszcza Paschy – odgrywa hagada, opowiadanie wielkich dzieł Pańskich. Bóg objawia się przez fakty, budząc w człowieku wiarę i radość, uwielbienie i hymn. Wraz z przyjściem Chrystusa na ziemię Bóg odmienił sposób komunikowania się z człowiekiem: „W tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,2). Miejscem ukazania się Chrystusa i Jego zwycięstwa nad złem i grzechem nie jest już zewnętrzny świat, ale człowiek, jego życie. Życie ludzkie poddane działaniu kochającego Boga staje się Jego żywą wizytówką. Chcesz poznać, kim jest Bóg? Zobacz, co dla mnie i we mnie zdziałał. Tak zaczęto w pierwotnym Kościele postrzegać świętych. Ich życie nie tylko pociągało do Ewangelii, ale i ją głosiło: „okazaliście się wzorem dla wszystkich wierzących”, „dzięki wam nauka Pańska stała się głośna”, „wasza wiara w Boga wszędzie dała się poznać”. Przekazywane były żywoty świętych, powstawały opowiadania, nowe hagady. Już nie tylko zewnętrzne zdarzenia, ale ludzka biografia ukazywała moc działającego i kochającego Boga.
Dzisiejsze trudne czasy domagają się świętych. Jan Paweł II niejednokrotnie mówił, że Kościół współczesny nie potrzebuje nowych reformatorów, ale nowych świętych. Kluczową kwestią dla Kościoła uwikłanego w globalny kryzys duchowy ludzkości wydaje się pytanie, czy są w nim święci, którzy są gotowi dokonać czegoś nowego i żywego. Święci leczą rany świata. Matka Teresa z Kalkuty skupiała oczy świata na jego nędzy i niedomaganiach: sprawach socjalnych, emigracji, nierównościach, chorobach… „Oczywiście, jest to straszna bieda” – mówiła. „Nigdy jednak nie wolno nam zapominać, że pierwszą, najgorszą formą ubóstwa jest niepoznanie Chrystusa”. To właśnie święci swoim życiem pokazują nam, jak czynne, dobre i wartościowe życie może zrodzić przyjęta i przeżyta do końca Ewangelia. Oni usuwają barierę pomiędzy tym, co naturalne i nadprzyrodzone, pokazując, że ta bariera nie jest murem, ale być może tylko zasłoną, którą można przesunąć. Jeśli jednak Kościół ogłasza świętymi swoich najlepszych synów, to przede wszystkim po to, by pokazać przykłady cnót, które powinny być poznane, i na ile jest to możliwe, by je naśladować.
Aby kogoś ogłosić świętym, papież angażuje swój charyzmat nieomylności. Duch Święty pomaga mu, stąd nie może się mylić. Wyniesienie na ołtarze usuwa wszelkie wątpliwości. Pokazuje Boga objawiającego się w życiu ludzi podobnych do nas. To zachęca do ufności. Trzeba mówić o świętych, a nawet się nimi chlubić. Opowiadać sobie ich żywe hagady: jak „okazali się wzorem dla wszystkich wierzących” i jak „dzięki nim nauka Pańska stała się głośna”. Ich życie jest dowodem na to, że nasze sprawy nie wyczerpują się tu i teraz. Jest rzeczą dramatycznie pilną, by Kościół nie próbował przemilczeć tego, co w nim nadprzyrodzone. •