W tym czasie przyszli jacyś ludzie i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar.
Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, iż to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie».
I opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał zasadzony w swojej winnicy figowiec; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym figowcu, a nie znajduję. Wytnij go, po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć”».
Ewangelia z komentarzem. Stajemy pod pręgierzemPanie, jeszcze na ten rok je pozostaw. Łk 13,8
Stajemy czasami pod pręgierzem słów: „Ostatni raz Ci wybaczam”; „Jeszcze raz i będzie koniec”; „Masz żółtą kartkę, jeszcze jedna i będzie po wszystkim”. Uginamy się pod tym ciężarem, pękamy i łamiemy. Zapominając, że chrześcijanin to człowiek „drugiej szansy”. Z zakamarków pamięci wydobywam słowa wiersza ks. Szymika: „Miłość boli, im więcej miłości, tym bardziej. Niekoniecznie odwrotnie”. Niech nie zwodzą piękno i lekkość cytowanych słów. Są precyzyjne w diagnozie: miłość i ból są że sobą bezlitośnie splątane. Do krwi. Do śmierci. Ileż to wokół nas historii, kiedy jeden towarzyszy drugiemu, niepotrafiącemu udźwignąć ciężaru życia, i trwa przy nim kolejny dzień, miesiąc, rok... Dzięki temu jeszcze żyjemy.