Gowin rewolucjonista

Część środowisk akademickich wyraża sprzeciw wobec planów reformy szkolnictwa wyższego. Dopóki ministerialny projekt nie ujrzy światła dziennego, warto jednak wstrzymać się z jego ostateczną oceną.

Jarosław Gowin stawia sprawę jasno: albo uczelnie zaczną działać jak dobrze prosperujące firmy, albo wkrótce spadną do niższej ligi. Minister nauki i szkolnictwa wyższego, używając analogii sportowej, podkreśla oczywistość powtarzaną od lat – nasze uniwersytety pozostają w tyle za światowymi gigantami. Przyzwyczailiśmy się do tego, że w prestiżowych rankingach UW i UJ zajmują miejsca w czwartej setce, a pozostałe polskie uczelnie nie są nawet brane pod uwagę w klasyfikacji. Jaka jest tego przyczyna? Wykładowcy podkreślają, że chodzi o pieniądze, a według prezesa Polski Razem winny tej sytuacji jest niewydolny system. Wszyscy zgadzają się co do tego, że zmiany są potrzebne, ale wizje reformy są różne.

Na początku roku Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego poinformowało o wynikach konkursu na przygotowanie projektu tzw. Ustawy 2.0, czyli zupełnie nowych, stworzonych od podstaw przepisów regulujących funkcjonowanie polskiej nauki. Wygrały zespoły z warszawskiego SWPS, krakowskiego Instytutu Allerhanda oraz poznańskiego UAM. Każdy z nich przygotował swoją propozycję. Na ich podstawie do września zostanie napisana ustawa, która ma poprawić sytuację naszych uczelni. Z wstępnych założeń wynika, że te, które znajdują się w metropoliach otrzymają większe wsparcie finansowe. Gowin postuluje także, aby obok placówek dydaktycznych oraz badawczo-dydaktycznych powstała sieć uczelni badawczych, które pozwolą na rywalizację z najlepszymi europejskimi ośrodkami. Kluczem do lepszego zarządzania mają być z kolei istniejące na każdej uczelni rady powiernicze, składające się w połowie z przedstawicieli danego uniwersytetu i w połowie z osób reprezentujących lokalne otoczenie społeczno-gospodarcze. Nowe ciała miałyby wybierać rektorów. Gowin chce także obniżyć liczbę studentów, wprowadzić opłaty ze niektóre kierunki studiów, uzależnić rozwój kariery naukowej od umiejętności pozyskiwania grantów oraz odmłodzić kadrę naukową poprzez zmuszenie starszych profesorów do odejścia na emeryturę – minister chce formować nowe elity.

Pomysłów na zmiany jest naprawdę dużo. Każdy z trzech projektów liczy ok. 200 stron, nie sposób omówić tutaj wszystkich szczegółów. Wizja Gowina bez wątpienia jest jednak kopią zachodniego liberalnego modelu, który funkcjonuje m.in. w Anglii. Akademicy związani z Komitetem Kryzysowym Humanistyki Polskiej oraz Związkiem Nauczycielstwa Polskiego uważają, że to zły pomysł. Podczas poniedziałkowego kongresu, poświęconego nauce założenia reformy podsumowali trzema słowami: centralizacja, autokracja i prywatyzacja. Nie chcą, aby duże ośrodki akademickie rozwijały się kosztem mniejszych, uczelnie padały „łupem” lokalnych polityków (ich zdaniem do tego doprowadzi wprowadzenie rad powierniczych), a dostępność do studiów była uzależniona od dochodów. Mają zamiar przedstawić ministerstwu własne rozwiązania, oparte na zasadzie fair play: każda uczelnia powinna mieć ten sam zakres autonomii finansowej, badawczej oraz dydaktycznej. Zdaniem akademików receptą na uzdrowienie polskiej nauki jest zrównoważony rozwój, dokładnie tak jak w Planie Morawieckiego.

Rzeczywiście z tego punktu widzenia pomysł Gowina jest niespójny z polityką rządzących. Prof. Jadwiga Staniszkis stwierdziła nawet, że dążenie ministra do wprowadzenia reformy może doprowadzić do rozpadu koalicji. Odstawiając jednak na bok polityczny wymiar tej sprawy, warto zastanowić się czy akurat w przypadku nauki tzw. zrównoważony rozwój jest w ogóle możliwy. W tym sektorze państwo wyda w tym roku zaledwie 0,43 proc. PKB (8,4 mld zł na naukę+16 mld zł na szkolnictwo wyższe). W kilkakrotnie mniejszym od Polski Izraelu, na ten cel przeznacza się ponad 4 proc. PKB. Z pustego i Salomon nie naleje, ale w naszych warunkach może warto postawić właśnie na duże ośrodki i sprawdzić jak to rozwiązanie sprawdzi się w praktyce? Powszechny dostęp do studiów w ostatnich latach doprowadził do obniżenia poziomu wykształcenia absolwentów. Doskonale weryfikuje to rynek pracy: zatrudnienie dostają tylko najlepsi, pozostali wracają z niewiele wartym dyplomem do domu.

Rozważając różne warianty reformy szkolnictwa wyższego przede wszystkim trzeba zastanowić się jakich studiów potrzebujemy: masowych czy elitarnych. Gowin wyraźnie skłania się ku drugiemu rozwiązaniu. Nic dziwnego, że napotyka opór środowiska akademickiego, które obawia się zmniejszenia liczby studentów, a tym samym utraty znacznej części środków finansowych. Poczekajmy jednak na ostateczny projekt ustawy oraz opinie innych środowisk naukowych – to zbyt skomplikowana sprawa, aby wyciągać pochopne wnioski i stawiać wyraziste tezy. Jedno jest pewne: polska nauka potrzebuje naruszenia obowiązującego od lat status quo. Cieszy, że wreszcie ktoś się na to odważył.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Maciej Kalbarczyk Maciej Kalbarczyk

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwent dziennikarstwa i medioznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Zaczynał w Akademickim Radiu UL Uniwersytetu Łódzkiego. Współpracował z kwartalnikiem „Fronda Lux”, „Teologią Polityczną Co Miesiąc”, portalami plasterlodzki.pl i bosko.pl. Publikował także w miesięczniku „Koncept”. Interesuje się muzyką i szeroko pojętą kulturą. Jego Obszar specjalizacji to kultura, sprawy społeczno-polityczne, tematyka światopoglądowa, media.

Kontakt:
maciej.kalbarczyk@gosc.pl
Więcej artykułów Macieja Kalbarczyka