Między klerykalizmem a egalitaryzmem. Wojtysiak odpowiada Kędzierskiemu

Fałszem jest, że klerykalizm jest przyczyną sekularyzacji i że stanowi on główny problem Kościoła. Moda na antyklerykalizm to raczej pochodna egalitaryzmu, który opanował naszą kulturę.

Dziękuję dr. Marcinowi Kędzierskiemu (w dalszej dyskusji pomińmy wszelkie dystynkcje akademickie) za polemikę z moim tekstem. Krytykowałem w nim – na przykładzie jego felietonu – modną dziś retorykę katolicką, która nie sprzyja powołaniom kapłańskim i zakonnym. Cieszę się, że mój Dyskutant „po części” się ze mną zgadza. „Po części” oznacza, że są między nami miejsca wspólne i są miejsca sporne. Drugie z nich zachęcają do dalszej debaty, a pierwsze ją umożliwiają. Dobrze – i tu pełna zgoda – że „ta debata odbywa się na łamach katolickiego portalu, a dziś ze świecą szukać miejsc, niestety także w Kościele, gdzie toczyłaby się otwarta, ożywiona – i dodam od siebie: merytoryczna – dyskusja wokół ważnych spraw.”  

Marcin Kędzierski – z którym na łamach „Gościa Niedzielnego” dialektycznie się uzupełniamy – poruszył w swej polemice (skierowanej także wobec ks. prof. Jerzego Szymika) wiele fundamentalnych zagadnień. Odniosę się teraz tylko do kilku z nich. Do innych będę z pewnością (wprost lub nie wprost) wracał w moich tekstach. 

Sprawa pierwsza. Mój Adwersarz pyta retorycznie: „czy przypadkiem utrata społecznej pozycji przez Kościół oraz pędzące procesy sekularyzacyjne nie są spowodowane zbyt szczególnym traktowaniem duchowieństwa, czyli właśnie klerykalizmem”? Wbrew sugestii zawartej w tym pytaniu, uważam, że sekularyzacja jest wywoływana przez kilka czynników, a tzw. klerykalizm odgrywa w nich lub wobec nich co najwyżej rolę wtórną. Nie będę tu rozwijał tej kwestii. (Więcej mówiłem i pisałem o tym w różnych miejscach, a ostatnio w, wydanej wraz z red. Piotrem Sachą w Instytucie Gość Media, książce „Bóg na logikę. Rozmowy o wierze w zasięgu rozumu”). Zauważę tylko, że gdyby klerykalizm był główną przyczyną tak silnej sekularyzacji, to nie występowałaby ona – a występuje (choć może z mniejszą tendencją w Stanach Zjednoczonych) – w krajach, w których historycznie dominował protestantyzm. Kościoły (wspólnoty) protestanckie przecież programowo nie posiadają instytucji kapłaństwa (a tylko urzędy lub posługi duchowe) oraz mają (mniej lub bardziej) demokratyczną strukturę, która w swej genezie ukształtowała się w opozycji do „klerykalizmu” Kościoła katolickiego. Pomimo to i te Kościoły (poza wspólnotami pentakostalnymi) przeżyły i przeżywają odpływ wiernych, a liczba chrześcijan w postprotestanckiej Europie Zachodniej radykalnie się zmniejsza. Jak widać, dane empiryczne falsyfikują sugestię mego Polemisty. 

Marcin Kędzierski pisze dalej: „Może gdyby księża zeszli z piedestału, na który chcemy ich stawiać (czasem, a nawet coraz częściej wbrew ich woli, co słyszę od znajomych duchownych), zmieniłyby się i społeczne podejście do tej grupy, i determinanty wyboru takiej ścieżki życia.” I tutaj zachodzi między nami niezgoda. Uważam bowiem, że poprzednik cytowanego trybu warunkowego także jest empirycznie fałszywy. Księża nie są dziś na żadnym piedestale. Nie mają żadnej władzy, a raczej jest tak, że są przez każdą władzę (choć na różne sposoby) rozgrywani i ogrywani. W mediach głównego nurtu najczęściej dominuje wobec nich zasada domniemania winy lub zasada podejrzliwości. Do tego dochodzi (mniej lub bardziej) antyklerykalna retoryka, która staje się modą także w Kościele i o której pisałem w moim poprzednim tekście. Owszem, są jeszcze rejony lub zakątki Polski, w których księża cieszą się dużym autorytetem i mają poważne znaczenie społeczne. W miejscach tych jednak sekularyzacja jest słabsza. Czy mamy ją przyspieszać przez „de-klerykalizację”? 

Czas na najbardziej fundamentalny punkt naszej niezgody. Chyba (trochę) inaczej rozumiemy Ewangelię oraz współczesną kulturę. Marcin Kędzierski pisze: „Moim zdaniem Ewangelia, a zwłaszcza chrześcijaństwo opisane w listach św. Pawła, jawią się bowiem jako mocno emancypacyjne i równościowe, a komponent hierarchiczny jest bardziej dziedzictwem feudalnych naleciałości, w których tkwimy do dziś.” Mój Polemista zdaje się też deklarować swą sympatię do współczesnych ruchów emancypacyjnych przeciw naszemu światu, który opiera się na  „hierarchicznej władzy i przemocy”. Mamy tu dwie kwestie: egzegetyczną i diagnostyczną. 

Co do kwestii egzegetycznej. Nie chcę się przerzucać z mym Polemistą cytatami z Nowego Testamentu, gdyż ma on charakter polifoniczny i trzeba na niego spojrzeć w całej jego wielogłosowości. Przestrzegam więc przed jednostronną interpretacją Nowego Testamentu. Raczej powiedziałbym, że jego przesłanie jest „emancypacyjne i równościowe” w tym sensie, że podkreśla miłość (łaskę) Boga do każdego człowieka. Oparta na niej godność wszystkich ludzi nie wyklucza jednak hierarchii. Gdyby tak nie było, to w Ewangelii nie mówiono by o kolejności posłania Jezusa (por. np. Mt 15, 21-28 lub Mt 22, 1-14), a św. Paweł nie nauczałby, że „ustanowił Bóg w Kościele najprzód [gr. proton] apostołów” (1 Kor 12, 28). Używając języka Tomasza Polaka (któremu akurat w tej sprawie trudno odmówić kompetencji), w Nowym Testamencie ścierają się lub współgrają dwa elementy (por. np. Dz 2, 42-47; 4, 32-37): „anarchiczny” (wspólnota i równy podział dóbr) i „archaiczny” (prymat władzy Apostołów). Budowanie eklezjologii tylko na jednym z nich jest uproszczeniem.  

Przejdźmy do kwestii diagnostycznej. Sądzę, że we współczesnej kulturze słusznie podkreśla się równą godność wszystkich ludzi. Z drugiej jednak strony często zapomina się, że ludzie różnią się powołaniem, uzdolnieniami, funkcjami społecznymi, wiedzą, poziomem moralnym, zasługami, dorobkiem itd. Gdy się o tym zapomina, to dochodzi do takich absurdalnych – i coraz powszechniejszych sytuacji – że dzieci rządzą rodziną, uczniowie szkołą, cwaniacy Akademią, dziennikarze Kościołem itp. Być może ma rację mój Dyskutant, że nasz świat opiera się na „hierarchicznej władzy i przemocy”. Owa władza i przemoc wywodzi się jednak z manipulacji, w której pod pretekstem idei równości nieraz rozbija się tradycyjny porządek społeczny i moralny oraz nieraz promuje się ludzi, którzy na to w żaden istotny sposób nie zasługują. Owszem, współczesna kultura jest zjawiskiem złożonym, dlatego nie roszczę sobie pretensji do wyczerpania tematu. Chcę tylko przestrzec mego Polemistę, by w swym egalitaryzmie nie wpadł w kolejną pułapkę jednostronności. Podobnie przyznaję mu rację w tym, że wiele spraw w Kościele (w tym sposób realizacji powołania kapłańskiego dziś) wymaga przemyślenia ze względu na zmieniające się warunki kulturowe. Rezultaty tego przemyślenia nie powinny jednak, na co starałem się wyżej zwrócić uwagę, „wylewać dziecka z kąpielą”. 

W tym miejscu warto byłoby jeszcze coś dodać na temat mojego stosunku do filozoficzno-teologicznej (i socjologicznej) twórczości ks. Tomasa Halika, która – choćby poprzez polemiką ks. Jerzego Szymika – wpłynęła na głos mego Adwersarza. Ugryzę się jednak w język i –  uroczyście dziękując Księdzu Profesorowi Jerzemu Szymikowi za to, że miał intelektualną odwagę powiedzieć „król jest nagi” – postawię tu kropkę. 

Teksty dyskutowane: 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak Jacek Wojtysiak Nauczyciel akademicki, profesor filozofii, kierownik Katedry Teorii Poznania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Autor licznych artykułów i książek, w tym podręczników i innych tekstów popularyzujących filozofię. Stały felietonista portalu internetowego „Gościa Niedzielnego”. Z pasją debatuje o Bogu i religii z wierzącymi, poszukującymi i ateistami. Lubi wędrować po stronach Biblii i po ścieżkach Starego Gaju. Prywatnie: mąż Małgorzaty oraz ojciec Jonasza i Samuela. Ostatnio – wraz z Piotrem Sachą – opublikował książkę „Bóg na logikę. Rozmowy o wierze w zasięgu rozumu”.