W mediach społecznościowych jeden z duchownych napisał, że w czasie Pasterki „ksiądz to akuszer, który odbiera poród Pana Jezusa”. Wyczytuję w tych słowach echo pewnego sposobu myślenia o relacjach w Kościele.
30.12.2024 14:01 GOSC.PL
W świecie anglosaskim znana jest świąteczna pieśń o 12 dniach Bożego Narodzenia – od 25 grudnia do 6 stycznia. Bardzo podoba mi się ta tradycja, tym bardziej, że zasadniczo nawet jeśli ktoś pracuje, świat w tym właśnie okresie okołonoworocznym zwalnia. Dziś mamy zatem szósty dzień świętowania Bożego Narodzenia, w którym zgodnie ze wspomnianą pieśnią „mój miły przyniósł mi sześć gęsi”. Nie wiem, czy na Waszych stołach dziś gęsina (możliwe, że już została zjedzona), ale te gęsi to dobra inspiracja do okołonoworocznego felietonu.
Dlaczego? Usłyszałem kiedyś na jednych z rekolekcji piękną opowieść o dzikich gęsiach. Mają one niezwykłą mądrość – dzięki zgodnej współpracy są w stanie przelecieć w stadzie o wiele dalej niż pojedynczy osobnik. Na czym to polega? Lecąc w kluczu zmniejszają opory powietrza, dodatkowo wzmacniając swoją siłę nośną. Najtrudniej ma przewodnik stada, ale właśnie dlatego co chwilę się zmienia i wskakuje na koniec tego gęsiego „peletonu”.
Czyż to nie piękny obraz społecznych relacji, o których część z nas marzy? Każdy lider wymaga szacunku, bo bierze na siebie największy ciężar odpowiedzialności. Ale jednocześnie musi wiedzieć, że po pewnym okresie wraca do szeregu i musi gęgać z innymi, żeby dawać znać nowemu liderowi, że leci za nim.
Tak, istnieje hierarchia, ale ma ona wymiar „funkcjonalny”. Ktoś, kto sprawuje jakieś funkcje w państwie, w samorządzie, w Kościele, na uczelni, nie jest ważniejszy czy lepszy od innych. Odgrywa po prostu pewną rolę przez krótszy lub dłuższy czas. Ale każdy ma do odegrania jakąś rolę, każda z nich jest równie istotna. W końcu gdyby nie szeregowe gęsi, zmęczony lider nie miałby się gdzie schować w kluczu, aby odpocząć.
Ta historia przypomniała mi wpis jednego z księży w mediach społecznościowych, w którym napisał, że w czasie Pasterki „ksiądz to akuszer, który odbiera poród Pana Jezusa”. Nie odbieram oczywiście autorowi tych słów takiego sposobu przeżywania świąt, a mój dalszy komentarz to szersza refleksja niż ocena jego słów. Wyczytuję w nich jednak echo pewnego sposobu myślenia o relacjach w Kościele. Już na podstawowym poziomie rzuca się „odbieranie porodu”. Moja żona zawsze dostaje białej gorączki, kiedy słyszy taką frazę. Położna bowiem nie odbiera porodu, ale go przyjmuje. Niby semantyczny detal, ale mający bardzo istotne konsekwencje dla naszego sposobu myślenia. To bowiem nie położna ma być w centrum wydarzeń. To nie ona „odbiera” i w domyśle „zabiera” dziecko. Ona tylko przyjmuje je jako dar, żeby przekazać go dalej. Najlepsza położna (czy tam akuszerka) to taka, której obecność w trakcie porodu trudno zauważyć. Nie dlatego, że jej nie ma. Raczej dlatego, że jej obecność jest wielce dyskretna, nie zakłóca sobą tej podniosłej chwili.
Idźmy jednak dalej. W tym sposobie myślenia można odczytać, że bez obecności księdza Boże Narodzenie by się nie odbyło. Rozumiem oczywiście argument, że do sprawowania Eucharystii prezbiter jest niezbędny. Ale czy Eucharystia mogłaby się odbyć, gdyby nie praca rolnika, producenta i serwisanta maszyn rolniczych, kierowców, młynarzy, piekarzy i sprzedawców? Bez nich przecież nie mielibyśmy opłatka, który w Eucharystii staje się Ciałem Pańskim. Wiemy też, że liturgia to z greckiego „dzieło publiczne”. Eucharystia jest zatem spotkaniem – Jezus nie łamał chleba dla samego siebie. Każdy członek wspólnoty odgrywa zatem w tym wydarzeniu równie ważną, służebną rolę. Różnica polega wyłącznie na tym, że każdy odgrywa inną. W końcu prezbiter (z greckiego „starszy”) to właśnie tylko urząd. Osoba, która go sprawuje, nie jest z tego faktu ważniejsza.
Nie chcę wchodzić w teologiczne niuanse o istocie sakramentu kapłaństwa (choć jest mi blisko do głosów tych teologów, którzy wskazują na konieczność solidnego przepracowanie sposobu, w jaki go dziś postrzegamy). Chodzi mi raczej o to, że Eucharystia jest i powinna być wzorem dla całej rzeczywistości społecznej. Rzeczywistości, w której naszym zadaniem jest przede wszystkim służba, przyjmowanie darów i dzielenie się nimi. Rzeczywistości, w której nie ma lepszych czy gorszych – są tylko osoby, które czasowo spełniają pewne funkcje związane z braniem większej odpowiedzialności za innych.
Życzę Ci, Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku, abyśmy w Nowym Roku stawali się Kościołem, Ciałem Chrystusa, w którym każdy członek jest równie ważny, i byśmy nie zapominali, że głową jest właśnie Chrystus, a nie nawet najbardziej dostojny człowiek.
Marcin Kędzierski Adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członek Polskiej Sieci Ekonomii, współzałożyciel Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Prywatnie mąż i ojciec sześciorga dzieci.