Krzysztof Stanowski ogłosił, że wystartuje w najbliższych wyborach prezydenckich. Tyle że słowo „kandydatura” włożył w cudzysłów, a swoje nowe wcielenie (polityka) zamknął na cztery spusty w żelaznym nawiasie.
22.01.2025 18:37 GOSC.PL
Do tej pory istniał trójpodział ról. Byli satyrycy, którzy wykrzywiali w swoich występach oblicza polityków. Byli dziennikarze, którzy w bezpośrednim kontakcie z politykami stawiali kąśliwe, niewygodne pytania. Wreszcie, byli też politycy, którzy politykom innej opcji podkładali nogę, stosując rozmaite retoryczne sztuczki. I jeszcze coś było – granica, poza którą nie wychodziło się z wyżej wymienionych ról. A kto pokusił się na występ w obcej skórze, ten opuszczał dotychczasową scenę.
Krzysztof Stanowski, dziennikarz i założyciel Kanału Zero, ogłosił we wtorek, że wystartuje w najbliższych wyborach prezydenckich. Tyle że słowo „kandydatura” włożył w cudzysłów, a swoje nowe wcielenie (polityka) zamknął na cztery spusty w żelaznym nawiasie. Bo prezydentem nie zamierza zostać. Tylko czy można wejść (z dowolną intencją) do polityki i pozostać człowiekiem poza jej nawiasem? Stanowski… Krzysztof Jakub Stanowski mówi jasno, że tak. A nawet przejaskrawia swoją deklarację formą groteskowego happeningu, jaką przybrało jego wyemitowane na Kanale orędzie.
„Stoję przed Państwem nie po to, aby zostać prezydentem, bo nie mam ku temu kompetencji, nie mam ku temu doświadczenia – mówi – Nie jestem w stanie tego urzędu piastować z odpowiednią godnością i klasą. To zupełnie jak moi konkurenci. Ale oni o tym nie wiedzą”. Głos i gestykulacja mówcy, a także sceneria opływają parodią politycznej pompy i kampanijnego patosu. Niemiecką flagę, widoczną na nagraniu pomiędzy flagami Polski, Unii Europejskiej i NATO, mogłaby zastąpić flaga Wielkiej Brytanii, bo momentami króluje tu brytyjski humor, ten pod flagą „Latającego cyrku Monty Pythona” czy „The Office”. Robi się jeszcze dziwniej, gdy wybrzmiewa, wpleciony w tekst „orędzia”, głos Wojciecha Jaruzelskiego. A w finale „Stanowski Show” dziennikarz odrzuca (dosłownie i w przenośni) kostium polityka, zastępując go koszulką Messiego. Do tej pory nagranie przyciągnęło półtora miliona widzów. Wielu z nich właśnie teraz zadaje sobie pytanie, jak czytać tę narrację? I pewnie jedni przyklasną na słowa: „Chcę być kamieniem w bucie innych kandydatów”, a drudzy zamyślą się nad powagą urzędu, do którego autor wystąpienia (nie)pretenduje. Jeszcze inni po prostu się pośmieją, nie zamierzając niczego czytać. Przecież (nie)kandydat sam mówi: „Ja nic nie obiecuję. Ja obiecuję tylko dobrą zabawę”.
Kadr z nagrania, w którym Krzysztof Stanowski ogłosił swój start w wyborach prezydenckich. Youtube/Kanał ZeroJeśli twórca Kanału Zero zbierze wymagane 100 tys. podpisów i wejdzie do politycznej gry (jakkolwiek rozumiałby swoją w niej pozycję), osiągnie pierwszy cel – dotrze tam, gdzie jeszcze nikt nie dotarł. Spróbujmy wyobrazić sobie ten teatr jednego aktora, w tym samym czasie i w tym samym miejscu grającego kilka postaci – gościnnie na obcej scenie, w śmiertelnie poważnym, a zarazem komicznym przedstawieniu, transmitującego ów spektakl własnej publiczności, dzięki której zarabia. Taka debata wyborcza z pewnością osiągnie rekordową oglądalność. Przekraczane granic niesie jednak i szanse na odkrycie „nowego lądu”, i ryzyko kraksy. Możliwe są też zmiany kierunków w tej wciąż dość tajemniczej podróży. Bo jeśli już grać, to tak, by trzymać widza w napięciu. Publiczność każdego happeningu autorowi nie wybaczy tylko jednego, nudy. I jeszcze coś, zwykle happeningi mają to do siebie, że nie wiadomo, kiedy dokładnie się zakończą.
Jeśli mowa o narracji, przyznam, że w literaturze chętnie sięgam do takich nurtów sprzed pół wieku, jak antypowieść czy antyteatr. Krzysztof Stanowski jako awangardowy dziennikarz-performer proponuje nam anty-kampanię. A sama myśl o niej już wzbudza duże emocje. Anty-kampania anty-kandydata tyleż intryguje, co niepokoi. Czy wszystkie Polki i wszyscy Polacy dobrze odczytają konwencję anty-orędzi, anty-wystąpień, a w dalszej kolejności intencje występującego? Czy dobry wynik wyborczy może wpłynąć na zmianę decyzji i pozostanie w grze politycznej już nie anty-kandydata, a kandydata Stanowskiego? Jak dziennikarska misja obnażenia słabości kontrkandydatów i obecnej w ich kampaniach miałkiej treści przełoży się na internetowe zasięgi, a więc i monetyzację co najmniej paromiesięcznego performansu?
Piotr Sacha Dziennikarz, sekretarz redakcji internetowej „Gościa Niedzielnego”. Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. W „Gościu” od 2006 roku. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”.