Człowiek cierpiący ponad wszystkie moje dotychczasowe wyobrażenia o granicy cierpienia, przykuty do łóżka, nie mogący jeść ani swobodnie się ruszać, upokorzony przez chorobę do granic możliwości mówił, że jest szczęśliwy.
W środę 7.12.2005 Marek zaskoczył mnie jeszcze bardziej, niż tym wszystkim, co dotychczas mówił. Wieczorem kiedy bardzo blisko niego stałam gładząc go po czole nagle zaczął mówić: „Beata zobacz jakim ja jestem SZCZĘŚLIWYM człowiekiem, tylu ludzi mnie kocha, tylu mam przyjaciół, tylu modli się za mnie i dobrze mi życzy, czyż nie jestem szczęśliwy?“ Niespotykana w dzisiejszym świecie definicja szczęścia, człowiek cierpiący, cierpiący ponad wszystkie moje dotychczasowe wyobrażenia o granicy cierpienia, przykuty do łóżka, nie mogący jeść, nie mogący się swobodnie poruszyć, oddychać. Upokorzony przez chorobę do granic możliwości mówi: „JA JESTEM SZCZĘŚLIWYM CZŁOWIEKIEM“.
Jakże trudno to zrozumieć nam ludziom, często nastawionym na mieć, gdy posiadanie staje się miernikiem szczęścia. Marek przypomniał nam, że być szczęśliwym, to znaczy być kochanym i móc kochać. Być szczęśliwym, to znaczy być obdarowywanym, obdarowywanym rzeczami których wszyscy jesteśmy posiadaczami. Dobrym słowem, ofiarowanym czasem, uśmiechem, wyrozumiałością, chęcią pomocy i czerpać radość z obdarowywania tymi dobrami innych ludzi. Szkoda, że tak często o tym zapominamy dając się opanować niepotrzebnie negatywnym emocjom, zawiści, niechęci, obmowy, lenistwa...
Każdy z nas, bez wyjątku, został przez Pana Boga wyposażony w talenty, talenty różnorodne, małe i duże, wszystkie jednak bezcenne. Chciejmy z nich korzystać. Niech dodatkową zachętą będą dla nas słowa księdza Mieczysława Malińskiego:
„Nie usprawiedliwiaj się postępowaniem innych ludzi. Nie zasłaniaj się ich czynami. Usuń motywacje swoich czynów typu: „Jak on się nie przejmuje, to co ja mam się przejmować?“ „Jeżeli im wolno, to dlaczego mnie nie?“ Będziemy sądzeni indywidualnie, bo otrzymujemy indywidualnie. Jeżeli to dostrzegłeś, to jesteś tym który więcej dostał.”
Nigdy nie porównuj się z innymi ludźmi. Nie wiesz, ile otrzymali. Wiesz tylko, ile sam otrzymałeś. I za to jesteś odpowiedzialny.
Często zdarzało nam się oburzać i pytać dlaczego Marek, taki dobry człowiek został dotknięty taka okropną choroba, tyle różnych pijaków, złodziei plącze się po tym świecie. Kiedy pewnego razu mama zaczęła takie narzekania w obecności Marka, bardzo szybko skwitował to stwierdzeniem: „Pan Bóg daje tym ludziom szanse czekając aż się nawrócą“.
Można by powiedzieć, że to niemożliwe, że Marek odszedł bez buntu, bez żalu. My najbliżsi możemy to potwierdzić. Co prawda mówił: „Wiem, że mam dopiero 28 lat, wiele planów i marzeń, jeżeli jednak Pan Bóg uznał, iż nadszedł mój czas, to tak jest dobrze i przyjmuję to“
Marek nie pozostawiał nam wątpliwości, że silę do tak wspaniałego znoszenia i przyjmowania cierpienia czerpał z modlitwy i sakramentów św. Po raz pierwszy przyjął sakrament Namaszczenia Chorych w Niedzielę Chrystusa Króla 20.11.2005. Patrzyłam ze łzami w oczach na gorliwość modlitwy mojego brata.
Będąc w szpitalu zawsze czekał na księdza z Komunią św. Po raz drugi przyjął Sakrament Chorych 25.11.2005 w szpitalu w Opolu. Jak ważne to było dla niego przeżycie, opowiedział mi dopiero w Klinice Onkologii w Warszawie. Był to czwartek 8.12.2005 Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, najtrudniejszy dzień w czasie jego choroby. Lekarze przez wiele godzin nie potrafili uśmierzyć bólu. Marek krzyczał prosząc, aby Pan Bóg zechciał wybawić z tych cierpień. Wieczorem tego dnia, pytałam go czy chce przyjąć Komunię św., on odpowiedział na to: „Kiedy ostatnio przyjmowałem Sakrament Chorych najpierw wyspowiadałem się. Spowiedź ta przyniosła mi wielką ulgę, nieraz przecież zuchwale grzeszyłem. Od tej pory mam uczucie jakby Pan Jezus był cały czas ze mną. Tak, jakby mnie w ogóle nie opuszczał.“
Już od niedzieli w nocy zostawał z Markiem Krystian. Każdego dnia kiedy rano przychodziłam, Marek wyrażał wdzięczność i podziw pod adresem Krystiana. Żałował go, że już od tylu dni przez niego nie śpi. Kiedy Krystian niechętnie słuchał słów pochwały mówiąc: „Marek, a co ty masz powiedzieć“, Marek ucinał krótko: „Ja jestem chory“. W piątek, w ostatnim dniu cierpień, Marek był niezwykle pogodny. Kiedy rano około 6.30 weszłam do pokoju, dowiedziałam się, że ma za sobą ciężką noc. Przez całą noc wymiotował i taki stan utrzymywał się do późnego piątkowego wieczoru. Piszę o tym, aby podkreślić, jego niebywałą postawę: nie skarżył się, nie użalał nad sobą. Żałował raczej nas. W tym dniu stać go jeszcze było na poczucie humoru. Około 14.00 wszedł do pokoju lekarz prowadzący, aby przed wyjściem do domu zobaczyć jak Marek się czuje. Marek korzystając z okazji zapytał o to, co może pić. Doktor Przybyłkowski odpowiedział, że może pić wszystko, co chce. „Pepsi też?“ - tak. Poszłam więc kupić Pepsi, dla Marka ważne było, aby była z lodówki. W międzyczasie przyszła Mama. Marek poprosił ją, aby podała mu butelkę. On napił się z ochotą i przez jakiś czas zatrzymując napój w ustach, delektował się jego smakiem. Mamusia bardzo bała się, że Markowi to zaszkodzi, ale on powiedział: „Mamusiu, ja muszę się jeszcze napić Pepsi, bo nie wiem, czy u Pana Boga będzie!“
Beata Kubis
Dziękuję Beata za to, że znowu zrozumiałem więcej...
dla mnie to on jest święty.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.