Goryczą napełniły się moje wnętrzności... (Ap 10,10)
Apokalipsa świętego Jana sama w sobie jest bardzo tajemnicza. Niejednego popchnęła w rejony myślenia katastroficznego, założenia rąk, czekania na koniec. Czyli tego, co jest absolutnie obce chrześcijaństwu. Ten dzisiejszy fragment o wnętrznościach napełnionych goryczą należy jednak do najbardziej fascynujących. Mówi bowiem o prorockim słowie, które zawiera w sobie zarówno słodycz, jak gorycz. Czy chodzi o rozliczenie z sobą samym – oznaczające, że wspaniały smak Bożego Słowa stawia nas w prawdzie? Być może. Wielu tak właśnie usiłuje interpretować tę wizję. Ale chodzi przecież o coś o wiele bardziej powszechnego, rozległego, dotyczącego całego świata, bo „ludy, narody i języki” tę właśnie powszechność oznaczają. Sprawdza się Jezusowa reguła „tak, tak, nie, nie” oraz ta deklaracja z Listu do Hebrajczyków: „żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca”. Łatwiej też zrozumieć, dlaczego Jezus przyszedł rzucić na ziemię ogień, a „ojca, matkę i braci” trzeba mieć „w nienawiści”. Chodzi o bezkompromisowość i radykalizm w wyborze wyznawanych wartości.