Umieścił je autor zaraz po opisie zesłania Ducha Świętego, po pierwszej mowie św. Piotra jako głowy Kościoła, który właśnie wyszedł odważnie z Wieczernika, i po pierwszych nawróceniach. To, można by rzec, najpierwotniejszy stan Kościoła. Wszystko tu pełne sukcesów, jeszcze bez wrogości otoczenia i słabości uczniów Chrystusa. To stan, do którego trzeba się odwoływać jako do idealnego stanu Kościoła. Jego podstawą są jasno i konkretnie wskazane cztery elementy: „Trwali w nauce apostołów… we wspólnocie, w łamaniu chleba (czyli Eucharystii) i w modlitwach”.
Patrząc na dzieje Kościoła, gdy pojawiały się różnorakie problemy, kryzysy, rozłamy czy podziały, można zawsze wskazać, że u ich podstaw leżało odejście od któregoś z tych fundamentalnych elementów lub ich fałszywa interpretacja. Nie inaczej jest dzisiaj. Ot, choćby zapominanie o wierności tradycji apostolskiej w nauczaniu, by wyżej stawiać własne przekonania.
Pochodną tych czterech elementów staje się chęć dzielenia się nie tylko posiadanymi dobrami, ale też po prostu sobą. Dawanie siebie, gdy są biedy, ale też dzielenie się radością. Tak w 1 Liście do Koryntian pisał o tym św. Paweł, gdy członków Kościoła, porównywanego do organizmu, widział jako poszczególne członki czy organy: „By nie było rozdwojenia w ciele, lecz żeby poszczególne członki troszczyły się o siebie nawzajem. Tak więc, gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współweselą się wszystkie członki”. A tak Apostoł Narodów pouczał adresatów Listu do Galatów: „Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe”. I na to wszystko nakłada się Chrystusowe pozdrowienie z dzisiejszej Ewangelii, które jest też życzeniem wbrew wszelkim okolicznościom: „Pokój wam!”.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
1. Czasownik anagennao oznacza dosłownie „urodzić powtórnie”. Kiedy człowiek pierwszy raz się rodzi (greckie gennao), wówczas jego nadzieją jest życie ziemskie. Zmartwychwstanie Chrystusa sprawia, że rodzimy się powtórnie, tym razem do życia wiecznego. Sednem wielkanocnej dobrej nowiny jest powiązanie powstania z martwych Jezusa z naszym życiem. Piotr pisze o dziedzictwie lub inaczej – spadku. Jezus przez swoją śmierć i zmartwychwstanie uczynił w testamencie zapis na naszą korzyść. Wyobraźmy sobie, że jakiś miliarder zapisuje nam na konto cały swój majątek, ale dziedziczenie nastąpi dopiero za jakiś czas. Ten, kto wie, że już jest dziedzicem wielkiej fortuny, wytrzyma czas oczekiwania na moment przejęcia spadku. Nadzieja na szczęśliwy finał pozwoli mu przetrwać głód czy nędzę. Jezus zapisał nam cały swój majątek – swoje Bóstwo, czyli skarb „niezniszczalny, niewiędnący i niepokalany”. Kiedy go otrzymamy? Nie musimy czekać na śmierć spadkodawcy, bo On już umarł. Musimy jedynie poczekać na… naszą śmierć. Ten warunek sprawia, że nieraz wątpimy w to dziedzictwo. Trzeba wytrzymać. Ta próba nie może trwać dłużej niż ziemskie życie. Już teraz warto ostrzyć sobie apetyt na życie w obfitości. Nic tak nie sprzyja temu jak powściągliwość, tęsknota, niespełnienie.
2. Piotr zauważa, że nasza radość nie jest jeszcze pełna. To prawda. Wielka „fortuna” jest na razie nam obiecana. To jakby obligacje, których nie da się jeszcze spieniężyć, ale gwarantem „wypłacalności” jest sam Bóg. Jest takie nieco wyświechtane teologiczne powiedzenie: już, a jeszcze nie. Może i wyświechtane, ale opisuje ono dobrze naszą sytuację. Już jesteśmy zbawieni mocą Bożą, ale wszystkie owoce tego zbawienia nie są nam jeszcze dane. Dlatego teraz musimy„doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń”. Żyjemy więc rozdarci między nadzieją na spełnienie a mizerią naszego obecnego stanu. Wiara mówi nam jednak, że tak musi być. Nasze obecne utrapienia są próbą. Wielka nadzieja bywa kwestionowana przez cierpienie, śmierć bliskich, grzech, zło, niesprawiedliwość etc. Złoto wiary i nadziei wypala się w ogniu tych doświadczeń. Jesteśmy jak młodzieńcy w piecu ognistym. Spacerujemy pośród ognia, przekonani, że Bóg nas nie zostawi, że cierpienie ma kres. Natomiast nie ma kresu miłość Boga do nas. Dlatego gdzie jest Bóg, tam jest przyszłość.
3. „Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie”. Taka jest nasza sytuacja. Kochamy Tego, którego nie widzimy. Wierząc, jak Mały Książę, że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Wierzymy w Światło, choć idziemy w ciemności. Wierzymy w Prawdę, choć nie znamy jej w pełni. Wierzymy w Obecność, choć czujemy się samotni. Wierzymy w Życie, choć umieramy. Wierzymy w Cel, choć nie widzimy go jasno. Jedno jest pewne – każdego dnia jesteśmy bliżej. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, choć drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!» A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana.
A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane».
Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: «Widzieliśmy Pana!»
Ale on rzekł do nich: «Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę».
A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł, choć drzwi były zamknięte, stanął pośrodku i rzekł: «Pokój wam!» Następnie rzekł do Tomasza: «Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym».
Tomasz w odpowiedzi rzekł do Niego: «Pan mój i Bóg mój!»
Powiedział mu Jezus: «Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli».
I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego.
Iluż speców od politycznej indoktrynacji próbowało nam wmówić, że Jezus jest wytworem rewolucyjnej wyobraźni sfrustrowanych Żydów z Palestyny, że jest religijnym odpowiednikiem ikon masowej wyobraźni, takim samym jak Szogun czy Myszka Miki. „Jak można dopuszczać myśl, że pewien młody Żyd zamordowany dwa tysiące lat temu w sposób, który od dawna został zaniechany, mógłby być wcieleniem Wszechmogącego Boga?” – pytał francuski filozof René Girard.
Największą jednakże wątpliwość w sercach ludzi dotąd cieszących się niezmąconą łaską wiary zasiali bibliści. Rozgraniczyli między „Jezusem historii” a „Chrystusem wiary”, gdzie pierwszy miał oznaczać historyczną postać słynnego kaznodziei żydowskiego, do której zweryfikowania autentyczności nie mamy żadnych dostępnych narzędzi, drugi natomiast miał być produktem nadziei i wyobraźni Jego uczniów, którzy nigdy nie pogodzili się z prozaicznością śmierci Mistrza, nadając mu cechy mitycznej, boskiej osobowości. Zmartwychwstanie miało stanowić rekompensatę ich wszelkich niespełnionych i zawiedzionych oczekiwań. Na czele długiego peletonu niedowiarków stanął, jak się okazuje, apostoł Tomasz, wątpiący w autentyczność postaci zmartwychwstałego Pana. Jak mówiła Matka Boża przez ks. Stefano Gobbiego: „…w Kościele wszystko zostanie podane w wątpliwość, zaś niektórzy będą głosić Ewangelię mego Syna jako legendę”.
Wieczorem w Niedzielę Wielkanocną drzwi do Wieczernika były zamknięte. Tomasza tam nie było i Jezus ukazał się dziesięciu apostołom. Trzech z nich wcześniej zasnęło w ogrodzie Getsemani, jeden się Go wyparł, a tylko jeden był pod krzyżem. Nasz Pan mógł im wtedy powiedzieć: „Hańba wam, hańba, hańba!”. A co powiedział? „Pokój wam!” i pokazał im swoje dłonie, stopy i bok. Nasz Pan nie był „super-znany”, On miał „super-rany”. Dwa razy powiedział do uczniów: „Pokój wam!”. Za pierwszym razem mówił o pojednaniu, dlatego pokazał im swoje blizny. Za drugim razem to pozdrowienie nie odnosiło się do misji pojednania, lecz do misji służenia: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20,21). I tchnął na nich. Pierwsze tchnienie powołało do życia Adama, drugie dało początek nowemu stworzeniu – Kościołowi i jego misji w świecie. Jezus nosi na swym ciele blizny po to, aby Tomasz mógł ich dotknąć i wyzbyć się wątpliwości. Jan Paweł II napisał: „Chrystus nieustannie wzywa Kościół, tak jak kiedyś apostoła Tomasza, aby dotykał Jego ran, to znaczy uznawał Jego pełne człowieczeństwo przyjęte od Maryi, ofiarowane w chwili śmierci, przemienione przez zmartwychwstanie. Kościół, podobnie jak Tomasz, klęka ze czcią przed Zmartwychwstałym, otoczonym pełnią Boskiej chwały, i woła bezustannie: »Pan mój i Bóg mój«”.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.