Synowie Izraela rozbili obóz w Refidim, a lud pragnął tam wody i dlatego szemrał przeciw Mojżeszowi i mówił: «Czy po to wyprowadziłeś nas z Egiptu, aby nas, nasze dzieci i nasze bydło wydać na śmierć z pragnienia?» Mojżesz wołał wtedy do Pana, mówiąc: «Co mam uczynić z tym ludem? Niewiele brakuje, a ukamienują mnie!»
Pan odpowiedział Mojżeszowi: «Wyjdź przed lud, a weź z sobą kilku starszych Izraela. Weź w rękę laskę, którą uderzyłeś w Nil, i idź. Oto Ja stanę przed tobą na skale, na Horebie. Uderzysz w skałę, a wypłynie z niej woda, i lud zaspokoi swe pragnienie».
Mojżesz uczynił tak na oczach starszyzny izraelskiej.
I nazwał to miejsce Massa i Meriba, ponieważ tutaj kłócili się Izraelici i Pana wystawiali na próbę, mówiąc: «Czy Pan jest rzeczywiście wśród nas, czy też nie?»
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
I tak było, gdy naród wybrany, wędrując z Egiptu do Ziemi Obiecanej, rozbił obóz w Refidim. Lud szemrał i domagał się wody. Otrzymał ją w cudowny sposób, bo Pan Bóg po wyprowadzeniu Izraelitów z niewoli otaczał ich opieką. Warto powiedzieć w tym kontekście więcej o pustyni. Jest ona w Biblii czymś więcej niż tylko miejscem wołania o wodę, która zapewnia przeżycie.
Pustynia w biblijnych narracjach to miejsce dziejących się cudów, ważnych znaków i istotnych podpowiedzi. To tam Pan Bóg obdarzył swój lud nie tylko wodą, ale również manną i przepiórkami. Jest to też miejsce kary, gdzie zbuntowani doświadczyli plagi jadowitych wężów i ukarani zostali buntownicy Datan, Abiram i Korachici. Także za bunt została ukarana trądem Miriam, a pierwsze pokolenie wędrujących z Egiptu do Ziemi Obiecanej za sprzeciw spotkała śmierć na pustyni.
Pustynia jest wyjątkowym miejscem spotkania z Panem Bogiem. To tutaj naród wybrany był świadkiem objawienia i otrzymał Dekalog. Prorocy postrzegali pustynię jako miejsce zbawienia, które przynosi Pan Bóg, ale też sprawiedliwego sądu z Jego strony. Pustynne odizolowanie od innych ludów prorocy, np. Ozeasz i Jeremiasz, uważali za czas niezmąconej harmonii między Bogiem i wybranym przez Niego ludem.
Pustynia jest także czasem ustawicznego odchodzenia od Pana Boga. Prorok Ezechiel wieścił, że naród wybrany będzie musiał powrócić na pustynię, by stamtąd wyjść oczyszczony i wierny Bogu: „Tam wspomnicie o waszym postępowaniu i o wszystkich waszych czynach, którymiście się pokalali, i sami poczujecie wstręt do siebie na myśl o wszystkich złych czynach, których się dopuściliście”. To inspirujące biblijne dziedzictwo pustyni, a do tego prześladowania sprawiły, że już w dobie Kościoła właśnie w takie miejsca uciekali pierwsi mnisi, tworząc podstawy późniejszych klasztorów. •
Bracia:
Dostąpiwszy usprawiedliwienia dzięki wierze, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa; dzięki Niemu uzyskaliśmy na podstawie wiary dostęp do tej łaski, w której trwamy, i chlubimy się nadzieją chwały Bożej.
A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany. Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdy jeszcze byliśmy bezsilni. A nawet za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami.
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. To właśnie chce nam powiedzieć św. Paweł. Benedykt XVI w encyklice „Spe salvi” podpowiada, że doświadczenie ludzkiej miłości jest kluczem do tego, aby to lepiej rozumieć. „Kiedy ktoś doświadcza w swoim życiu wielkiej miłości, jest to moment »odkupienia«, który nadaje nowy sens jego życiu” – zauważa papież. Miłość rodzi nadzieję, także tę ludzką. Warto odwołać się do własnego doświadczenia – miłości rodziców, żony, męża, przyjaciela. Ten, kto wie, że jest kochany, nie martwi się przyszłością. Byle tylko trwała miłość. Dopóki ona jest, może się dziać, co chce.
2. Benedykt XVI wskazuje też, że ludzka miłość jest za słaba, by dać nam wielką nadzieję. Człowiek „szybko zda sobie sprawę z tego, że miłość, która została mu dana, sama nie rozwiązuje problemu jego życia. Jest to krucha miłość. Może zostać zniszczona przez śmierć. Istota ludzka potrzebuje miłości bezwarunkowej”. Ludzka miłość może zostać zniszczona nie tylko przez śmierć, lecz także już wcześniej przez grzech czy wypalenie. „Jeżeli istnieje absolutna miłość, z jej absolutną pewnością, wówczas – i tylko wówczas – człowiek jest »odkupiony« niezależnie od tego, co wydarzyłoby się w jego szczególnym przypadku. To mamy na myśli, gdy mówimy: Jezus Chrystus nas »odkupił«. Przez Niego nabraliśmy pewności Boga – Boga, który nie stanowi tylko dalekiej »pierwszej przyczyny« świata, gdyż Jego Syn jednorodzony stał się człowiekiem i o Nim każdy może powiedzieć: »Obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie« (Ga 2,20)”. To właśnie mówi Paweł w drugiej części perykopy. Człowiek jest w stanie oddać życie za kogoś z miłości, ale za kogoś, kto jest dla niego drogi, bliski, cenny. Kto jednak jest w stanie oddać życie za wroga? Jezus umarł za grzeszników, czyli za wrogów Boga, którymi wszyscy bywamy. Aby w ten sposób uczynić z nas swoich przyjaciół. To miłość całkowicie bezwarunkowa.
3. Ten akt odkupieńczej miłości dokonał się raz na zawsze na krzyżu, ale można powiedzieć, że z boku Chrystusa wciąż płyną krew i woda. To jest źródło miłości, która przez Ducha Świętego jest wciąż rozlewana do naszych serc. Odkupienie ma dwa wymiary – obiektywnie dokonało się raz przez paschę Chrystusa. Subiektywnie dociera jako dar do każdego człowieka przez sakramenty Kościoła. Ślub zawieramy tylko raz, ale ślubowana miłość, ten jednorazowy akt dania siebie nawzajem w darze, odnawia się w życiu małżonków w każdym geście, pocałunku, akcie, wzajemnej służbie. Miłość raz przekazana przez Chrystusa wciąż jest nam dawana przez Kościół mocą Ducha Świętego. Sakramenty są jak pocałunki. Kto pozwala się Bogu kochać, ten ma przyszłość. „Prawdziwą, wielką nadzieją człowieka, która przetrwa wszelkie zawody, może być tylko Bóg – Bóg, który nas umiłował i wciąż nas miłuje »aż do końca«, do ostatecznego »wykonało się!«. Kogo dotyka miłość, ten zaczyna intuicyjnie pojmować, czym właściwie jest »życie«”.•
Jezus przybył do miasta samarytańskiego zwanego Sychar, w pobliżu pola, które dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy źródle. Było to około szóstej godziny.
Wówczas nadeszła kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: «Daj Mi pić!» Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta, by zakupić żywności.
Na to rzekła do Niego Samarytanka: «Jakżeż Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?» Żydzi bowiem i Samarytanie unikają się nawzajem.
Jezus odpowiedział jej na to: «O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: „Daj Mi się napić”, to prosiłabyś Go, a dałby ci wody żywej».
Powiedziała do Niego kobieta: «Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego, Jakuba, który dał nam tę studnię, i on sam z niej pił, i jego synowie, i jego bydło?»
W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: «Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem tryskającym ku życiu wiecznemu».
Rzekła do Niego kobieta: «Panie, daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać».
A On jej odpowiedział: «Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj!»
A kobieta odrzekła Mu na to: «Nie mam męża». Rzekł do niej Jezus: «Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą».
Rzekła do Niego kobieta: «Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga».
Odpowiedział jej Jezus: «Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, nawet już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli szuka Ojciec. Bóg jest duchem; trzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie».
Rzekła do Niego kobieta: «Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko».
Powiedział do niej Jezus: «Jestem nim Ja, który z tobą mówię».
Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Żaden jednak nie powiedział: «Czego od niej chcesz? – lub: Czemu z nią rozmawiasz?» Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła ludziom: «Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?» Wyszli z miasta i szli do Niego.
Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: «Rabbi, jedz!» On im rzekł: «Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie».
Mówili więc uczniowie między sobą: «Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia?»
Powiedział im Jezus: «Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. Czyż nie mówicie: „Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa?” Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak się bielą na żniwo. Żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem, abyście żęli to, nad czym wy się nie natrudziliście. Inni się natrudzili, a wy w ich trud weszliście».
Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: «Powiedział mi wszystko, co uczyniłam». Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich został. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło dzięki Jego słowu, a do tej kobiety mówili: «Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, usłyszeliśmy bowiem na własne uszy i wiemy, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
Wyolbrzymione reklamy, przyprawione humorem, seksem albo wizją wywołanej produktem ekstazy, napędzają konsumpcję. Wyśmiewamy je, ale są skuteczne. Arystoteles nauczał, że charakter kształtuje się przez nawyki. Kiedy z nawyku dokonujemy wyborów przeciwnych dobru, stajemy się obojętni zarówno na piękno dobra, jak i na brzydotę zła. Głodzimy, a wreszcie uśmiercamy swoją relację z Bogiem, pozbawiając się pomocy Jego łaski. Samarytanka, słysząc Jezusa obiecującego jej wodę życia – więcej jeszcze – wewnętrzne źródło tryskające ku życiu wiecznemu, odpowiada sarkastycznie: przecież nie masz czerpaka. Przywykła do myśli, że życie opiera się na obietnicach bez pokrycia. Rugując prawdę ze swego życia, tracimy nawet wspomnienie jej piękna. W końcu nie potrafimy już rozpoznać prawdy, kiedy ją widzimy. Na koniec sami wierzymy w oszustwa tworzone na własny użytek i kłamstwa mówione innym, bo zmieniliśmy prawdę w dzieło własnego pomysłu. „O, gdybyś znała dar Boży”.
Główną cechą ludzi bywa nawyk kłamstwa. Kłamią nieustannie i bez wysiłku o wszystkim – zwłaszcza sobie i o sobie. W ten sposób stają się nieprzejrzyści nie tylko dla innych, ale także sami dla siebie. Kolejne kłamstwa izolują ich tak doskonale od prawdy, że nie potrafią jej już rozpoznać. Jedyną prawdą jest dla nich własna nieskazitelność. Nie da się nigdy przecenić szkody, jaką sobie wyrządzamy pozorami: nie mamy żadnej motywacji do tego, by być dobrymi, a równocześnie gorąco pragniemy wyglądać na dobrych. Cała nasza „dobroć” rozgrywa się na poziomie pozorów. Pozory dobra łagodzą ból sumienia, który istnieje, ale jest rutynowo ignorowany i lekceważony. Stajemy się źli, gdy próbujemy ukryć się sami przed sobą. Źli ludzie nie popełniają niegodziwości bezpośrednio, ale pośrednio, w ramach procesu maskowania. Zło ma swój początek nie w braku winy, ale w próbie ucieczki od niej. Ludzie kłamstwa nie odrzucają pojęcia grzechu jako takiego – odrzucają tylko własny grzech. Bardzo chętnie potępiają innych.
Osoba żyjąca w kokonie oszustwa nie przestaje dostrzegać grzechu. Przestaje natomiast dostrzegać możliwość przebaczenia. Wszyscy jesteśmy do pewnego stopnia Samarytanką, tkwiącą „w uśpieniu” na prawdę o sobie i o Bożym miłosierdziu. Co tamtą kobietę obudziło w trakcie spotkania z Jezusem? Nieoczekiwana prośba: „Idź, zawołaj swego męża”. „Nie mam męża”. „Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą”. Odpowiedziała wtedy: „Jesteś prorokiem”. Jezus przebija się przez gęsty nurt wielkiej rzeki bredni, nonsensu i niedorzeczności, jaki wypełniał jej głowę i serce. Nagle stanęła przed tym, co dotąd umiejętnie odrzucała. Jak przedstawia się faktyczny stan rzeczy? Jestem grzesznikiem i Bóg mi przebaczył. Zobaczyła to wyraźnie w świetle, jakie Jezus rzucił na jej życie. Miłość Boga jest potężnym lekarstwem. „Zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam”.•