Pan Bóg rzekł do Abrama: «Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy tobie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i Ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi».
Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał.
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
A przecież grono apostołów liczyło tylko 12 osób, a nie miliony. Wyznawcy Chrystusa w rzymskim imperium też byli „małą trzódką”. Podobnie było jakieś cztery tysiące lat temu, gdy jeszcze nie było Izraela. Był tylko jeden ród, na którego czele stał Abram. To jemu Pan Bóg obiecał: „Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem”. To nawet nie zdarzyło się w Ziemi Świętej, ale daleko od niej, w Mezopotamii. To tam, dziś w Iraku, ma swe korzenie lud wybrany przez Pana Boga. Tam Pan Bóg wybrał swój lud, z jego protoplastą Abramem, który potem otrzymał imię Abraham. Ród Abrama na Boże wezwanie osiedlił się na ziemiach, które dziś nazywamy Ziemią Świętą, i stał się potem wielkim narodem.
Dziś wielu z nas, patrząc na kryzys Kościoła, pyta, czy stajemy wobec jakiegoś totalnego załamania. O tym już pół wieku temu wieszczył Joseph Ratzinger, potem papież Benedykt XVI. Ale i on nie załamywał rąk. Wracał do początków i zatrzymywał się na słowach Pana Jezusa o „małej trzódce”. To z niej, z prawdziwego, czystego źródła, ma wyjść odrodzenie, które ów mały nurt przeobrazi w wielkie wody odrodzonego Kościoła.
Już dziś warto zapytać, czy ja, widząc silne antychrześcijańskie nurty, dam się w nie zanurzyć, pójdę za nimi, czy też zatrzymam się przy tym małym źródle i w nim dostrzegę moją nadzieję, zawierzę się jej i będę ją budował tu, gdzie jestem, i taki, jaki jestem.
Ciekawa rzecz, że na Górę Przemienienia Pan Jezus nie zabrał wszystkich uczniów, ale tylko trzyosobową trzódkę, Piotra, Jakuba i Jana, o czym czytamy w dzisiejszej Ewangelii. Ci sami apostołowie będą świadkami modlitwy w Ogrójcu – chwili, która zdawała się być momentem przegranej. Ale to ten wieczór i ta noc stały się początkiem zbawienia.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Najdroższy:
Weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii mocą Bożą! On nas wybawił i wezwał świętym powołaniem nie na podstawie naszych czynów, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski, która nam dana została w Chrystusie Jezusie przed wiecznymi czasami. Ukazana zaś została ona teraz przez pojawienie się naszego Zbawiciela, Chrystusa Jezusa, który zniweczył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię.
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. Ten list jest więc jego duchowym testamentem. Paweł kończy swój megamaraton ewangelizacji, teraz przekazuje dzieło Boże swojemu następcy – Tymoteuszowi. W sensie duchowym my, wszyscy ochrzczeni, jesteśmy wezwani do tego, do czego Tymoteusz: mamy wziąć udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii. Tych przeciwności nie brakowało w czasach Pawła i nie brakuje ich dziś. Są one dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, przyszło nam głosić Ewangelię w środowisku kulturowym całkowicie obojętnym na sprawy Boże lub wręcz wrogim Bogu i Kościołowi. Przykład najświeższy: czy komuś parę lat temu przyszłoby do głowy, że w Polsce pojawią się politycy, którzy będą chcieli decydować o tym, w jakim wieku można się spowiadać? Na to nie wpadli nawet komuniści walczący z Kościołem. Drugi rodzaj przeciwności – patrz punkt 3.
2. Paweł przypomina, że powołanie apostolskie (czy to w przypadku duchownego lub osoby konsekrowanej, czy świeckiego) jest czymś absolutnie darmowym. Żaden człowiek sam z siebie nie jest na tyle doskonały, aby stać się głosicielem Ewangelii. „On nas wezwał” – przypomina nam św. Paweł. „Nie na podstawie naszych czynów”. Jesteśmy częścią Bożego planu. Ta świadomość pomaga przyjąć Boże wezwanie, ponieważ jeśli uczciwie spoglądamy na siebie, to widzimy własną nędzę i nieumiejętność. Jeśli jednak On nas wybrał i On nas chciał, to nie musimy już liczyć na siebie, ale możemy spokojnie dać się Jemu poprowadzić, Jego słuchać bardziej niż świata.
3. W ostatniej części dzisiejszego fragmentu wybrzmiewa sama treść Ewangelii, która ma być przekazywana. Jej sednem jest Chrystus, który pokonał śmierć dzięki swojej śmierci. Z tajemnicy paschalnej bije światło oświetlające obecne życie i naszą przyszłość – powołanie do nieśmiertelności. Głoszenie Ewangelii jest zanoszeniem tego światła ludziom żyjącym w ciemności niewiary, grzechu i śmierci. Wielki misjonarz naszych czasów, św. Jan Paweł II, rzucił hasło „nowej ewangelizacji”. Chodziło o ponowne głoszenie Ewangelii narodom, które dawno temu ochrzczone dziś popadły w apostazję. Od kilku lat nowa ewangelizacja została jakby schowana do lamusa. Słyszymy o konieczności poszerzania granic Kościoła, który ma się stać „radykalnie inkluzywny”, czyli szeroko otwarty na niewierzących, na kochających inaczej, na wszystkich. Ewangelia rozpływa się w świeckim humanizmie i ogólnoludzkim braterstwie. „Weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii” – nabiera w tym kontekście nowego znaczenia. Okazuje się, że wierne głoszenie zbawczego orędzia Chrystusa wymaga odwagi i jednoznaczności w samym Kościele. Misją Kościoła jest ratowanie ludzi zagrożonych utratą życia wiecznego, zatrutych ideologiami wrogimi Bogu, pogrążonych w nędzy niewiary, pozbawionych wielkiej nadziei. Ratunek jest w Chrystusie! Cytując św. Pawła: „Innej Ewangelii nie ma” (Ga 1,7).•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba oraz brata jego, Jana, i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto ukazali się im Mojżesz i Eliasz, rozmawiający z Nim.
Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: «Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza».
Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: «To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!» Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli.
A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: «Wstańcie, nie lękajcie się!» Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa.
A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im, mówiąc: «Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
Pewnie miał rację Dostojewski, że „piękno zbawi świat”. A Hans Urs von Balthasar dopowiadał, że „każde doświadczenie piękna kieruje wzrok ku wieczności”. I że człowiek „przetrwa bez nauki, bez chleba, ale bez piękna się nie obejdzie” (znów Dostojewski). W jednym z hymnów św. Ambrożego znajduje się takie zdanie: „Gdy na nas patrzysz, znikają nasze plamy, a łzy zmazują nasze winy”. Takiego spojrzenia doświadcza się wiele razy, ponieważ nieustannie upadamy i podnosimy się na nowo. Dla Szymona Piotra, Jakuba i Jana, tych rybaków z Betsaidy oderwanych od sieci i grzechów, doświadczenie Taboru było przedsmakiem zmartwychwstania. A w przyszłości, głosząc Zmartwychwstałego, będą przepowiadali ludziom przebaczenie grzechów oraz piękno miłości Boga potężniejszej od ludzkiej podłości.
Odradzające działanie miłości Boga przynosi skutek nawet wtedy, gdy Jego pierwotny plan zostaje udaremniony przez nędzę ludzką: „Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20). Człowiek kiedyś wyraźnie zobaczy, po co Bóg zaangażował swe ręce w jego kruchą egzystencję. Chciał uczynić z niej dzieło sztuki. Był jak garncarz, zamierzający ulepić z ludzkiej gliny świętego. Bóg nigdy z nas nie rezygnuje. Jeśli nie pozwalamy, aby nadał nam taki kształt, jaki pierwotnie dla nas zaplanował, czyli kształt świętości i doskonałego naśladowania Chrystusa, nada nam kształt pożytecznych dzbanów, z których rozlewa swoją łaskę. Bóg niczego nie robi po to, aby to zniszczyć.
Nie idą na marne łzy, cierpienia, rozczarowania, trudne chwile. Wszystko, co pozornie sprzeciwia się życiu, zostaje uformowane w nowe kształty. Nawet zniszczone i złamane życie Bóg potrafi przemienić w coś pięknego. W kulturze zdominowanej przez materializm słowa takie jak „zdumienie” i „podziw” tracą sens. Wyzbywamy się podziwu dla dzieł Bożych i tajemnicy boskości, robimy to jednak na własną zgubę. Tymczasem Bóg Jezusa Chrystusa jest bliski i osobowy.
Apostołów, widzących blask przyszłego zmartwychwstania, ogarnęła radość z możliwości rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze, możesz zaczynać nowy rozdział, ruszać w dalszą drogę, ponownie łapać wiatr w żagle, wypływać na głębię i odkrywać nowe warstwy niesłychanych bogactw duchowych. W Kościele zawsze istnieje piękna kraina nazywana Nowym Początkiem. Trzeba pozbyć się łachmanów syna marnotrawnego, przywdziać szaty zakrywające duchową nagość i wyruszyć z nadzieją w drogę. Nawet w codziennym życiu na tym świecie wydarzenia mogą być czasem tak porywające, zdumiewające, tak niespotykanie cudowne, że oszałamiają nas i zapierają dech w piersiach. Radość wizji uszczęśliwiającej, wieczność w obecności obezwładniającego piękna miłującego oblicza Boga mogą wytworzyć w nas coś w rodzaju „nabytego upodobania” – pielęgnowanego dzięki chwilom modlitwy i wsłuchiwaniu się w głos Boga oraz dzięki trwającej całe życie współpracy z Nim.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.