Nie widać jej, a jest. Wszechobecna, potężna, sprawiająca cuda. Nawet na jedną chwilę nie przestaje się toczyć. Bo kiedy jeden kończy, to drugi zaczyna. Gdyby jej nie było – tak sobie myślę – to może nawet świat przestałby istnieć. Co to takiego?
Każdy chce znaleźć drogę do skarbu. Wszyscy szukają, ale nie wszyscy znajdują. Jednym z tych, który skarb znalazł, był Karol Wojtyła. Chyba gdzieś słyszeliście to imię? Już jako mały chłopiec wiedział, że największym skarbem jest KTOŚ, przed KIM nawet jego tata – szanowany, silny, odważny mężczyzna, wojskowy – każdego wieczora klęka.
Gdyby zapytano mnie o podróż życia, miałabym problem. Dlaczego? Bo do głowy przychodzą mi dwie. Nie wiem, czy podróże życia, ale bardzo dobrze je pamiętam. Opowiem o jednej i o drugiej. Zacznę od tej, na której zdarzyło się więcej przygód.
Znam siostrę zakonną, która od bardzo wielu lat żyje w klauzurowym klasztorze sióstr karmelitanek. Klauzurowym, to znaczy zamkniętym. Nie chodzi o to, że na klucz zamkniętym, bo każdy zamyka swój dom na klucz. Chodzi o to, że siostra żyje w klasztorze zamkniętym kratą, która oddziela zakonnice od świata zewnętrznego. Można się z siostrami spotykać i rozmawiać, ale... przez kratę.
Tego ranka w Rzymie padał ulewny deszcz. Czternastoletnia Teresa Martin razem z tatą, siostrą Celiną i innymi pielgrzymami czekali na spotkanie z Papieżem. O wpół do ósmej do watykańskiej kaplicy wszedł Leon XIII. Zaczęła się audiencja. Początkowo Papież z każdym chwilę rozmawiał, ale kiedy zauważono, że kolejka topnieje powoli, pielgrzymi mogli już tylko klękać przed Ojcem Świętym.
Przykleił mi różne łatki. Ludzie lubią przyklejać łatki innym. Lubią bawić się ich kosztem. To znaczy, lubią opowiadać niestworzone historie na temat innych ludzi.
W tym numerze „Małego Gościa” jest rachunek sumienia dla odważnych. A odważny jest nie ten, kto się nikogo nie boi, ale ten, kto CHCE Panu Bogu pokazać twarz, czyli chce się przyznać, jaki jest naprawdę. Jeśli skorzystacie z „małogościowego” rachunku, spełnicie pierwszy warunek spowiedzi.
Dzieciom to dobrze. Już widzę, jak się krzywicie: To przecież dorośli mają się dobrze! A ja wiem co mówię. Dzieckiem przestałam być dość dawno. I trochę mi szkoda, że to już za mną.
Nie wiem, jak to się stało. W każdym razie pod koniec listopada do redakcji „Małego Gościa” przyszedł list od samego… Ojca Świętego, adresowany do rodziców. Oczywiście, nie było to tak, że ni stąd, ni zowąd Papież pomyślał, że może by tak coś rodzicom w Polsce napisać. Przecież Papież o cały świat się martwi.
Bardzo lubię otrzymywać listy. Do dziś pamiętam, jak biło mi serce, gdy do drzwi naszego domu dzwonił listonosz i po chwili mama wołała: „Gabi! List do Ciebie!”. Napięcie jeszcze bardziej rosło, kiedy na kopercie nie było nadawcy. – Kto też do mnie napisał? – myślałam.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.