Fukushima – co z atomem?

Co z atomem po kryzysie nuklearnym sprzed roku? Myślę, że zainteresowanie reaktorami nie minie.

Kilka ostatnich dni spędziłem w Japonii. Odwiedzałem miejsca i rozmawiałem z ludźmi, którzy ucierpieli w wyniku trzęsienia ziemi i fali tsunami, która nawiedziła środkową i północną część wyspy równo rok temu. Szeroko piszę o tym w najnowszym Gościu Niedzielnym.

W przekazach medialnych nie naturalna katastrofa przebija się jednak na pierwsze miejsce, tylko awaria, zniszczenie i kryzys w elektrowni atomowej. Jaki będzie wpływ kryzysu nuklearnego w Fukushimie na energetykę jądrową na świecie? Co zrozumiałe, w Japonii akceptacja dla reaktorów drastycznie spadła. Gdyby jednak analizować fakty na zimno, to co stało się w Japonii pokazuje, że nawet reaktory najstarszego typu (te uszkodzone pochodzą z lat 70tych XX wieku i w 2011 roku miały być wyłączane) są w stanie przetrwać żywioł o niespotykanej, nawet w Japonii, sile. Na miejscu w Japonii dowiedziałem się, że trzęsienie sprzed roku było drugim największym trzęsieniem ziemi, jakie kiedykolwiek zarejestrowano na świecie. Fala tsunami była największa od 1300 lat!

Nie sądzę, żeby japoński kryzys nuklearny miał jakikolwiek większy wpływ na światową energetykę jądrową. To dalej najtańszy, najmniej wpływający na środowisko naturalne i najbezpieczniejszy sposób na produkcję energii elektrycznej.

Uważam, że Fukushima nie będzie miała większego wpływu na technologię jądrową z dwóch powodów. O pierwszym już pisałem. Nawet najstarsze konstrukcje, jak na żywioł, jakiemu zostały poddane, okazały się bardzo bezpieczne. Jest i powód drugi. Obniżanie emisji CO2 siłą rzeczy skazuje energetykę opartą o paliwa kopalne na zapomnienie. Dzisiaj w Brukseli polska delegacja wetuje – dla nas samobójcze – pomysły Duńczyków by do 2050 roku dodatkowo drastycznie ciąć emisję CO2. Myślę, że komisja znajdzie sposób by zmusić nas do zamykania elektrowni węglowych. Pamiętajmy też, że choć spalanie gazu (np. łupkowego) daje o połowę mniej CO2 niż spalanie węgla, to drastyczne redukcje emisji i tego źródła energii nie oszczędzą. Pozostaną bogato dotowane zielone źródła, które nigdy nie będą rozwiązaniem na skalę kraju i… reaktory atomowe.

To, że kryzys nuklearny w Fukushimie nie wpłynie na rozwój energetyki jądrowej, nie znaczy, że z wydarzeń sprzed roku nie powinniśmy wyciągać wniosków. Samo trzęsienie nie zniszczyło elektrowni. Problem zaczął się, gdy rezerwowe źródła zasilania (napędzające system chłodzenia) zostały zalane przez wodę. Taka ewentualność powinna być wzięta pod uwagę. Lepiej zabezpieczone powinny też być zbiorniki z wypalonymi prętami, z zużytym paliwem. Szczególnie zaraz po wyjęciu z rdzenia reaktora, są one bardzo radioaktywne. Zbiorniki (baseny) z tymi prętami powinny być chronione podobnie jak rdzeń reaktora. W wielu starszych konstrukcjach nie są. O wspomnianych słabych punktach najstarszych typów swoich reaktorów japońskie władze i właściciel elektrowni Tokyo Electric Power (TEPCO) wiedziały. Ale nic z tą wiedzą nie zrobiły.

A teraz kilka słów o szeroko w mediach komentowanym skażeniu radioaktywnym terenów wokół elektrowni. W Polsce średnia roczna dawka naturalna wynosi 2,4 milisiwerta (mSv). Dla porównania w Finlandii i niektórych częściach USA dawka naturalna to 10 mSv, w niektórych regionach Brazylii i Indii 200 mSv, a w Iranie (mieście Ramsar i jego okolicach) nawet 400 mSv. Podczas pojedynczego prześwietlenia RTG otrzymujemy dawkę nieco mniejszą niż 1 mSv.

W grupie 11 dzieci, które w wyniku kryzysu w Fukushimie otrzymały największe dawki promieniowania, dawki na tarczycę wynosiły od 5 do 35 mSv, co odpowiada dawce na całe ciało od 0,2 do 1,4 mSv. Wg zaleceń międzynarodowych stabilny jod (płyn Lugola) podaje się przy dawce na tarczycę powyżej 50 mSv (w polskich normach to 100 mSv). W USA dawka na tarczycę nie może przekraczać 3000 mSv.

Poza terenem elektrowni moc promieniowania kilkakrotnie wzrosła ponad dopuszczalne normami dawki roczne. Wzrosty te nigdy nie trwały dłużej niż dzień i dlatego nie miały wpływu na zdrowie ludności. Mimo chwilowych (i mających miejsce na samym początku kryzysu) wzrostów promieniowania, ostateczne skutki radiologiczne awarii są pomijalnie małe. Największe skażenie na obszarach poza elektrownią Fukushima wynosi obecnie nie więcej niż 20 mSv w skali roku. To więcej niż przed kataklizmem, ale znacznie mniej niż w wielu miejscach na ziemi wynosi dawka naturalna. I dlatego kilka miesięcy po trzęsieniu ziemi do swoich domów wrócili ci mieszkańcy, którzy mieszkali między 30. a 20. km od elektrowni.

W kataklizmie sprzed roku zginęło ok. 20 tys osób. Wskutek awarii elektrowni i promieniowania jonizującego uwolnionego podczas wypadku nie zginął nikt. Wśród ewakuowanych (z których spora część już wróciła do swoich domów) nie stwierdzono ani jednego przypadku uszczerbku na zdrowiu wywołanego promieniowaniem jonizującym.

Przy pisaniu tego komentarza korzystałem z danych udostępnionych przez Narodowe Centrum Badań Jądrowych.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Tomasz Rożek

Tomasz Rożek

Kierownik działu „Nauka”

Doktor fizyki, dziennikarz naukowy. Nad doktoratem pracował w instytucie Forschungszentrum w Jülich. Uznany za najlepszego popularyzatora nauki wśród dziennikarzy w 2008 roku (przez PAP i Ministerstwo Nauki). Autor naukowych felietonów radiowych, a także koncepcji i scenariusza programu „Kawiarnia Naukowa” w TVP Kultura oraz jego prowadzący. Założyciel Stowarzyszenia Śląska Kawiarnia Naukowa. Współpracował z dziennikami, tygodnikami i miesięcznikami ogólnopolskimi, jak „Focus”, „Wiedza i Życie”, „National National Geographic”, „Wprost”, „Przekrój”, „Gazeta Wyborcza”, „Życie”, „Dziennik Zachodni”, „Rzeczpospolita”. Od marca 2016 do grudnia 2018 prowadził telewizyjny program „Sonda 2”. Jest autorem książek popularno-naukowych: „Nauka − po prostu. Wywiady z wybitnymi”, „Nauka – to lubię. Od ziarnka piasku do gwiazd”, „Kosmos”, „Człowiek”. Prowadzi również popularno-naukowego vbloga „Nauka. To lubię”. Jego obszar specjalizacji to nauki ścisłe (szczególnie fizyka, w tym fizyka jądrowa), nowoczesne technologie, zmiany klimatyczne.

Kontakt:
tomasz.rozek@gosc.pl
Więcej artykułów Tomasza Rożka