Dla wielu media społecznościowe są jak powietrze. Myśl, że mogłoby ich nie być, wydaje się niedorzeczna.
Nie ma co ukrywać, że zdominowały internet. Są najszybszym sposobem na komunikowanie się z ludźmi i najłatwiejszym, by manipulować. To jest wpisane w ich DNA, bo algorytmy mediów społecznościowych cenią sobie emocje. To, czy wywołuje je informacja prawdziwa, czy fałszywa, jest nieistotne. Dzięki nim niejedna polityczna kampania została wygrana. Właściciele dużych platform nie czują skrępowania, by handlować informacjami swoich klientów i o swoich klientach. Z tego żyją. W końcu czy ktoś z nas płaci gotówką za korzystanie z Facebooka, YouTube’a, Instagrama, Twittera i wielu, wielu innych? A czy nie powinno nas zastanawiać, że te „darmowe” narzędzia czynią z ich właścicieli najbogatszych ludzi na świecie? Gdy do tego dodać, że odpowiednio napisane narzędzia mogą – analizując nasze zachowania – wyciągnąć o nas informacje bardzo wrażliwe, wręcz intymne, nie dziwi, że od dawna mówiło się o tym, by rynek mediów społecznościowych uregulować. Przekonanych do tego było niewielu, większość uważała, że nie da się tego zrobić. Ale z pomocą przyszli sami ich właściciele. Najpierw zablokowali, a potem wykasowali konta Donalda Trumpa, prezydenta USA. Jedni mówili: to skandal, inni: to prywatne biznesy, mogą robić, co chcą. No i lawina ruszyła, a ja zaryzykowałbym stwierdzenie, że największymi ofiarami tej lawiny będą ci, którzy ją ruszyli. Zresztą niektórzy już zaczynają to zauważać. Jak np. jeden z szefów Twittera, który stwierdził, że nie jest dumny z zablokowania Trumpa i uważa to za błąd. Okazało się bowiem, że ci, którzy w zasadzie zmonopolizowali internet, nie ukrywają, że chcą mieć prawo do tego, by internet kształtować. Mnie to nie dziwi. Dziwi mnie naiwność tych, którzy uważali, że media społecznościowe są jak powietrze. Co prawda wszechobecne, ale neutralne i dla wszystkich takie samo. Nie, one takie nie są. To prywatne biznesy, które czasami żyją ze skandalu, fałszu i kontrowersji, ale gdy wiatr zawieje z drugiej strony, tego, który do niedawna zapewniał im zasięgi (a więc pieniądze), bez mrugnięcia okiem ścinają. Dzisiaj odchodzącego prezydenta USA, jutro jakąś organizację, grupy ludzi niepoprawnie myślących albo całe państwo.
Jeżeli media społecznościowe mają mieć tak silną pozycję, jaką mają teraz, trzeba znaleźć sposób, by je zdemokratyzować. Jeżeli nie da się tego zrobić, albo nie będzie do tego woli, trzeba znaleźć sposób na to, by je rozdrobnić, pozbawiając decydującej roli, jaką dzisiaj pełnią.•
Tomasz Rożek