Czasami trudno powiedzieć, czego oczekują od nas inni. Czy chcą usłyszeć potwierdzenie swoich opinii, czy są ciekawi naszych poglądów, czy może chcą poznać fakty?
Najprostsza odpowiedź jest taka, że stawianie znaków zapytania tam, gdzie rzeczywiście te znaki zapytania się znajdują, to uczciwe postawienie sprawy. Gdy ktoś mnie pyta, czy na Marsie istnieje życie, nie mogę odpowiedzieć inaczej, niż stwierdzić, że nie ma dowodów na to, by tam coś żyło. Ale jeżeli to mojego słuchacza, widza czy czytelnika nie zniechęci, od razu dodaję, że są poszlaki, które na życie tam funkcjonujące mogą wskazywać. I że są tam warunki, które – zgodnie z naszą dzisiejszą wiedzą – życiu by wystarczyły. W tej kwestii moje poglądy, moje chęci, moje sympatie nie mają nic do rzeczy. Mogę snuć długie wizje, jak to życie mogłoby wyglądać. Mogę dywagować, czy fakt uwalniania się z powierzchni planety metanu na to życie wskazuje i czy woda, która pojawia się na nasłonecznionych marsjańskich stokach, nie jest aby zbyt słona, ale… to wszystko nie zmieni tego, że dzisiaj na życie na Czerwonej Planecie nie ma żadnych dowodów. I taka jest prawda.
W poprzednim numerze „Gościa Niedzielnego” napisałem artykuł na temat amantadyny. Lekarstwa stosowanego kiedyś przeciwko jednemu ze szczepów grypy i jednocześnie preparatu, który czasami wykorzystuje się w leczeniu niektórych chorób neurologicznych. Amantadyna jest jednym z lekarstw, o których mówi się w kontekście leczenia COVID-19. Pytanie tytułowe brzmiało, czy ona działa. Nie wiem, bo nie ma na ten temat wystarczającej ilości danych. To napisałem, bo tak właśnie jest. Naprawdę chciałbym, żeby działała. Chciałbym, żeby lekarz, który twierdzi, że działa, oraz pacjenci, którzy uważają, że to ona ich wyleczyła, mieli rację. To lek tani, więc leczenie nim byłoby powszechnie dostępne. Tyle tylko, że moje poglądy, moje chęci, moje sympatie nie mają tu nic do rzeczy. Powiedzenie, że kategoryczne stwierdzenie skuteczności amantadyny wymaga większej liczby badań, nie jest uderzeniem w lekarza, który twierdzi, iż ona leczy COVID. Nie jest zapisaniem się do lobby lekarzy, którzy chcą skuteczny lek zakopać. Nie jest też zapisaniem się na listę płac dużych koncernów farmaceutycznych, nie jest oszukiwaniem, nie jest zdradą narodową (nie wymyślam tych określeń, te i wiele innych dostaję w e-mailach). Jest stwierdzeniem faktu. I tutaj – mam nadzieję – zgodzimy się wszyscy, nawet ci, którzy odsądzają mnie od czci i wiary. Chodzi o fakty – prawda? Czy raczej o opinie, domysły i przypuszczenia? •
Tomasz Rożek