Błądzić jest rzeczą ludzką, ale nie chcieć błędu naprawić to dywersja. Bo problemy same się nie naprawią. Z czasem będą tylko narastały. W nauce mówi o tym druga zasada termodynamiki. A w życiu mówi o tym doświadczenie.
Gdy czytałem o skandalu na plebanii w Dąbrowie Górniczej, przypomniała mi się tragiczna historia sprzed kilkudziesięciu lat i pewien raport napisany dla… NASA. Nauka przypomina bieg przełajowy. Gdybyśmy byli doskonali, to może udałoby się nie potykać. Tymczasem mamy swoje ograniczenia. Popełnianie błędów jest wpisane w naszą egzystencję. Ale ten fakt nie może być usprawiedliwieniem dla błądzenia. A tym bardziej nie może być argumentem przeciwko naprawianiu i rozliczaniu. Ten, kto tak właśnie argumentuje (błąd to błąd, któż ich nie popełnia), jest albo cynikiem, albo głupcem. 28 stycznia 1986 roku, na oczach tysięcy widzów i pewnie setek tysięcy przed telewizorami, wybuchł i rozpadł się na kawałki amerykański prom kosmiczny Challenger. Zginęła cała siedmioosobowa załoga. Dla tych, którym zależało na wyjaśnieniu sprawy, było oczywiste, że sprawę trzeba rzetelnie zbadać. Nie chodzi tylko o to, by wskazać najsłabszy punkt. Ale by sprawdzić, jak mogło dojść do jego przeoczenia. Kto był za to odpowiedzialny i – przede wszystkim – czy wiedział o błędzie i go ukrywał, czy po prostu nie dopełnił swoich obowiązków. Śledztwo w sprawie katastrofy Challengera trwało wiele miesięcy. Zaproszeni przez prezydenta Reagana specjaliści nie tylko odkryli, że winna była uszczelka (prawej rakiety na paliwo stałe), ale dodatkowo opisali wadliwy proces decyzyjny, błędy w komunikacji, ukrywanie istotnych informacji i ignorowanie przez kadrę zarządzającą wielu ważnych sygnałów. W raporcie końcowym wskazano, że tragedia była „zakorzeniona w historii” NASA. Komisję powołała też Izba Reprezentantów. W jej raporcie napisano, że przez lata „nie udało im się [kadrze zarządzającej NASA – przyp. red.] podjąć zdecydowanych działań prowadzących do rozwiązania narastających problemów”. Często największym wrogiem dużych organizacji są one same, a najtrudniej to zrozumieć, gdy siedzi się w ich środku. Niedoskonałość jednego elementu (np. uszczelki) może być źródłem katastrofy, nawet gdy tysiące pozostałych części działają wzorowo. Gdy winni nie zostaną ukarani i odsunięci od podejmowania decyzji, gdy wadliwy element nie zostanie w porę wymieniony, a cała konstrukcja przeprojektowana, nieszczęścia będą się zdarzały coraz częściej. Ten raport przypomniał mi się w kontekście skandalu na plebanii w Dąbrowie Górniczej. Winny tam jest nie tylko ks. Tomasz, ale i jego przełożeni. Oczywiście zawsze można uznać, że cała wina spada na uszczelkę albo śrubkę, podczas gdy wymienić należałoby kadrę zarządzającą, bo „nie udało im się podjąć zdecydowanych działań prowadzących do rozwiązania narastających problemów”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek