Nie wybieram się na marsz 13 grudnia

Wobec dyskusji o kryzysie Unii Europejskiej i miejscu w niej Polski od lidera opozycji oczekuję sensownych propozycji, a nie marszów protestacyjnych.

Na samym początku chcę podkreślić, że Prawo i Sprawiedliwość ma pełne prawo zorganizować 13 grudnia w Warszawie Marsz Niepodległości i Suwerenności. Na szczęście żyjemy w demokratycznym państwie i póki co konstytucja gwarantuje obywatelom prawo do manifestowania swoich poglądów. Ja jednak na ten marsz się nie wybieram. Dlaczego? Jego organizatorzy nie ukrywają, że jest on reakcją na berlińskie przemówienie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Okoliczności wystąpienia - bez wcześniejszych konsultacji z prezydentem, nie mówiąc o opozycji, a przede wszystkim zawarte w nim tezy, wywołały ostre protesty ze strony polityków PiS, którzy ocenili, że polski minister spraw zagranicznych zgadza się w nich na ograniczenie polskiej suwerenności. Aby wyrazić swój protest organizują marsz, wybierając na jego datę 13 grudnia, dokładnie 30 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego.

Zestawienie wystąpienia Sikorskiego z wprowadzeniem stanu wojennego przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego jest nadużyciem. Przy wszystkich zastrzeżeniach do wystąpienia i działalności Sikorskiego, które w dużym stopniu podzielam, stawianie go w jednym szeregu z autorem stanu wojennego, który jest odpowiedzialny za śmierć wielu Polaków i zniszczenie jednego z największych zrywów wolnościowych w historii Polski, uważam za nieuprawnione. Diagnoza, że Sikorski jest takim samym zagrożeniem dla niepodległości Polski jak Jaruzelski jest błędna. Podobnie nadużyciem jest wykorzystywanie rocznicy stanu wojennego dla bieżącej walki politycznej. Ofiary stanu wojennego, których wspominamy w kolejne rocznicę 13 grudnia,  zasługują na szacunek, a nie instrumentalne wykorzystywanie do walki politycznej.

O naszej suwerenności i niepodległości należy rozmawiać, jak również o naszym miejscu w Unii Europejskiej i przystąpieniu do strefy euro. Jednak uznawanie stanowiska opowiadającego się za większą integracją z Unia, czy wręcz stworzenia europejskiej federacji, za zdradę, jest błędem. Ma wrażenie, że PiS, wyciągając najcięższą artylerię, chce odwrócić uwagę Polaków od braku koncepcji w sprawie przyszłości w Unii Europejskiej i miejsca w niej Polski. Być może poszedłbym na ten marsz, ale nie po to, aby protestować przeciwko komuś, lecz by poprzeć dobre propozycje. Czekam na nie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bogumił Łoziński

Zastępca redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Polska”.
Pracował m.in. w Katolickiej Agencji Informacyjnej jako szef działu krajowego, oraz w „Dzienniku” jako dziennikarz i publicysta. Wyróżniony Medalem Pamiątkowym Prymasa Polski (2006) oraz tytułem Mecenas Polskiej Ekologii w X edycji Narodowego Konkursu Ekologicznego „Przyjaźni środowisku” (2009). Ma na swoim koncie dziesiątki wywiadów z polskimi hierarchami, a także z kard. Josephem Ratzingerem (2004) i prof. Leszkiem Kołakowskim (2008). Autor publikacji książkowych, m.in. bestelleru „Leksykon zakonów w Polsce”. Hobby: piłka nożna, lekkoatletyka, żeglarstwo. Jego obszar specjalizacji to tematyka religijna, światopoglądowa i historyczna, a także społeczno-polityczna i ekologiczna.

Kontakt:
bogumil.lozinski@gosc.pl
Więcej artykułów Bogumiła Łozińskiego