Można więc pokusić się o następujące, nieco dalekie od dosłownego, choć uprawnione tłumaczenie początku dzisiejszego pierwszego czytania: „Żebrajcie o Pana”. To sprawia, że Pan Bóg jawi się jako Ten, który pozwala się znaleźć takim żebrakom, szczerym, pokornym i ufnym, którzy szukają spraw najważniejszych. Uprzywilejowanym miejscem spotkania z Bogiem jest świątynia w Jerozolimie. Ale Pana spotyka się również w Jego objawionym słowie, w ludziach i zdarzeniach. Spotkanie Pana Boga bardzo często zaskakuje. Okazuje się bowiem, że jest On zupełnie inny niż nasze wyobrażenia. Jak bardzo musiał być zdumiony prorok Eliasz, gdy nie spotkał Pana Boga, jak tego zapewne oczekiwał, „w gwałtownej wichurze, rozwalającej skały” oraz w „trzęsieniu ziemi i ogniu”, a „w szmerze łagodnego powiewu”.
Ale jest dziś jeszcze jedna możliwość szukania Pana Boga. Można by powiedzieć, że jest to szukanie diaboliczne. Teoretycy, szukający rozumowych argumentów za Jego istnieniem, już od wielu lat wskazują na agresywny i wojujący ateizm jako jeden z nich. Ludzie oddani takiemu światopoglądowi zdają się jakoś intuicyjnie uznawać istnienie Pana Boga, bo po co z takim zapałem i zaangażowaniem często wszystkiego, co się posiada i co się robi, walczyć z Kimś, kogo po prostu nie ma? Spełnia się tutaj pouczenie z Listu św. Jakuba: „Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą”.
Owo drżenie nie oznacza tylko lęku, ono także wskazuje na nienawiść. A Pan Bóg daje się poznać w czymś jeszcze, o czym dobitnie mówi dzisiejszy fragment Ewangelii: Pan daje się znaleźć w miłosierdziu i miłości. „Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” – oto biblijne pytanie, jedno z bardziej nieobojętnych i tchnących nadzieją. •
Mierzy się z perspektywą śmierci, bierze pod uwagę także uwolnienie. Uderza fakt, że ten pełen radości list powstał w celi więziennej. Paweł nie boi się umrzeć, wręcz pisze: „Pragnę odejść i być z Chrystusem – bo to lepsze”, lecz jeśli okaże się, że Bóg chce inaczej, jest gotowy nadal trudzić się dla innych, dla Ewangelii. Na czym polega sekret Pawła? To intymność z Chrystusem. Carlo Caretto pisał: „Kto choć raz zakosztuje słodyczy Jezusa, doświadczając Jego paschalnej mocy w sobie, Jego pokoju i czułości, tego już nic innego nie będzie w stanie zadowolić na tym świecie”. My tymczasem trzymamy się tego życia rękami i nogami, boimy się chorób i wirusów, a gdy śmierć zajrzy nam w oczy, mdlejemy z przerażenia. U Ricarda Pareji Álvareza przed wybuchem pandemii zdiagnozowano w płucach postępującego raka. Jego dziewczyna prosi o modlitwę za narzeczonego. Świat jest sterroryzowany lękiem przed koronawirusem, a od Ricarda bije niezrozumiała radość i miłość. Jest w pełni świadomy, że mając zaledwie 21 lat, niebawem może umrzeć. Typ wysportowany, miłośnik życia. On i Monika postanowili przeżywać narzeczeństwo z Bogiem. Są ze sobą od trzech lat. Opowiadał niedawno z łóżka szpitalnego: „Ten krzyż jest dla mnie darem, bym mógł wejść w intymność z Panem. Początkowo ogarnął mnie strach, potem wszedłem w inny wymiar: żyję dniem dzisiejszym, w intymności z Bogiem, w woli Ojca, który może mnie wezwać w każdej chwili… Przyjmuję każdego dnia Komunię i modlę się nieustannie: »Jezu, ufam Tobie!« – i tak ta uciążliwa droga krzyżowa przynosi mi szczęście”. Jak można myśleć i mówić w ten sposób w bliskiej perspektywie śmierci? Wielu zaczęło się za niego modlić, także niektórzy muzułmanie i niewierzący. Swą wiarą pociągnął już wielu do Boga. Biskup pomocniczy Barcelony opowiadał o Ricardo w kazaniu: „Zastanawiałem się, jaki jest sekret Ricarda. »Jesteś szczególnie obdarowany?« – zapytałem. »Nie – odparł. – Jestem zwykłym 21-letnim chłopcem, jestem grzesznikiem«. Grzesznikiem pokochanym, który chce iść do Chrystusa”. Monika, która często czuwa przy nim, opowiada: „Ricardo przechodzi chwile walk w poważnym wyczerpaniu fizycznym i bólu. Lecz wszystko świadomie oddaje Bogu. Jest silny, bo siłę czerpie z modlitwy. Kto z nim porozmawia, odchodzi bliższy Boga”. Nie prosi, by modlono się o jego uzdrowienie. Intymność z Jezusem to broń, która zbawia świat. Może nas uwolnić, jeśli nie od wirusa czy innych tarapatów, to przynajmniej od lęku, który nas trzyma w niewoli. •
1. Można jednak potraktować tę przypowieść szerzej, jako przypomnienie o wartości pracy jako takiej. „Idźcie i wy do winnicy” – człowiek nie powinien żyć bezczynnie. Praca nie jest karą za grzech, ale darem, który służy naszemu człowieczeństwu. Czytamy w katechizmie: „Praca ludzka jest bezpośrednim działaniem osób stworzonych na obraz Boży i powołanych do przedłużania – wraz z innymi – dzieła stworzenia, czyniąc sobie ziemię poddaną. Praca jest zatem obowiązkiem… Szanuje ona dary Stwórcy i otrzymane talenty. Może mieć także wymiar odkupieńczy. Znosząc trud pracy w łączności z Jezusem, rzemieślnikiem z Nazaretu i Ukrzyżowanym na Kalwarii, człowiek współpracuje w pewien sposób z Synem Bożym w Jego dziele odkupienia” (KKK 2427).
2. Z tematem pracy łączy się aktualny problem pracoholizmu. Wiele osób narzeka na nadmiar obowiązków, brak odpoczynku, przeciążenie. Problemem bywa także kwestia motywacji. Pracuję po to, by żyć, czy żyję po to, by pracować? Denar to uczciwa zapłata za dniówkę. Przypowieść zwraca uwagę, że komuś może udać się zarobić denara, gdy będzie pracował krócej, nawet tylko godzinę. Jezus mówi: „Weź, co twoje, i odejdź”. Wiele naszych frustracji płynie z porównywania się z innymi. Marzymy o pensji bogaczy, o awansie na prezesa milionera. Jeśli jednak uczciwą pracą zarabiamy sprawiedliwą zapłatę, warto porzucić porównania. Jakiś rodzaj nierówności należy do życia. Każdy ma swoje miejsce, zadanie, odpowiedzialność. Nie warto całe życie się szarpać. Bywają słuszne ambicje, ale bywają ambicje chore, podszyte zazdrością. Nie pozwólmy zazdrości niszczyć nam życia.
3. Przypowieść o pracy w winnicy jest w najgłębszym sensie opowieścią o powołaniu jako takim. O „pracy” prowadzącej do zbawienia. Denar jest obrazem Bożej zapłaty za dobre życie. Niebo jest darem, a jednocześnie zapłatą, „zasługą” – jak uczy klasyczna teologia. Katechizm przypomina, że w sensie ścisłym nie istnieje ze strony człowieka zasługa względem Boga, bo wszystko otrzymaliśmy od Niego jako dar. Ale zarazem istnieje zasługa człowieka u Boga, która wynika z tego, że „Bóg w sposób dobrowolny postanowił włączyć człowieka w dzieło swojej łaski. Ojcowskie działanie Boga jest pierwsze dzięki Jego poruszeniu; wolne działanie człowieka jest wtórne jako jego współpraca, także zasługi dobrych uczynków powinny być przypisane najpierw łasce Bożej, a dopiero potem wiernemu” (KKK 2008). Tę prawdę ilustruje właśnie dzisiejsza przypowieść. To Bóg wzywa, najmuje i płaci. A zasługą człowieka jest odpowiedź na to wezwanie i nietraktowanie Bożego „denara” jako zwykłej należności. Bóg nie jest nam nic winien… ale chce nam zapłacić.