Wtedy to babiloński władca Nabuchodonozor przesiedlił z Judy i Jerozolimy przede wszystkim elity kraju. Pozwala to zakładać, że Ezechiel był nie tylko kapłanem, ale również członkiem ważnej rodziny. Pięć lat po deportacji został powołany przez Pana Boga na proroka. Misja wyjątkowo trudna, bo do około 570 r. przed Chr. miała być pełniona wśród deportowanych rodaków, także tych, którzy zostali uprowadzeni do Babilonu po 587 r. przed Chr.
Pan Bóg oznajmia prorokowi, że został wyznaczony „na stróża domu Izraela”. Stróż nie jest właścicielem tego, nad czym sprawuje pieczę. Jest na służbie swego pana. Zapewnia spokój tym, których chroni. Ale stróż nie tylko chroni od zagrożeń zewnętrznych, on także dba o to, co dzieje się z powierzoną mu sferą wewnątrz. Pan Bóg wyjaśnia, na czym ma polegać rola Ezechiela: „Byś słysząc z mych ust napomnienia, przestrzegał ich w moim imieniu”. Tak więc to stróż jest pierwszym, który ma pełnić wolę swego pana oraz przestrzegać reguł i praw. Izraelici, którzy słuchali orędzi Ezechiela, pytali często o sens swego położenia, o to, dlaczego znaleźli się w niewoli. Dawni prorocy mówili o winach minionych pokoleń, ich niewierności Panu Bogu. Czy nie jest więc tak, że ich potomkowie, obecni wygnańcy, cierpią za winy kogoś innego? Powtarzano sobie nawet przysłowie, które prorok zapisał we wcześniejszej części księgi: „Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom”.
Kwestia odpowiedzialności jest jednym z ważnych tematów orędzi Ezechiela. Prorok nie odrzuca skutków czynów popełnionych przez dawniejsze pokolenia. Bardzo mocno jednak podkreśla odpowiedzialność indywidualną. Już w pierwszej części księgi znajdujemy pouczenie Ezechiela: „Umrze tylko ta osoba, która zgrzeszyła”. W tym duchu należy odczytywać pouczenia dzisiejszego czytania. Pojawia się przy tym nowy kontekst: rola stróża. To on ma napominać swoich współczesnych. Napomnienie ma przynieść dwa owoce. Pierwszy to poprawa napominanego, drugi – „pozyskanie brata”. •
Jakie piękne, najważniejsze jest kochać! I tak miłość stała się głównym hasłem wszystkich kategorii ludzi, wierzących i ateistów. „Make love, not war” – pisali na transparentach rewolucjoniści ’68, zwolennicy swobodnego seksu i pigułek antykoncepcyjnych. Miłością jest uzasadniana aborcja, w jej imię organizowane są homoseksualne parady uliczne, z apoteozą lubieżności i profanacją symboli religijnych. Miłością tłumaczą dostęp do eutanazji. Świat ateistyczny i antychrystusowy podnosi gromki krzyk: „Nie chcemy przykazań, chcemy miłości!”. „Co złego w kochaniu?” – pytają młodzi mieszkający razem bez ślubu, zwolennicy rozwodów i ponownych związków, amatorzy szybkich dyskotekowych randek.
Eros stał się idolem, relaksem, pieniądzem i terapią antystresową. W relacji między dwiema osobami liczą się emocje. Miłość zamieniona została na sympatię. Takie związki nie są niczym innym jak wznoszeniem domu na piasku: „Przystaję na ciebie, dopóki to mi odpowiada”. Współczesne przyzwolenie na rozwody, na przerywanie ciąży, reklamę homoseksualnego stylu życia, ideologię gender czy sztuczne zapłodnienie znajduje podstawowe uzasadnienie we wszechogarniającym sentymentalizmie, traktującym siłę przeżycia jako wiodące kryterium usprawiedliwiające czyn. Niejednokrotnie jest tak, iż bycie z Bogiem lub bycie bez Niego zmienia wszystko. Również w podejściu do miłości. Moje pokolenie staje się coraz bardziej głuche na świętość, dramatycznie gubiąc w sobie potrzebę zbawienia, dając się ogarnąć egzaltacji wolnego ducha chcącego być bogiem dla samego siebie. Nie ma już dobra ani zła, nie istnieje grzech, a zatem nie ma również Boga, który osądza człowieka i niepokoi jego sumienie.
Miłość oderwana od Prawdy jest groźna – przestrzegał Romano Amerio. Miłość oderwana od przykazań jest hybrydą, iluzją, kłamstwem – potwierdza św. Paweł. Wszystkie przykazania i całe Boże objawienie służą jednemu: będziesz kochał! Chodzi o miłość, która nie wyrządza krzywdy – sobie i drugiemu. Która nie wyrządzi też krzywdy naszej relacji z Bogiem. Kochaj, więc nie okłamuj twej dziewczyny, ciągnąc ją do łóżka przed ślubem. Kochaj, więc nie cudzołóż i nie pożądaj męża twej znajomej. Kochaj, więc nie zabijaj: skalpelem, odsysaniem, słowem, plotką, pogardą, milczeniem, gdy trzeba było mówić, świadczyć, wzywać do nawrócenia! Chodzi o miłość, która jest „doskonałym wypełnieniem Prawa”. To Prawo Chrystus wypełnił na krzyżu. Miłość nie jest sentymentem, jest podarowaniem się. •
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata.
Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik.
Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.
Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwóch z was na ziemi zgodnie o coś prosić będzie, to wszystko otrzymają od mojego Ojca, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich».
1. Nie chcemy narazić się na zarzut nietolerancji lub wtrącania się w nie swoje sprawy. Kiedy jednak ktoś wyrządza innym lub sobie samemu krzywdę, nie wolno milczeć. Bierność byłaby współudziałem w złu. Upominanie nie jest potępianiem czy wywyższaniem się, nie jest zabawą w Boga. Jest uczynkiem miłosierdzia, apelem do wolności drugiego.
2. Kto kogo ma prawo, a nawet obowiązek upominać? Im bardziej kogoś kocham, tym bardziej troszczę się o niego. I tym większe mam prawo, a nawet obowiązek zwrócenia uwagi na zło. Upomnienie jest ważnym elementem wychowania. Upominając, trzeba mieć pod kontrolą własne negatywne emocje i nie wolno upokarzać napominanego. Bywa i tak, że dziecko powinno upomnieć ojca lub matkę. Duszpasterze napominają owce, ale nieraz i pasterzowi potrzebne jest napomnienie ze strony owiec.
3. Jak upominać? Rozumnie i z miłością. Warto starannie dobierać słowa i znaleźć właściwy moment. Lepiej unikać ogólnych sformułowań typu „zawsze się spóźniasz” albo „jesteś kłamcą”. Ogólniki zamykają karconego na przyjęcie krytyki. Lepiej jest nazywać sprawy po imieniu, konkretnie powiedzieć, o jakie zło chodzi. Upominanie jest po ludzku bardzo trudne dla obu stron. Upominający naraża się na utratę sympatii, a nawet przyjaźni. Nikt nie lubi być upominanym, bo jest to upokarzające, bolesne. Braterskie upomnienie jest jednak nieodzowne dla rozwoju człowieka. Zdolność do wzajemnego upomnienia jest miarą autentyczności ludzkiej relacji.
4. Jezus wprowadza zasadę stopniowania upomnienia: najpierw w cztery oczy, potem przy świadkach. Gdy to nie skutkuje, należy powiadomić wspólnotę Kościoła. „A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18,17). Przy interpretacji tych słów warto zwrócić uwagę na kontekst. Tuż przed fragmentem o upominaniu czytamy o pasterzu szukającym zagubionej owcy. Wiersz 14. brzmi: „Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych”. W wierszach następnych mowa jest o obowiązku przebaczenia aż 77 razy. Upomnienie braterskie nawet w najostrzejszej formie jest poszukiwaniem zagubionego. Nie jest też odmową przebaczenia, ale wezwaniem człowieka do tego, aby uznał grzech i był gotów przyjąć przebaczenie. Kościół, stosując w nadzwyczajnych sytuacjach karę ekskomuniki, czyli wykluczenia grzesznika ze wspólnoty, ma zawsze na uwadze jego dobro. Kara ma cel naprawczy, jest radykalnym wezwaniem do nawrócenia.