Wiedział o tym starotestamentowy mędrzec, który w swej księdze chciał zawrzeć wiele praktycznych pouczeń pomagających w codziennym życiu. Obficie czerpał z doświadczenia i obserwacji pokoleń. Stąd jego zalecenia tchną ponadczasowym realizmem. W doświadczeniu mędrca złość i gniew, mimo że zdarzają się każdemu, jako stała postawa są czymś, co charakteryzuje grzesznika. Człowiek pobożny, który stara się wieść życie zgodne z Bożym prawem, winien wyzbywać się złości i gniewu. A w argumentowaniu, dlaczego tak powinno być, mędrzec odwołuje się do relacji człowieka z Panem Bogiem. Każdy człowiek jest grzesznikiem, który swym postępowaniem wzbudza Boży gniew i potrzebuje przebaczenia. Jeśli więc każdy z nas w relacji ze Stwórcą oczekuje darowania obrazy, to nie może uczucia gniewu i nienawiści żywić wobec bliźniego, który zawinił. „Odpuść przewinę bliźniemu, a wówczas, gdy błagać będziesz, zostaną ci odpuszczone grzechy. Pamiętaj o przykazaniach i nie miej w nienawiści bliźniego – o przymierzu Najwyższego, i daruj obrazę!”.
Komentatorzy biblijni zwracają uwagę, że pouczenia Syracha odnośnie do zaniechania zemsty, nienawiści, gniewu, a kierowania się gotowością przebaczenia zbliżają się do nauczania Pana Jezusa i wielu nakazów Nowego Testamentu. Koronny jest tutaj fragment Modlitwy Pańskiej: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. I w tym duchu Pan Jezus odpowiada Piotrowi w czytanym dziś fragmencie Ewangelii, ile razy należy przebaczyć: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”.
Doskonale zrozumiał te biblijne nakazy i pouczenia Jean-Baptiste Henri Lacordaire, francuski dominikanin z XIX w., nawrócony z ateizmu prawnik i adwokat. Mówił słuchaczom swoich kazań: „Chcesz być szczęśliwym przez chwilę? Zemścij się. Chcesz być szczęśliwym zawsze? Przebacz”. •
Napisał ją laureat nagrody Nobla William Golding. Nosi tytuł „Władca much”. Opowiada o katastrofie samolotowej, z której cało wychodzą dzieci z angielskiego chóru szkolnego i trafiają potem na bezludną wyspę. Muszą przeżyć w stanie natury, bez dorosłych. Dziecięce igraszki wnet przeobrażają się w kłótnie o władzę. Grupa podzieliła się na dwa obozy: łowców i zwierzynę. Porządek stworzony przez dzieci został zorganizowany wokół wymyślonego przez nich bóstwa. Był nim łeb wieprza zatknięty na pionowym palu. Nadano mu nazwę „Władca Much” – po hebrajsku Belzebub. Wśród chłopców narastają gniew, przemoc, donosicielstwo, egoizm, strach. Posuwają się do brutalności i tortur. Bez dorosłych, nauczycieli, duchownych, rodziców mogą robić, co chcą. Wymyślony przez nich obrzęd kończy się zabójstwem jednego z nich. Wreszcie przybywa statek i ratunek. Powieść miała pokazać, jak gwałtowna i bezwzględna jest ludzka natura, o ile nie ograniczy jej ucywilizowane społeczeństwo. Można też dopatrzeć się w niej refleksji na temat tego, jak może wyglądać społeczeństwo bez Chrystusa, bez Kościoła. Bez przykazań, Ewangelii, łaski ludzie wytwarzają zło. Uwalniając się od Boga, pierwszego przykazania, człowiek zbuduje sobie idola – władcę much – który go popchnie w stronę katastrofy. Św. Jan Vianney mówił: „Pozbawcie jakąś miejscowość kapłana i Eucharystii, a za jedno pokolenie odnajdziecie tam ludzi składających bożkom krwawe ofiary”.
Do zdarzenia podobnego do tego z powieści doszło w 1965 r. Sześciu chłopców w wieku od 13 do 16 lat ukradło łódź i ruszyło w nieznane. Porwani przez burzę zostali wyrzuceni na wyspę Ata. Udało się im tam przeżyć przez piętnaście miesięcy, aż dostrzegł ich przepływający statek. Chłopcy podzielili się obowiązkami w założonym przez siebie ogrodzie i kuchni. Każdy dzień zaczynali śpiewem i modlitwą. Dbali o rannego. Historia podobna do opisanej przez Goldinga, lecz zakończona w odmienny sposób. Golding oszukiwał się, myśląc, że człowieka od zła ratuje cywilizacja i dobra polityka. W historii chłopców z 1965 r. jest jeden znaczący szczegół: wszyscy byli katolikami, uczniami katolickiej szkoły. Nawet w skrajnych warunkach bezludnej wyspy nie zapomnieli o Chrystusie. Ten „mały” detal przesądził o wszystkim. „I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi”. Diabeł nienawidzi krucyfiksu i przekazu wiary. Zrobi wszystko, by je wyeliminować z naszego nowoczesnego, oświeconego i wygodnego społeczeństwa. Bo stawką jest to, kto nad nami zapanuje: zmartwychwstały Dobry Pasterz czy demoniczny władca much? •
1. W każdej ludzkiej więzi czy relacji pojawiają się napięcia. Ranimy innych i jesteśmy ranieni. Oczywiście w różnym stopniu. Jezusowe „77 razy” oznacza stałą gotowość do przebaczenia. Najbardziej bolą rany zadane przez najbliższych (współmałżonka, rodziców, dzieci, przyjaciół, rodaków). Lista możliwych krzywd jest długa. Obraźliwe słowo, niesprawiedliwy osąd, szyderstwo, nielojalność, obojętność, zdrada… Niektóre rany leczy się szybko. Są i takie, które goją się długo, a blizny po nich pozostają na zawsze. Przebaczenie bywa długim, trudnym procesem. Ale właściwie nie ma innego wyjścia: albo wchodzimy na drogę darowania win, czyli uzdrowienia, albo zamykamy się w piekielnym kręgu nienawiści, zemsty, bólu, cierpienia.
2. Do przebaczenia mobilizuje i zobowiązuje nas fakt, że Bóg nam wciąż przebacza. W „Ojcze nasz…” powtarzamy: „przebacz nam nasze winy, jako i my przebaczamy naszym winowajcom”. Przypowieść o nielitościwym dłużniku ilustruje tę myśl. Sługa był winien panu gigantyczną sumę 10 tys. talentów (co najmniej 340 ton złota lub srebra!). Wysokość tego zadłużenia obrazuje ogrom Bożego miłosierdzia. Oddłużony sługa okazał się bezlitosny dla bliźniego, który był mu winien zaledwie 100 denarów, co jest śmiesznie małą sumą w porównaniu z darowanym długiem. Trwanie w nieprzebaczeniu zamyka drogę do Bożego miłosierdzia. I odwrotnie: „błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7). Przebaczenie nie ma nic wspólnego z rozmywaniem odpowiedzialności za zło i lekceważeniem sprawiedliwości. Darowanie urazy jest aktem miłosierdzia ze strony krzywdzonego, ale nie staje się prawem krzywdziciela.
3. Jak przebaczać? Trzeba najpierw przyjrzeć się swoim emocjom. Nie ignorować bólu, złości i innych uczuć, ale spróbować przyznać się do nich, dotknąć swoich ran. Potem pomyśleć spokojnie: na czym polega moja krzywda? Co mnie zraniło, jakie słowa, gesty? Dlaczego tak się stało? Czy nie ma w tym mojej winy? Co powodowało krzywdzicielem? Chodzi o zrozumienie sytuacji. Dopiero potem przychodzi moment właściwego przebaczenia. Konieczna jest decyzja: chcę wybaczyć. Ludzie mówią nieraz: „Chcę przebaczyć, ale nie potrafię”. Tak się zdarza. Potrzebne są wtedy czas, modlitwa, prośba o łaskę przebaczenia i mocne trwanie przy tym „chcę przebaczyć”. Kiedy przebaczam, uwalniam siebie samego od brzemienia związanego z doznaną stratą. Rezygnuję z egzekwowania długu, który zaciągnął u mnie bliźni. Nie oczekuję odpłaty. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby przebaczenie zostało przyjęte, ale nie powinno się uzależniać przebaczenia od zmiany postawy krzywdziciela.