1. Zacheusz pewnie nad tym się nie zastanawiał, gdy wdrapywał się na sykomorę, aby zobaczyć Jezusa. Ale to właśnie drzewo stało się miejscem jego nawrócenia. Dzięki spotkaniu z Jezusem grzesznik doświadczył duchowego odrodzenia. Jego połamane życie zostało poskładane na nowo. Co go doprowadziło do Jezusa? Może czysta ciekawość, może coś więcej. W każdym razie chciał Go zobaczyć. Tak bardzo, że gotów był wdrapać się na drzewo. Ile jest w nas pragnienia spotkania z Chrystusem? Czy jestem gotów wspiąć się na drzewo, aby Go zobaczyć? Można odnieść wrażenie, że niektóre osoby na Mszy Świętej robią wszystko, aby nie widzieć ołtarza i nie słyszeć słów z ambony. Chowają się do najdalszego kąta świątyni albo stoją parę metrów od kościoła. Dlaczego?
2. „Zacheuszu...”. Jezus zawołał go po imieniu. Ależ musiał być w ciężkim szoku. Może się zastanawiał: „Skąd On mnie zna?”. A potem jeszcze to mocne słowo: „Dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Gdyby tak Jezus chciał dziś do mnie przyjść, do mojego domu, co by w nim zastał. Nie zapomnijmy, że Zacheusz był oszustem. Bogacił się, nieuczciwie wykorzystując swoje stanowisko. Był publicznym grzesznikiem. Nie czuł się z pewnością godny przyjąć Nauczyciela z Nazaretu. A jednak nie wahał się ani chwili. Biegnie w pośpiechu i z radością. Zastanawiam się, do ilu spraw w moim życiu biegnę z radością. Czy jest to świątynia, modlitwa, Boża służba? Chrystus zna moje imię, zna grzechy, wie o tym, co w moim domu jest chore, grzeszne, pokręcone. Nie brzydzi się mojego grzechu. Chce przyjść, by dać mi nowe życie. By z uschniętego pnia wyrosło nowe drzewo.
3. „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Konkretne postanowienie. Czasem nasze postanowienia poprawy bywają nieostre, ogólnikowe. Zacheusz, bogacz z głową do interesów, uczy nas, że nawrócenie wyraża się w konkretnym czynie. Dlatego podejmuje decyzję o naprawieniu błędów z solidną, czterokrotną nawiązką. I jeszcze dodatkowe dobro – połowę majątku daje ubogim. Zrobił dobry użytek ze swego bogactwa. Jeśli skrzywdził wiele osób, to po wypełnieniu zobowiązań pewnie niewiele mu z majątku pozostało. Zyskał jednak coś o wiele ważniejszego – poczucie wartości, radość spotkania ze Zbawicielem, włączenie do wspólnoty świętych. Jak komentuje św. Hieronim, „pozbył się swojego bogactwa i natychmiast zastąpił je bogactwem królestwa niebieskiego”.
4. Czego uczy nas ta historia? Tego, że Bóg w swoim miłosierdziu nie wyklucza ani biednych, ani bogatych. Widzi w każdym z nas człowieka godnego spotkania, spragnionego miłości, akceptacji. Dostrzega zwłaszcza tych, których inni uznali za przegranych. Oni sami może też tak myślą o sobie. Bóg nie pomniejsza grzechu, ale go przebacza. Daje możliwość nowego początku. Zacheusz z kolei swoją postawą uczy nas radości ze zbawienia. Uczy także tego, że nie wystarczy przyznać się do grzechu, ale trzeba naprawić zło, zadośćuczynić i odpokutować. Dziś często o tym zapominamy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
03.11.2019 00:00 GN 44/2019
Wziąć w dłoń małe ziarenko maku. Jest tak małe, że może ukryć się w zagłębieniu skóry dłoni. Kropla rosy, odbijając światło, budzi zachwyt. Jest tyle piękna, co ulotna. Oderwana od źdźbła trawy, rozbija się o ziemię, nie pozostawiając nawet plamy. „Świat przy Tobie, o Panie, jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co opadła na ziemię”. To wielka sztuka umieć nadawać sprawom właściwą miarę. Zwłaszcza w odniesieniu do samego siebie. Bez tego poddamy się skłonności do wyolbrzymiania bądź zaniżania wartości siebie i własnych poczynań. Obrażalstwo, łatwość w poczuwaniu się zranionym lub pominiętym – to przejawy choroby przerostu własnego znaczenia. „Jestem dobry i niedoceniony”. Niezdolność dojścia do czegokolwiek w życiu, wieczne narzekanie – to z kolei symptomy kompleksu umniejszania się. „Ja się nie nadaję, ja się nie liczę”. Szatan lubi grać na takich strunach, boleśnie wykorzystując nasz zanik właściwych proporcji. Podbija nas w górę, a potem strąca na glebę. Iluż po tej biednej ziemi chodzi obitych, zwichrowanych amatorów zaszczytów i sukcesów, dotkliwie przeczołganych przez iluzje. Zapomnieli, że „świat jest przy Bogu”, potrzebuje Go jak lustra, by odkryć radość i sens bycia przezeń stworzonym. Inaczej zachoruje na manię wyższości albo zwariuje od nadmiernego zdołowania. Trwać w miejscu, jakie wyznaczył nam Stwórca. Nie zagubić słusznej miary. Tyś moim Bogiem, a ja Twoim dziełem. Pozwalać się przycinać i korygować. Przez fakty i okoliczności. Dostrzegając w tle działającego Pana Boga i akceptując błogosławioną zależność od Niego.
„Dwojako przychodzę nawiedzić moich wybranych – mówił Jezus do św. Tomasza à Kempis – przez próby i przez ukojenie. Jeśli będziesz uczestnikiem strapienia, to dostąpisz też pocieszenia”. Kiedy człowieka „nawiedzi jakieś strapienie albo nawet byłby w cokolwiek uwikłany, Bóg wybawia go prędko i zsyła pociechę, bo nie opuszcza tego, kto do końca pokłada w Nim nadzieję. Rzadko się trafia tak wierny przyjaciel, aby wytrwał przy swoim druhu we wszystkich jego niedolach”. Pan Bóg to wyśmienity pedagog, cudowny doradca. Można się przy Nim pomylić, nie będzie od razu wyciągać konsekwencji: „oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili”. Mądry syn kochającego Ojca we wszystkim, co go spotyka, potrafi dostrzec ukryty sens. Nie nadyma się, gdy zasłuży na pochwałę, nie upadnie na duchu, gdy życie spuści mu lanie. Otrzepie się z kurzu i powie: „To było dla mnie dobre”. Znalazł właściwą miarę wszystkiego – miłość Boga. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
To pismo, które wśród wielu biblistów budzi spory co do Pawłowego autorstwa i kolejności powstania obu listów. Obecnie większość egzegetów jest zdania, że oba listy do Tesaloniczan, 1 i 2, powstały w takiej kolejności, jaka jest w kanonie Nowego Testamentu, a ich autorem jest św. Paweł. Co więcej, powstały i zostały wysłane w ciągu kilku miesięcy w latach 51 i 52, a więc w czasie drugiej podróży misyjnej Apostoła Narodów.
Chrześcijańska wspólnota w Tesalonikach powstała podczas drugiej wyprawy misyjnej i była jedną z pierwszych, jakie św. Paweł założył w Europie. Efekty pracy misjonarskiej były zaskakujące. Naukę św. Pawła przyjęli żydzi, poganie i poganie wcześniej lgnący do judaizmu, a nawet kobiety z tamtejszej arystokracji. Jednakże pobyt apostoła w tym mieście zakończył się tragicznie. Prześladowany, musiał uciekać, by ratować życie. Krótko potem otrzymał wieści, że kwitnącą wspólnotę dotknęły prześladowania, a do wnętrza wdarły się błędne przekonania o końcu świata, który miał nadejść lada dzień. Stało się nawet tak, że niektórzy z chrześcijan przestali pracować i troszczyć się o sprawy codzienne. „Zachęcam, abyście starali się spełniać własne obowiązki i pracować własnymi rękami, jak to wam nakazaliśmy” – apelował św. Paweł w 1 Liście do Tesaloniczan. Wysłał go jako upomnienie, ale także dopełnienie własnej katechezy. Po kilku miesiącach do Koryntu, gdzie przebywał, doszły wieści, że Tesaloniczanie dzielnie przetrwali czas prześladowań, trwali nieugięci w wierze. Ale doszły też wiadomości budzące niepokój. Oto znaleźli się we wspólnocie mąciciele. Nauczali, że dzień Pański już nadszedł, i powoływali się przy tym na rzekomą wypowiedź samego Pawła. Stąd apostoł zareagował. Znów napisał list i wysłał go do wspólnoty. „Prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański” – pisze św. Paweł. A w ostatniej części pisma znów pojawiają się napomnienia dotyczące uchylających się od pracy, których, zdaje się, było więcej niż za pierwszym razem. Teraz apostoł napisze prosto i kategorycznie: „Kto nie chce pracować, niech też nie je!”. Ale to zdanie usłyszymy na liturgii za dwa tygodnie. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Dlaczego celnik, uznawany przez wszystkich za grzesznika, tak bardzo pragnie zobaczyć Jezusa? Dlaczego ten zamożny człowiek wspina się na drzewo, pokonując tłum w Jerychu? Odpowiedź jest prosta – Zacheusz ma w sobie pragnienie Boga! To pragnienie jest tak wielkie, że nie zważając na pozycję społeczną, robi wszystko, aby ujrzeć Chrystusa. Czy my też tak potrafimy? Czy nawet pomimo grzechów i trudności szukamy Boga, nie zważając na nieprzychylne spojrzenia? Chrystus dostrzega celnika, zauważa pragnienie ukryte we wnętrzu człowieka i odpowiada na nie. Nie tylko zaspokaja potrzebę Boga w sercu Zacheusza, ale i sprawia, że celnik otwiera swe serce na innych i decyduje się oddać połowę swojego majątku ubogim. Jezus widzi wnętrze każdego z nas. Przenika nasze serca, wydobywa z nich to, co najpiękniejsze, i wyzwala to, co w nas najlepsze, abyśmy służyli swą miłością innym. Trzeba tylko podążać za pragnieniem Boga i wspiąć się na swoje drzewo, a On z pewnością to doceni i obdarzy nas potrzebnymi łaskami. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.