Pasterz ludu jest jak ten, którego można było dostrzec każdego dnia w Izraelu, jak pasterz ze swą trzodą. Szukał dla stada jak najlepszego pastwiska, leczył, gdy przychodziły choroby, i chronił przed zagrożeniami. Prorok Jeremiasz w dzisiejszym pierwszym czytaniu mówi o innych pasterzach. To cwaniacy, którzy są dalecy od ideału pasterza: „prowadzą do zguby i rozpraszają owce”. Ci pasterze, zamiast paść i gromadzić owce, rozpędzają je i nie zajmują się swą owczarnią. Jeremiasz głosił orędzia w czasie, gdy jego ojczyźnie groził najazd potężnego Babilonu i gdy ten najazd się odbył, i to dwukrotnie: najpierw w 598, a potem w 587 roku przed Chr. Jako prorok i kapłan, choć bez prawa składania ofiar w jerozolimskiej świątyni, Jeremiasz niestrudzenie wieścił, że ludzkie sojusze nic nie dadzą, jeśli nie nastąpi prawdziwe nawrócenie narodu. Czytane dziś orędzie pokazuje, że prawdziwe nawrócenie musi rozpocząć się od tych, którzy są duchowymi przywódcami narodu. Prorok Jeremiasz wiedział, że jego orędzia nie będą wysłuchane i przyjdzie kara: niewola babilońska. I wszystko wskazuje na to, że nie załamywał się. Na czas niewoli przewidywał „resztę”, wiernych Bożemu prawu, którzy zostaną zebrani ze wszystkich krajów, do których zostali wypędzeni, a tutaj przede wszystkim z Babilonu. „Sprowadzę je na ich pastwisko, aby były płodne i liczne. Ustanowię zaś nad nimi pasterzy, by je paśli; i nie będą się już więcej lękać ani trwożyć” – wieści w imieniu Pana Boga Jeremiasz. Pan Jezus mówił o sobie, że jest dobrym pasterzem. A w dzisiejszym fragmencie Ewangelii pokazuje to namacalnie w sytuacji, gdy On i Jego uczniowie są mocno utrudzeni: „Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce niemające pasterza”. •
„Nie zaglądajcie do teczki z dowodami obciążającymi – mówił Lenin, twórca czerwonego terroru. – Spytajcie natomiast, do jakiej klasy należy, jakie jest jego pochodzenie, wykształcenie, zawód. Te pytania decydują o losie oskarżonego”. Słowa ani czyny nie miały znaczenia. O winie domniemywano wyłącznie na podstawie przynależności społecznej i klasowej. Komuniści usprawiedliwiali wtrącanie do więzień, rujnowanie, a nawet uśmiercanie ludzi stojących na drodze postępu jako konieczny warunek osiągnięcia dziejowej sprawiedliwości. W rodzącym się dziś miękkim totalitaryzmie każda myśl albo zachowanie, które można zinterpretować jako wykluczające, podlega surowemu potępieniu. Jeśli jakiś dziennikarz, duchowny czy uczony wyłamie się z szeregu, wówczas dąży się do tego, by jego głos przestał być słyszalny. Tak zwane myślozbrodnie sprawiają, że oskarżenie i wina zlewają się w jedno. Dawniej można było zostać oskarżonym o „spisek syjonistyczno-imperialistyczny” i nikt nie potrafił obronić się przed tym oskarżeniem, bo nikt nie wiedział, o co chodzi! Zasięg współczesnych myślozbrodni rozszerza się nieustannie – homofobia, islamofobia, transfobia, bifobia, dyskryminacja otyłych, rasizm, handicapizm… Wszystko to sprawia, że człowiek nie jest pewien, czy porusza się po bezpiecznym terenie, czy za chwilę wdepnie na minę. Dziś każdy białoskóry jest z definicji winny uprzedzenia rasowego, tak jak chrześcijanie są uważani za wrogów, ponieważ bronią konkretnego kodeksu moralności seksualnej i komplementarności płciowej.
Ludzie od chwili pojawienia się koronawirusa spędzają wiele czasu samotnie, przed telewizorem albo w kokonie internetu. W efekcie zwyczajny człowiek czuje się bardziej niespokojny, osamotniony i bezbronny. W związku z tym jest łatwiejszy do pożarcia przez dzielące nas ideologie. Wszyscy ludzie są grzesznikami potrzebującymi Zbawiciela. Wszyscy, kobiety i mężczyźni, biali i czarni, lewicowi i prawicowi są wezwani do wyznania grzechów i nawrócenia. Tylko Chrystus poszedł na krzyż, oddając życie i przelewając krew za każdego człowieka. I kochając go aż do końca. Tylko On jest naszym pokojem, bo „w sobie samym zadał śmierć wrogości”. On jest dla ludzkości antybiotykiem, bo przynosi przebaczenie. „Ten zwycięża, choćby był powalony i zdeptany – mówił prymas Stefan Wyszyński – kto miłuje, a nie ten, który w nienawiści depce. Kto nienawidzi – przegrał! Kto mobilizuje nienawiść – przegrał! A zwyciężył już dziś – choćby leżał na ziemi podeptany – kto miłuje i przebacza. Nienawiść można uleczyć tylko miłością”. •
Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: «Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco». Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu.
Odpłynęli więc łodzią na pustkowie, osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich wyprzedzili.
Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce niemające pasterza. I zaczął ich nauczać o wielu sprawach.
1. Nadmiar codziennych trosk powoduje, że nie potrafimy wypoczywać. Głowy pełne są niepokojów o przyszłość, serca niespokojne o bliskich, tyle nerwowości, gonitwy i wieczne zaległości w pracy, w domu. Jako społeczeństwo stajemy się pracoholikami. A przecież bez oddechu, bez oderwania się na moment od codziennych trosk nie damy rady. Bywa, że w chwilach wolnych nie wiemy, co ze sobą zrobić. Komórka wciąż brzęczy, fotografujemy jak szaleni, kolekcjonujemy atrakcje, zaliczamy przeżycia. Ale czy wypoczywamy? Apostołowie opowiadają Jezusowi o tym, co zdziałali i czego nauczali. Może oczekiwali pochwały, ale Pan prosi ich, aby znaleźli chwilę wytchnienia, ciszy, wypoczynku.
2. Koniecznie trzeba czasem odejść od głównego nurtu życia, oderwać ręce od steru czy kierownicy, wyłączyć komórkę. Nic nie robić, po prostu być. Nabrać dystansu do spraw, do dzieł, zadań, które podejmujemy. Także po to, by zobaczyć, czy wszystko, za czym gonimy, jest tego warte. Gorączkowy pośpiech nie jest czymś dobrym. „Zawsze, kiedy uważamy, że jesteśmy absolutnie niezbędni; zawsze kiedy myślimy, że świat albo Kościół zależą od naszych niestrudzonych działań, przeceniamy siebie. Często aktem właściwej pokory i uczciwości stworzenia staje się to, że potrafimy przestać; uznać własną granicę, pozwolić sobie na swobodę oddechu i odpoczynku, jak to jest przewidziane dla istoty stworzonej” – pisze Benedykt XVI.
3. Sam Stwórca odpoczął po sześciu dniach pracy nad stwarzaniem świata. I co wtedy robił? Patrzył na swoje dzieło i widział, że było dobre. Aby zobaczyć dobro i piękno, nie można cały czas pracować lub gapić się w ekran. Czy potrafimy jeszcze patrzeć bezinteresownie na świat, na ludzi, bez kalkulacji, co z tego będziemy mieli? Takie czyste spojrzenie jest warunkiem modlitwy. Dzięki niemu może pojawić się zachwyt, wzruszenie i zdolność do wielbienia Boga w Jego dziełach.