Uderzają najpierw te trzy wyznania: „Ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem. Podałem grzbiet mój (…). Nie zasłoniłem mojej twarzy”. Wobec wrogości i zadawanych cierpień fizycznych bezimienny bohater, nazywany „Sługą Jahwe”, zachowuje przedziwną stałość, ale też pokorną łagodność. Taki sam pokazał się w pierwszej z pieśni, gdy nic nie zapowiadało, że jego losem będzie taka agresja: „Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć swego głosu na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zgasi knotka o nikłym płomyku”. W zapowiedzi pierwszej pieśni Sługa miał „przynieść narodom Prawo” i zrobił to, ale nie spotkała Go za to wdzięczność. Święty Jan Ewangelista napisze, nazywając wybranego i posłanego przez Pana Boga „Słowem”: „Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli”.
Owi, którzy mieli być „swoimi”, stali się tymi, którzy obili grzbiet Sługi, rwali Mu brodę, nie szczędzili zniewag i pluli na Niego, wyrażając swą pogardę. Ostatnia, czwarta pieśń pójdzie dalej w prorockiej zapowiedzi losu oczekiwanego Mesjasza: „Nie miał On wdzięku ani też blasku… Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem… On się obarczył naszym cierpieniem. On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie”.
Warto w tym obrazie prorockiej zapowiedzi i ewangelicznego spełnienia zatrzymać się na bardzo ciekawej frazie Izajaszowej pieśni z dzisiejszego pierwszego czytania. Rozpoczynając trzecią pieśń, prorok wieszczy, oddając głos Słudze Jahwe: „Pan Bóg mnie obdarzył językiem wymownym”. W oryginalnym, hebrajskim tekście księgi „język wymowny” to lason limmudim. Dosłownie frazę trzeba by przetłumaczyć: „język uczniów” lub „język uczniowski”. To odwołanie się do wczesnej tradycji mądrościowej, gdzie istotna jest relacja uczeń–nauczyciel/mistrz. Uczniem jest Sługa Jahwe, a mistrzem Pan Bóg. Uczeń, obdarzony językiem gorliwego adepta, jest gotowy natychmiast recytować to, czego nauczył go mistrz. On posiadł gotowość i zdolność przyjmowania pouczeń mistrza, a potem realizowania tego, co usłyszał od swego nauczyciela. I tu, w tym mądrościowym ujęciu, można szukać podstawy tego, jaki pozostaje uczeń – Sługa Jahwe, niezależnie od spotykających go okoliczności. Jezus Chrystus pozostał wierny swej misji, z jaką przyszedł na ziemię. Nigdy z niej nie zrezygnował, niezależnie od okoliczności. „Przeszedł, dobrze czyniąc” – mówili chrześcijanie pierwszego pokolenia, wspominając publiczną działalność, i taki sam pozostał, zanurzony w dobroci, gdy przyjął cierpienie, aż po śmierć na krzyżu. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Mieli to czynić, odmawiając Różaniec na kolanach, z wzniesionymi rękoma. Wielkim wyzwaniem okazało się dla nich trwanie przed Panem na klęcząco. Goszcząc w Polsce kilku zagranicznych turystów, zapytałem, co wywarło na nich największe wrażenie w naszym kraju. Usłyszałem, że widok młodych osób modlących się w kościele na kolanach. „U nas już takich obrazków się nie widzi”. A przecież Chrystus, prawdziwy Bóg, który „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi”, a nawet „stał się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej”, zmartwychwstał, jest Panem. Najwłaściwszą postawą, jaką człowiek może przyjąć przed misterium ukrzyżowanego Boga, jest „zgięcie kolan”. Taką postawę przyjmował przed Bogiem król Salomon: „Trwał na kolanach z rękami wzniesionymi ku niebu” (1 Krl 8,54), Eliasz na modlitwie wręcz „wtulał twarz między swoje kolana” (1 Krl 18,42). Prorok Daniel „modlił się i uwielbiał Boga” na klęczkach, wbrew zakazom królewskim (Dn 6,11).
Przed Jezusem ludzie też upadali na kolana (Mk 1,40), a nawet „padali na twarz” (Łk 5,12). On sam również modlił się na kolanach w Ogrójcu i „padał twarzą na ziemię” przed Ojcem (Mt 26,39). Uczniowie Chrystusa po Jego zmartwychwstaniu przyjęli tę formę modlitwy jako postawę błagania połączonego z uwielbieniem. „Zginam moje kolana przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi” – pisał św. Paweł (Ef 3,14-15). W Kościele pierwotnym w niedziele i w okresie wielkanocnym chrześcijanie przyjmowali postawę stojącą, Wielki Post zaś przeżywali na kolanach. Ta postawa okazała się ulubioną postawą modlących się chrześcijan. Na Wschodzie mnisi zwykli trwać na kolanach przez całą noc. Wstanie z kolan było przeżywane jako znak duchowego zmartwychwstania. Klękano często. Mnich Aleksander Acemita padał codziennie na kolana 490 razy, siedemdziesiąt razy po siedem (Mt 18,22); pustelnik Krystofor używał kolan tysiąc razy za dnia, trzy tysiące zaś razy nocą. Mówiło się, że św. Jakub Młodszy nosił na swych kolanach odciski podobne do garbów wielbłądzich. Do przyjmowania takiej postawy na modlitwie wzywał Nil z Ancyry, gdy ktoś toczył duchową walkę z demonem, św. Barsanufiusz zachęcał do niej za każdym razem, gdy kogoś opadały złe myśli. Jest to najpiękniejszy sposób, by uczynić się małym przed Bogiem. „Konstytucje apostolskie” w IV wieku zachęcały wierzących do „zginania kolan serca”. Co zrobić, by dzisiejszy wyprostowany i dumny homo sapiens odkrył, że taka właśnie postawa przyjmowana względem swego Pana i Zbawcy najadekwatniej wyraża prawdę o nim samym? Ona chroni, by nie klękać pochopnie przed kimkolwiek innym. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Na osiołku wiary
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.