Wcześniej, w Listrze, apostoł był kamienowany, ale przeżył. Nie poddał się, zaczął działać inaczej. Jest znów w Ikonium, a potem dociera do swej bazy w Antiochii. Teraz nie wygłasza przemówień w synagogach. Dyskretnie umacnia struktury: „W każdym Kościele wśród modlitw i postów ustanowili im starszych”. Ważne jest to stwierdzenie, mówiące o modlitwach i postach. Tak przecież robił Pan Jezus. Jego uczniowie starali się naśladować swego Mistrza. Tak buduje się Kościół. Z jednej strony jest konieczność organizowania struktur, i często trzeba to robić szybko, bo wróg czuwa; z drugiej nie trzeba się spieszyć, trzeba dać czas na modlitwę i posty. Jest też w dzisiejszym pierwszym czytaniu ważne przypomnienie: „Przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego”. Ewangelizatorzy zaczęli coraz doskonalej rozumieć słowa Jezusa, który zapowiadał: „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził… Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować”.
Warto wrócić do czasu, gdy prześladowca Szaweł, później ewangelizator Paweł, stanął przed Damaszkiem. Ukazał mu się Zmartwychwstały, pytając: „Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?”. Ciekawa i ważna rzecz: nie Kościół, ale „dlaczego Mnie…?” – pyta Zmartwychwstały. I potem ważna jest kolejna narracja. Oślepły po wizji Szaweł znalazł się w Damaszku. Tam miał się nim z nakazu Pana zaopiekować Ananiasz. „Panie, słyszałem z wielu stron, jak dużo złego wyrządził ten człowiek świętym Twoim w Jerozolimie. I ma on także władzę od arcykapłanów więzić tutaj wszystkich, którzy wzywają Twego imienia” – oponował Ananiasz. A Pan mu odpowiada: „Idź, bo wybrałem sobie tego człowieka za narzędzie. On zaniesie imię moje do pogan i królów, i do synów Izraela. I pokażę mu, jak wiele będzie musiał wycierpieć dla mego imienia”. •
W oczach Maryi nie ma rozpaczy i załamania, ale wsparcie i dodawanie Synowi odwagi. Kim jest Jezus i dlaczego został ukrzyżowany? Katechizm Kościoła Katolickiego ujmuje to następująco: „Syn Boży przez wcielenie i oddanie swego życia zjednoczył się w pewien sposób z całą zbawioną przez siebie ludzkością”, w związku z czym „całe życie chrześcijańskie nosi znamię oblubieńczej miłości Chrystusa do Kościoła (1612 i 1617). Jezus jest zatem „Oblubieńcem”, a Kościół „oblubienicą”. Niejeden mężczyzna, mówiąc o swoim ślubie, żartobliwie nazywa go dniem swojego pogrzebu. Z Jezusem z Nazaretu było odwrotnie. Jego męka i pogrzeb stały się Jego zaślubinami z nami. Kogo Chrystus poślubił na krzyżu? Autor Pieśni nad Pieśniami wygłasza pod adresem oblubienicy być może najbardziej zaskakujący komplement: „Piękna jesteś, przyjaciółko moja, jak Tirsa, wdzięczna jak Jerozolima” (Pnp 6,4). Czemu miałby ktoś porównywać ukochaną kobietę do miasta? Wyobraźmy sobie kogoś mówiącego swojej narzeczonej: „Jesteś piękna jak Warszawa albo Sochaczew”. Miasto Tirsa było pierwszą stolicą północnego królestwa Izraela, zaś Jerozolima była stolicą południowego królestwa Judy.
Żadna księga Pisma Świętego nie jest tak wyczulona na tajemnicę Jezusa Oblubieńca jak księga Apokalipsy. Według niej cała historia ludzkości zmierza ku uczcie weselnej Baranka ze swoją oblubienicą. Przy czym wybranka Jezusowa znów pojawia się pod postacią miasta: „I Miasto Święte – Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża (Ap 21,3). Oto jeden z najbardziej znamiennych biblijnych opisów tego, co zwykło określać się jako „koniec świata”. Będzie on przypominał wieczne zaślubiny Mesjasza i nowej Jerozolimy, „Oblubienicy, Małżonki Baranka” (por. Ap 21,9).
W pismach ojców Kościoła temat tożsamości Chrystusa jako Oblubieńca i Kościoła jako Jego oblubienicy powraca raz po raz. Całe życie chrześcijańskie nosi znamię owej oblubieńczej miłości. „Chrystus jest centrum całego życia chrześcijańskiego” – czytamy w katechizmie. „Więź z Nim zajmuje pierwsze miejsce przed wszystkimi innymi więzami rodzinnymi lub społecznymi” (1618). Każdy chrześcijanin jest nierozerwalnie związany z „wielką tajemnicą” miłości Boga do Jego ludu. Miłość ta objawia się przede wszystkim w życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Oblubieńca-Mesjasza. To ona przyozdabia nas w klejnoty cnót i moralnych zwycięstw. Jeśli tylko mamy oczy otwarte, aby to zobaczyć, nie będziemy się bali żadnego końca świata. Będziemy wręcz z wytęsknieniem oczekiwać, aby jak najszybciej Bóg wszystko uczynił nowym. •
Po wyjściu Judasza z wieczernika Jezus powiedział: «Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim otoczony chwałą, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy.
Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, że jesteście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. No właśnie. Wciąż uczymy się od nowa kochać. I tak często przegrywamy. Głównie dlatego, że nie uwzględniamy wystarczająco słów: „…jak Ja was umiłowałem”. Albo też traktujemy miłość jako coś, co pojawia się samo i odchodzi jako swego rodzaju przygoda. Karol Wojtyła podkreślał, że miłość nigdy nie „jest” tak po prostu, ale „staje się” dzięki zaangażowaniu osób. Uczył: „Człowiek jest istotą niejako skazaną na twórczość. Twórczość ta obowiązuje również w dziedzinie miłości”. W gruncie rzeczy chodzi o jej współ-tworzenie razem z Tym, który nas umiłował i sam jest miłością.
2. W „Miłości i odpowiedzialności” Wojtyła pisał, że zadaniem duszpasterstwa jest „wprowadzić miłość do miłości”. Słowo „miłość” w pierwszym wypadku oznacza to, co jest treścią największego przykazania, a w drugim – to wszystko, co dzieje się pomiędzy kobietą a mężczyzną, także w wymiarze seksualnym. Wojtyła dostrzegł, że w przepowiadaniu Kościoła między tymi dwoma „miłościami” istnieje przepaść, tak jakby mowa była o dwóch różnych rzeczywistościach, które nie mają punktów stycznych. Ta diagnoza została postawiona przez 40-letniego kapłana w roku 1960. Dziś nie straciła ona nic na aktualności. W społeczeństwach przeoranych przez rewolucję seksualną ludzka seksualność została skutecznie oderwana od kontekstu przykazania miłości, a nawet od małżeństwa i płodności. Sformułowanie: „Wprowadzić miłość do miłości” można też rozumieć jako konieczność włączenia miłości Jezusa, wyrażonej najpełniej na krzyżu, do każdej ludzkiej miłości. A zwłaszcza do miłości małżeńskiej.
3.Warto zwrócić uwagę na słowo „wzajemnie”, które w tym krótkim tekście powtarza się trzy razy. Istnieje miłość miłosierna, która nie czeka na wzajemność. To miłość ofiarna, która daje i nie oczekuje wzajemności. W przyjaźni jednak, a zwłaszcza w miłości małżeńskiej, wzajemność jest czymś ogromnie ważnym, wręcz fundamentalnym. „Kocham ciebie i chcę być kochany przez ciebie”. Benedykt XVI zauważa, że człowiek „nie może zawsze tylko dawać, musi także otrzymywać. Kto chce ofiarować miłość, sam musi ją otrzymać w darze”. Dotyczy to także Boga. On sam jest niewyczerpanym źródłem miłości. On zawsze pierwszy nas kocha, ale On także czeka na wzajemność ze strony człowieka. „Albowiem gdy Bóg miłuje, niczego innego nie pragnie jak tego, by być miłowanym. Miłuje nie dla czego innego, jak tylko po to, by Go miłowano, wiedząc, że ci, którzy miłują, mocą tej miłości dostępują szczęścia” (św. Bernard). Oczekiwanie wzajemności nie jest interesownością. Miłość to dar z siebie i gotowość do przyjęcia daru. Tak powstają więzy. Z Bogiem i ludźmi. Tego uczy Jezus. Wciąż od nowa.