Niech Tusk klęka przed Bogiem

W czasie gdańskich obchodów 10-lecia istnienia Platformy Obywatelskiej jej lider Donald Tusk ujawnił swój negatywny stosunek do obecności w przestrzeni publicznej wartości wynikających z nauczania Kościoła.

Wśród ludzi wierzących emocje wzbudził fragment przemówienia, w którym premier Polski stwierdził: „Ten rząd dziś - i jeśli wygramy - nasz przyszły rząd - nie będzie się nisko kłaniał ani bankierom, ani związkowcom. Nie będziemy klęczeli przed księdzem, bo do klęczenia jest kościół - przed Bogiem”. Nie wiadomo, kto sugerował D. Tuskowi, że przed księżmi trzeba klękać, nasza wiara tego w żadnym razie nie oczekuje, natomiast D. Tusk po raz kolejny pokazał swoją ignorancję w sferze religijnej. Słusznie mówi, że klękać należy przed Bogiem, tyle, że nie tylko w kościele. I właśnie umiejscowienie relacji do Boga w świątyni najwięcej mówi o postawie Tuska: wiara prywatnie i zamknięta w kościelnych murach tak, publicznie już nie. Dokładnie według tej zasady postępuje Tusk w życiu publicznym, bo z jednej strony nie ukrywa, że jest katolikiem, a z drugiej popiera rozwiązania absolutnie nie do pogodzenia z nauczaniem Kościoła, jak prawne uznanie związków partnerskich czy in vitro. Trzeba powiedzieć jasno: słowa Tuska oznaczają, że to ugrupowanie nie ma zamiaru uwzględniać w swoich działaniach nauczania Kościoła. Zresztą potwierdzają to ostatnie transfery polityków do PO, bo tak się składa, że wszyscy oni w sprawach światopoglądowych mają lewicowe poglądy. To wszystko sprawia, że dla katolików kierujących się w życiu publicznym zasadami wynikającymi z wiary, Platforma staje się partią, którą trudno popierać.

Właśnie transfer do PO Joanny Kluzik-Rostkowskiej był jednym z głównych wydarzeń jubileuszowego zjazdu PO. Triumfu jednak z tego powodu nie było. Mimo zapewnień o tym, że znalazła się „w świetnym towarzystwie”, secesjonistka wyglądała na zagubioną. Być może dotarło do niej, że jest jak pogańskie bóstwo Światowid, który miał kilka twarzy, tyle, że ona właśnie twarz straciła. Bo jak można być wiarygodnym, skoro w czerwcu jest się szefową kampanii Jarosława Kaczyńskiego, w listopadzie zakłada się własną partię w opozycji do PiS i PO, które się ostro krytykuje, a w czerwcu, mimo zapewnień, że ze względów honorowych nie porzuci swojego dzieła, przechodzi ostatecznie w PO. Paradoksalnie porzucenie PJN przez założycielkę może obrócić się na korzyść tego ugrupowania, ponieważ pozwoli mu na ideowe samookreślenie, a nie jak dotychczas łączenie w ramach jednej formacji zwolenników i przeciwników aborcji.

Jednak przejście do PO Kluzik-Rostkowskiej i lewicowego polityka Dariusza Rosatiego nie zdominowały jubileuszu PO. Tusk nie dał sobie wykraść show i jeszcze raz pokazał, że jest świetnym mówcą, szkoda, że zużywa swój talent na propagandę i opisywanie rzeczywistości, która nie istnieje. Chyba nie ma w Polsce drugiego polityka, który tak jak on potrafi przyciągnąć uwagę słuchaczy, a jednocześnie nic istotnego nie powiedzieć, bo w przemówieniu premiera żadnych konkretów nie było, żadnych inspiracji, a nawet kontrowersji. Gdyby przemówienia premiera posłuchał ktoś, kto nie żyje w Polsce i nie zna naszych realiów, pomyślałby, że znalazł się w mlekiem i miodem płynącym raju, który omijają wszelkie problemy. Być może dlatego premier podkreślał sukcesy PO, ale niewiele mówił o wizji Polski, nawet niespecjalnie przekonywał do swojego ugrupowania. Zresztą po co, skoro przemawiał do samych przekonanych. O atrakcyjności PO miały świadczyć liczne transfery, jakich to ugrupowanie dokonuje w ostatnim czasie, przyjmując znanych polityków innych ugrupowań. Stąd sporą część przemówienia  poświęcił tłumaczeniu, dlaczego PO przejmuje innych polityków. Jednak prawiąc banały w rodzaju „PO jest miejscem dla wszystkich - bez wyjątku - którzy chcą dobrze służyć Polsce” krytyków takich praktyk na pewno nie przekonał. W swoim przemówieniu Tusk porównał PO do klubu piłkarskiego kupującego znanych graczy z innych drużyn i tu trzeba przyznać premierowi rację. Rzeczywiście, PO składa się z piłkarzy, którzy ściągają na siebie uwagę publiczności. Tyle, że wśród tej publiczności są tacy, którym przeszkadza, że dotychczas kopali oni piłkę do zupełnie innych bramek.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bogumił Łoziński

Bogumił Łoziński

Zastępca redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Polska”.
Pracował m.in. w Katolickiej Agencji Informacyjnej jako szef działu krajowego, oraz w „Dzienniku” jako dziennikarz i publicysta. Wyróżniony Medalem Pamiątkowym Prymasa Polski (2006) oraz tytułem Mecenas Polskiej Ekologii w X edycji Narodowego Konkursu Ekologicznego „Przyjaźni środowisku” (2009). Ma na swoim koncie dziesiątki wywiadów z polskimi hierarchami, a także z kard. Josephem Ratzingerem (2004) i prof. Leszkiem Kołakowskim (2008). Autor publikacji książkowych, m.in. bestelleru „Leksykon zakonów w Polsce”. Hobby: piłka nożna, lekkoatletyka, żeglarstwo. Jego obszar specjalizacji to tematyka religijna, światopoglądowa i historyczna, a także społeczno-polityczna i ekologiczna.

Kontakt:
bogumil.lozinski@gosc.pl
Więcej artykułów Bogumiła Łozińskiego