Obniżenie dotacji dla telewizji Biełsat nie jest jeszcze przesądzone. Czy niezależnie od tego warto dążyć do zbliżenia z Białorusią?
Na początku postawmy sprawę jasno: nagłaśniania w mediach teza o finansowym osłabieniu niezależnej, białoruskojęzycznej stacji w celu zbudowania dobrych relacji z Łukaszenką to zwykłe wróżenie z fusów. O czym dyskutują szefowie MSZ obydwu państw? Jaka jest stawka tych rozmów? Prawdopodobnie jeszcze przez jakiś czas nie poznamy odpowiedzi na te pytania. W dyplomacji trzeba bowiem ważyć słowa, dlatego trudno wyobrazić sobie przedwczesne ujawnienie szczegółów toczących się negocjacji. Jedno jest pewne: chyba jeszcze nigdy od 1994 r. nie było tak sprzyjających warunków do poprawienia stosunków z naszym wschodnim sąsiadem.
Białoruś – ziemniaczany kołchoz zarządzany przez wąsatego dyktatora, którego głównym zajęciem jest powiększanie swojego majątku i prześladowanie opozycji. To wszystko prawda, ale trudno nie zauważyć pewnych faktów, które przemawiają za tym żeby z Łukaszenką podjąć dialog.
Szef białoruskiej dyplomacji Władimir Makiej zniósł właśnie wizy turystyczne dla obywateli 80 krajów, w tym dla USA. Dużo ważniejsza od samej decyzji była jednak reakcja jaką wywołała ona w Rosji. Dmitrij Bolkuniec, politolog z prestiżowej Wyższej Szkoły Ekonomii w Moskwie, stwierdził, że Makiej szkodzi stosunkom rosyjsko-białoruskim i stymuluje „antyrosyjskie działania”. W swoim tekście krytykuje także fakt, że białoruski MSZ wezwał na dywanik rosyjskiego dyplomatę tylko po to, żeby zganić go za wypowiedź gen. Leonida Reszetnikowa. Wojskowy stwierdził bowiem, że Białoruś to część Rosji, która próbuje uciec na Zachód. Swoją reakcją Białorusini dali wtedy jasny sygnał, że nie pozwolą sobie na odmawianie państwowości.
Dowodów na białoruską niezależność jest więcej. Łukaszenka nie poparł inwazji Rosji na Krym, a Moskwie odmówił rozmieszczenia na terenie państwa swojej bazy lotniczej. Głośno było także o pozbawieniu stanowisk oficerów, którzy studiowali w Moskwie – w ten sposób armia została wyczyszczona z rosyjskich wpływów. To oczywiste, że te gesty bynajmniej nie świadczą o liberalizacji reżimu: Łukaszenka umiejętnie lawiruje pomiędzy wschodem i zachodem, próbując jak najwięcej ugrać dla siebie. Dlaczego jednak mielibyśmy tego nie wykorzystać? Naszym żywotnym interesem jest powstrzymywanie rosyjskich wpływów wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe – warto mieć Białoruś po swojej stronie.
Niestety brak wiedzy na temat toczących się polsko-białoruskich negocjacji pozostawia wątpliwości co do tego czy polska dyplomacja rzeczywiście zabiega o nasze interesy. Oby nie skończyło się tylko na kurtuazyjnych gestach, którymi do tej pory w kontaktach z Białorusią zadowalali się polscy ministrowie spraw zagranicznych.
Dziennikarz działu „Polska”
Absolwent dziennikarstwa i medioznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Zaczynał w Akademickim Radiu UL Uniwersytetu Łódzkiego. Współpracował z kwartalnikiem „Fronda Lux”, „Teologią Polityczną Co Miesiąc”, portalami plasterlodzki.pl i bosko.pl. Publikował także w miesięczniku „Koncept”. Interesuje się muzyką i szeroko pojętą kulturą. Jego Obszar specjalizacji to kultura, sprawy społeczno-polityczne, tematyka światopoglądowa, media.
Kontakt:
maciej.kalbarczyk@gosc.pl
Więcej artykułów Macieja Kalbarczyka