Gilbert Keith Chesterton, brytyjski pisarz zmarły w 1936 roku, w młodości uznawał się za agnostyka. Pochodził z rodziny anglikańskiej, a potem przeszedł na katolicyzm. Zapewne bazując na doświadczeniu, napisał: „Kiedy człowiek przestaje wierzyć w Boga, może uwierzyć we wszystko”. Oto Izraelici wyszli z Egiptu. Widzieli wielkie znaki, jakich dokonał dla nich Pan Bóg. Noc wyjścia z Egiptu, ratunek przed faraonem, którego wraz z wojskiem zalały wody morskie, darmowy codzienny pokarm – przepiórki i manna, woda ze skały dla zaspokojenia pragnienia i zwycięstwo nad Amalekitami…
A jednak „utworzyli sobie posąg cielca odlanego z metalu” i to w nim, a nie w Panu Bogu, uznali swego wybawcę, mówiąc: „Izraelu, oto twój bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej”.
Biblista ks. prof. Janusz Lemański w komentarzu do Księgi Wyjścia zwraca uwagę na partykułę „ki”. Tłumaczymy ją na język polski „ponieważ”, „bo”. Biblista podpowiada, że to jest wyraz Bożej irytacji. Oto On uczynił tyle dla nich, a oni zobowiązali się do przymierza, ale nie wytrwali, „bo sprzeniewierzyli się”. Pan Bóg, przemawiając do Mojżesza, opisuje to, co zrobili niewdzięczni buntownicy: „Zawrócili z drogi (…), utworzyli sobie posąg (…), oddali mu pokłon i złożyli mu ofiary”. Czy nie jest to sytuacja, jaką możemy obserwować i dzisiaj, gdy ktoś odchodzi od Boga? W istocie Jego miejsca nie zajmuje pustka, ale nowe bóstwo, nieważne, jak je nazwiemy, opiszemy czy zdefiniujemy. Ciąg jest ten sam: odejście z drogi, znalezienie nowego bożka, oddanie mu chwały i przypisanie wszelkich zasług.
A co na to prawdziwy Pan Bóg? Końcówka dzisiejszego pierwszego czytania i fragment czytanej Ewangelii pokazują Jego gotowość do przebaczenia. •
Chodzi o to, byś nie opierał się na sobie, ale na miłości, jaką okazał ci Bóg. Zgodnie z chrześcijańską zasadą, że im wyższe zajmujemy stanowisko, tym bardziej powinniśmy się uniżać. Jak pisał abp Fulton Sheen: „Uniesienie wywołane zawieszeniem pektorału na szyi sprawia, że niektórzy z nas nie przestają obracać go w dłoniach do końca życia. A przecież to jest pektorał, nie krucyfiks. Pierścień na palcu, piuska na głowie i tytuł biskupa mają szczególną wymowę i dają poczucie fałszywej euforii, które – muszę przyznać – mnie również się udzieliło”. Człowiek na ogół przekonuje się, że mówi się o nim rzeczy zbyt dobre albo zbyt złe, żeby mogły być prawdziwe. Należy zatem uważać, by nie obrosnąć w ślepą pychę i narcystyczny samozachwyt ani też nie dać się zdołować przekonaniem o swej bezwartościowości. Te dwa skrajne przykłady podejścia do siebie to dwa oblicza pychy, która przejawia się w naszej samoocenie: ani ciągłe superlatywy, ani nieustanna samokrytyka nie wyrażają prawdy o człowieku. Pokorny respektuje fakty. A co nimi jest? Że Pan nie wybiera najlepszych. Otrzymałem powołanie nie dlatego, że Bóg uznał mnie za lepszego od innych. On często wybiera niedoskonałe narzędzia, aby mogła objawić się Jego potęga. W przeciwnym wypadku można by odnieść mylne wrażenie, że to nie Duch, lecz glina czyni dobro.
Nasz Pan nie darzy wielkim szacunkiem tych, którzy zajmują wysokie miejsce w rankingach popularności. Jedna z najgłupszych opinii, jaką usłyszałem o sobie, brzmiała: utrzymujesz się w pierwszej dziesiątce najchętniej słuchanych kaznodziejów internetowych. Zdałem sobie sprawę, jak nieadekwatna to ocena . Obawiałem się, że opinia taka może być jak szczur wpuszczony do zapasów zimowych. Wyrządzi niepowetowane szkody. My, słudzy Pańscy, jesteśmy nieraz jak osioł, na którym Jezus wjeżdżał do Jerozolimy. Wszyscy wiwatowali na cześć Jezusa, tymczasem osioł był wniebowzięty, bo myślał, że to uznanie dla niego.
Im większą wagę przywiązujemy do ludzkich osądów, tym mniej czasu spędzamy na kolanach, robiąc rachunek sumienia. Grzesznik musi uznać, że potrzebuje miłosierdzia, a potem je przyjąć. To wymaga pokory. Pokora zaś wymaga szczerego uznania prawdy o sobie i podporządkowania woli. „Uniżając się w pokorze przed Bogiem – pisał ks. Dolindo – człowiek się nie poniża i nie obniża swojej wartości. Odstępuje jedynie miejsce Bogu, daje się Nim wypełnić, rezygnując z siebie. Adorując, człowiek unosi się ku Bogu w miłości, a On odwzajemnia się czułym objęciem. Modląc się, podłącza się do Jego wszechmocy i tym sposobem staje się silny. Trochę jak kabel, w którym nagle zaczyna płynąć prąd, mogący uruchomić martwą maszynę”. •
W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi».
Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”.
Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.
Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam”. Tak samo, powiadam wam, radość nastaje wśród aniołów Bożych z powodu jednego grzesznika, który się nawraca».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. Właściwym bohaterem tych trzech przypowieści jest więc Bóg i Jego miłość, która walczy o każdego i każdą z nas. Sporo się dziś mówi o ludzkich poszukiwaniach Boga, ale Ewangelia odwraca tę perspektywę. Dobra Nowina jest opowieścią o Bogu szukającym człowieka. Jakiekolwiek jest nasze zagubienie, mogę być pewny, że On o mnie nie zapomniał. To, co do mnie należy, to pozwolić Mu się znaleźć.
2. Druga prawda, która łączy te przypowieści, dotyczy wartości człowieka. Niezależnie od tego, czy jesteś jednym ze stu, jednym z dziesięciu czy jednym z dwóch, jesteś dla Boga kimś bezcennym, ważnym, jedynym. Kimże jest człowiek, można zapytać, trawestując psalmistę, skoro Bóg o nim pamięta, kocha go, cierpi dla niego, szuka i raduje się jego odnalezieniem? „Nikt nie jest jedynie groszem, który można wyrzucić, ponieważ jest wiele podobnych. Nikt nie jest tylko egzemplarzem jakiegoś gatunku, który ostatecznie musi ustąpić miejsca innemu gatunkowi. Każdy jest niezbędny jako ostateczny, jako ostateczna wartość wobec Boga. Każdy jest nietykalny i ma wieczne znaczenie” (Benedykt XVI). To ważne, aby tak myśleć o sobie. Z całą pokorą oczywiście. Nasza godność opiera się na Bożej trosce o człowieka, także tego najmniejszego.
3. Kolejny wniosek dotyczy naszego stosunku do innych. Człowiekowi nie wolno być obojętnym na los bliźniego. Nie wolno powtarzać zimnych słów Kaina: „Czyż jestem stróżem brata mego?”. Prawda jest taka, że jesteśmy odpowiedzialni za innych. Zagubienie brata jest dla mnie wezwaniem do poszukiwań, do reakcji. Desmond Doss to amerykański bohater, którego historię opowiada film Gibsona „Przełęcz ocalonych”. Doss z powodów religijnych nie miał na wojnie broni, był sanitariuszem. Podczas bitwy o Okinawę uratował życie 75 żołnierzom. Wielokrotnie wracał na pole bitwy po rannych i zanosił ich do szpitala polowego. Kościół to wspólnota cudownie ocalonych, którzy potem sami gotowi są ratować innych.
4. Różne bywają przejawy zagubienia. Drachma nie wie, że się zgubiła. Owca, odchodząc od stada, czyni to już bardziej świadomie. Syn marnotrawny wprost odrzuca ojca i decyduje się na życie z dala od niego. Są ludzie, którzy jak owa drachma nie wiedzą nawet, że się zagubili. Powiadają, że Bóg nie jest im do niczego potrzebny, nie uważają się za straconych. Owca dość szybko orientuje się, że zostawiając pasterza, naraża się na śmierć. Syn marnotrawny odkrywa to dopiero po jakimś czasie. Bez względu na rodzaj zagubienia wszyscy potrzebujemy miłosierdzia Bożego. Dobrą stroną każdego zagubienia jest to, że można zostać znalezionym i sprawić tym wielką radość Bogu i sobie. •