Słowa Najważniejsze

Niedziela 17 lipca 2022

Czytania »

ks. Zbigniew Niemirski

|

17.07.2022 00:00 GN 28/2022 Otwarte

Śmiech Boga i Trójca Święta

Leży ona na południowy zachód od Morza Martwego i od Jerozolimy. Niedaleko stąd lokalizuje się grotę Makpela, miejsce pochówku Abrahama i jego syna Izaaka. Do tego miejsca pielgrzymują żydzi, chrześcijanie i muzułmanie. Tutaj wciąż wskazuje się na dąb, zwany dębem Abrahama, gdzie patriarcha spotkał się z Panem Bogiem w osobach trzech aniołów.

Mamre jest miejscem kolejnego przymierza, jakie Bóg zawarł z Abrahamem. Jego widomym znakiem miały być narodziny dziecka. „O tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona Sara będzie miała wtedy syna”. Zapowiedź niby zwyczajna, ale przecież i Abraham, i Sara byli już starcami. Nic dziwnego, że Sara – o czym mówi Biblia – po prostu zaczęła się śmiać. Jej śmiech stał się podstawą dwóch spraw. Po pierwsze, staruszka Sara urodziła syna, który otrzymał imię Izaak. Etymologicznie jego imię wiąże się z rzeczownikiem jic’chak – „śmiech”. Po drugie, Pan Bóg, który chce obdarzyć człowieka swoją łaską i zbawieniem, przekracza ludzkie wyobrażenia i ograniczenia.

Abrahama nawiedziło „trzech ludzi naprzeciw siebie”. Patriarcha powitał ich, a potem… widział w nich kogoś jednego: „A oddawszy im pokłon do ziemi, rzekł: »O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi!«”. To istotny biblijny argument za Trójcą Świętą. Owszem, wszystko jest tu dalekie od ostatecznych definicji dogmatycznych. Ale Biblia zawiera teksty, które można w pełni zrozumieć dopiero w kontekście nauczania o tym, że jest jeden Bóg, Ojciec Wszechmogący, a obok Niego Jezus Chrystus, Jednorodzony Syn Boży, i Duch Święty, który od Ojca i Syna pochodzi. Maria i Marta z dzisiejszej Ewangelii przyjmują Go w obu wymiarach, tym doczesnym – by przygotować posiłek, i tym istotniejszym, by siąść u Jego stóp i Go słuchać. •

Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl

Czytania »

ks. Robert Skrzypczak

|

17.07.2022 00:00 GN 28/2022 Otwarte

Przywilej dopełniania Jego męki

Taki tekst wypisał pewnego razu na karteczce Paweł VI, komentując słowa swego wielkiego imiennika, Apostoła Narodów: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony dopełniam niedostatki udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”. Notatka papieża dała mi do myślenia. Wydedukowałem: przecież można cierpieć i umierać bez krzty radości. Umierać nie na Chrystusowym krzyżu, ale na palu egzekucyjnym wraz z jednym bądź drugim łotrem, złorzeczącym albo skomlącym. Tymczasem apostoł wprawia w osłupienie swoim: „…raduję się w cierpieniach”, dodając – „teraz”. Bowiem był czas, gdy chciał zabijać i wtrącać do więzień tych, którzy sprawiali mu przykrość albo burzyli jego spokój. Za owym „teraz” kryje się prawdziwa interwencja Boga, w konsekwencji przylgnięcie do Chrystusa i pozwolenie na to, by Zmartwychwstały przejął w nim inicjatywę. Chrystus na krzyżu wypił do końca kielich naszego zbawienia. Wszystko się dokonało. A zarazem Jego agonia trwa nadal – w zakamarkach naszych organizmów, w naszych stanach psychicznych, schorowanych organach i kościach, bolesnych odczuciach i porażkach. Byle tylko zgodzić się na owo „dopełnianie” Jego męki, na tryumf Jego miłości w pustce bólu.

Minęło właśnie pięć lat od narodzin dla nieba siedemnastolatka z Rzymu Davida Buggiego. Ofiarował świadomie swe życie, by inni młodzi – jak on – ludzie mogli spotkać Chrystusa. Był taki, jak każdy chłopak w jego wieku. Tyle że należał do wspólnoty neokatechumenalnej, korzystał z przedłużonej formacji duchowej po bierzmowaniu, ocierając się także o kręgi franciszkańskie. Dopadł go nowotwór. Zgoda na wolę Bożą w takich okolicznościach łączy się z potworną walką. Nie pozwolił chorobie wydrzeć sobie życia, ale zamierzał ofiarować je za innych. Zbliżył się mocno do Boga, którego ojcowską miłość czuł z bliska. W chorobie, która zdewastowała mu organizm, dostrzegł okazję do uczynienia ze swego życia dzieła sztuki. „Gdy nasz syn postanowił oddać się dobrowolnie Panu, zgadzając się, że umrze, mając zaledwie 17 lat, poprosił Boga tylko o jedno: by nie cierpiała z tego powodu rodzina, zwłaszcza ja” – opowiadała jego matka. „Bóg wysłuchał jego prośby. Od chwili, gdy David odszedł do nieba, nie opuszcza mnie radość”. I dodała: „Codziennie czuję, że mój syn żyje w niebie i że o nas się troszczy. Jedynym zmartwieniem, jakie mam, jest zbawienie naszych dusz. Skoro jego dusza przebywa w raju, czemu miałabym być smutna?”. Ofiara złożona Bogu z samego siebie na oddziale onkologicznym wyjednuje wciąż nowe łaski dla wielu osób. Z różnych stron docierają świadectwa na ten temat. Krążące na YouTube jego pełne radości przesłania, nagrywane jeszcze w okresie walki z rakiem, wlewają w serca wielu ludzi ufność do Boga i swoisty pokój. Zaczynają oni na nowo modlić się i słuchać Boga. W uszach wielu rówieśników pozostały słowa Davida: „Pan Bóg kocha cię pomimo twych słabości. On cię kocha!”. Rozpoznają, że to komunikat dla nich. •

Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl

Czytania »

ks. Tomasz Jaklewicz

|

17.07.2022 00:00 GN 28/2022 Otwarte

Gościnność, czyli co?

Łk 10, 38-42

Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa.

Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła».

A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».

Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl

 

1. Drzwiami, przez które wchodzi Pan, jest ludzkie serce. Tam szuka schronienia. Czeka na ludzi gotowych ofiarować Mu swój czas, gotowych Go słuchać i przyjąć. Maria jest obrazem takiej postawy. Siada u stóp Jezusa jak uczennica, jest cała dla Niego. Każdy kościół na naszej ziemi jest znakiem tego, że chcemy, aby Bóg był między nami. Oczywiście same mury to za mało. Potrzeba ludzi z otwartymi sercami, którzy wypełniają wnętrze świątyni. Domem Boga na ziemi jest świątynia zbudowana z ludzi, którzy dają Mu miejsce w swoim życiu.

2. Słowa Pana Jezusa skierowane do Marty mogą niepokoić. „Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego”. Czy Jezus nie dostrzegł gorliwości Marty, czy odrzucił jej gościnność i staranie o to, by godnie uhonorować gościa? Czy można zrezygnować ze służby na rzecz głodnych i ubogich? Nie zapominajmy, że opowieść o Marii i Marcie jest poprzedzona u Łukasza przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie. Z pewnością troska o zaradzenie doczesnym potrzebom ludzi nie przestaje być czymś koniecznym. A jednak nie może to odbywać się kosztem modlitwy i kontemplacji. Słowa skierowane do Marty można odczytać jako wezwanie do umiaru. Żyjemy w cywilizacji nadmiaru i przesytu. Życie człowieka nie może się obracać tylko wokół materii, wokół rzeczy. Nadmiar aktywności i działania, wieczny brak czasu mogą prowadzić do wewnętrznej pustki. Człowiek „powinien nauczyć się zwracać ku sprawom wielkim i istotnym, ponieważ kiedy ma do czynienia tylko z rzeczami, sam siebie deprecjonuje do rangi rzeczy. Życie zyskuje swoją wielkość i swoją perspektywę tylko wtedy, kiedy zwraca się ku czemuś wielkiemu, trwałemu, czemuś, co nigdy nie zostanie mu odebrane” – zauważa Benedykt XVI. Prawdziwa gościnność nie polega tylko na robieniu czegoś dla Boga czy dla drugiego, ale jest obecnością, otwarciem na słuchanie, na przyjęcie do serca. Bóg może dać nam nieskończenie więcej niż my Jemu.

3. W Kościele nie może zabraknąć rozumienia dla znaczenia modlitwy, tracenia czasu dla Boga, troski o wieczność, o zbawienie. „Problemy właściwej relacji między Marią i Martą istnieją zwłaszcza w dzisiejszym Kościele” – mówił w 2001 roku kard. Ratzinger. „Zajmujemy się służbą Marty, wykonujemy wiele zewnętrznych rzeczy: mamy posiedzenia, komisje, synody, dyskusje, decyzje, nadmiar dokumentów, mamy programy duszpasterskie i wiele innych rzeczy – tak, dzieje się wiele… ale może być tak, że w tym ciągłym zabieganiu Marty zapominamy, że prawdziwe oddanie siebie Panu, Jego królestwo, wymaga znacznie więcej niż tylko zewnętrznych działań. Zapominamy, że potrzeba przede wszystkim naszego siedzenia u stóp Pana, wsłuchiwania się w Jego słowo, w którym daje On nam samego siebie”. •