Słowa Najważniejsze

Niedziela 10 lipca 2022

Czytania »

ks. Zbigniew Niemirski

|

10.07.2022 00:00 GN 27/2022 Otwarte

Jak blisko nas jest słowo Boga?

Jest najpierw słowem kapłana w sanktuarium, a potem w świątyni, a następnie proroka, który obwieszczał wolę Pana Boga. W sumie stanowi zbiór praw odnoszących się do człowieka, który chce uregulować swe życie i postępowanie. I wreszcie określenie „Tora” stało się nazwą własną pierwszych pięciu Ksiąg Starego Testamentu, zawierających fundamenty prawa narodu wybranego.

Dzisiejsze czytanie pochodzi z ostatnich rozdziałów Tory. Można powiedzieć, że jest jednym z fundamentalnych podsumowań, a w narracji Księgi Powtórzonego Prawa wypowiada je Mojżesz z całą mocą i pewnością: „Słowo to bowiem jest bardzo blisko ciebie: w twych ustach i w twoim sercu, byś je mógł wypełnić”. Ta odpowiedź była jakoś inspirowana ludzkimi wątpliwościami i pytaniami: Kto może wypełnić wolę Pana Boga? Czy człowiek ma takie siły? Czy jest to możliwe, szczególnie dla kogoś, kto nie zna Tory i jej przepisy są mu obce? „Polecenie to bowiem, które Ja ci dzisiaj daję, nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem” – odpowiada Mojżesz. I w ten kontekst wpisuje się dzisiejsza Ewangelia, opowiadająca historię ratowania pobitego niemal na śmierć człowieka. Uratował go Samarytanin. Czym się kierował? Refleksja filozoficzno-teologiczna podpowie, że mamy tu do czynienia z prawem naturalnym, które wpisane jest w każde ludzkie sumienie i doskonale harmonizuje z Torą. Święty Tomasz z Akwinu uczył, że prawo naturalne jest uczestnictwem rozumnego stworzenia w prawie wiecznym, ustanowionym przez Boga.

Stąd nie dziwi, że objawione w Biblii Boże prawo, a także prawo natury i prawo naturalne, doskonale ze sobą harmonizują. Mają przecież tego samego Dawcę. •

Czytania »

ks. Robert Skrzypczak

|

10.07.2022 00:00 GN 27/2022 Otwarte

Przekraczanie nieskończonego dystansu

Próby zbliżenia się do Niego, choć tak pożądane, mogą być groźne i zuchwałe. Świętość, czyli inność i niedostępność Boga, wyraża się w tym, że tylko wybrani, jak Mojżesz i Eliasz, mogą oglądać Boga, i to jedynie połowicznie. Nikt nie może zobaczyć Boga twarzą w twarz i pozostać przy życiu. Bo oblicze Boga oznacza sprawiedliwość, a kto zdołałby wytrwać w obliczu Boskiego sądu? Wobec Bożej sprawiedliwości i świętości grzesznik zostałby unicestwiony. W dodatku Imienia Boga Jahwe, wyrażającego Jego Świętą Osobę, nikomu nie wolno było wypowiedzieć pod sankcją klątwy.„Prawdziwie Tyś Bogiem ukrytym, Boże Izraela, Zbawco” – powie prorok Izajasz. Lecz Bóg postanowił zaspokoić ukryte w sercu człowieka pragnienie poznania Go. Dlatego też wystąpił z całkowicie bezinteresowną inicjatywą, aby dotrzeć do nas i nas zbawić. Bóg jest miłością. Jezus stanowi doskonały obraz swojego Boskiego Ojca. „Jak niesłychanie daleko poszedł Bóg, Stwórca i Pan wszystkiego, w objawieniu siebie człowiekowi” – pisał św. Jan Paweł II. „Przekroczył wszelkie granice nieskończonego »dystansu« Stwórcy od stworzenia”.

Dziś krzywdzi nas wszystkich „pokusa odejścia od Ojca” i wiążący się z tym idol własnej niezależności. Żyjemy w klimacie wrogości i kontestacji. „Skoro Boga nie ma, a dusza to reakcja nerwowa, kto mnie powstrzyma, by ojcu dać w pysk?” – pytały ruskie biesy, rewolucjoniści 1905 roku. Freudowska krytyka religii znajdowała punkt ciężkości w „kompleksie Edypa”. We współczesnej wyobraźni zbiorowej obraz Boga przypomina ojca wygnanego z domu albo pana pozbawionego wszelkiej władzy. Wewnętrzny nieład w człowieku, zerwanie harmonii między mężczyzną i kobietą, pomiędzy bratem i bratem – oto przejawy choroby sierocej po utraconym Bogu. Narażamy się coraz bardziej na życie w kulturze i w społeczeństwie bez ojca i bez poczucia zmysłu ojcostwa; w społeczeństwie, w którym wiele osób będzie na sobie znosiło bardzo dolegliwe konsekwencje osamotnienia, kłopotów z własną tożsamością, lęku przed trwałym związkiem i odpowiedzialnością za drugą osobę.

Nie ma wątpliwości: trzeba odzyskać ojcostwo poprzez odzyskanie utraconego i zapomnianego Ojca. Potrzebujemy, by zbliżył się do nas Ten, który jest Jego żywym Obrazem. Jezus wprowadza swych uczniów we własny synowski sposób życia, a zwłaszcza w swe wyjątkowe odniesienie do Boga. W ten sposób w oczach chrześcijan nabiera ponownych kształtów niezwykły i zdumiewający obraz tego, kim jest w istocie Bóg Jezusa z Nazaretu. Ów proces odzyskania Bożego ojcostwa w nas wymaga Kościoła. Toteż Kościoła nie wolno bezmyślnie niszczyć: ani krytyką, ani psuciem.

Kościół jest zdrowy o tyle, o ile całą uwagę kieruje na Chrystusa. Kościół to Jezus! •

Czytania »

ks. Tomasz Jaklewicz

|

10.07.2022 00:00 GN 27/2022 Otwarte

Miłość, wieczność, realizm

Łk 10, 25-37

Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»

Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?»

On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył».

Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?»

Jezus, nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.

Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”. Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?»

On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie».

Jezus mu rzekł: «Idź, i ty czyń podobnie!»

 

1. Zauważmy, że w tym pytaniu kryje się ważne założenie. Otóż aby wiedzieć, jak mam żyć tu i teraz, trzeba myśleć o wieczności. Konieczna jest świadomość, że jest Bóg i że On powierza mi jakieś zadanie, a kiedyś zapyta, co zrobiłem ze swoim życiem. „Dzisiaj wielu twierdzi, że idea życia wiecznego przeszkadza człowiekowi w czynieniu tego, co właściwe na tym świecie” – zauważa Benedykt XVI. „Ale prawdą jest coś przeciwnego: Jeśli stracimy Bożą miarę, miarę wieczności, to jako wytyczna pozostaje nam właściwie tylko egoizm; wówczas każdy będzie próbował wyciągnąć dla siebie z tego życia tak wiele, jak to tylko możliwe. Wszystkich innych będzie widział jako wrogów swego szczęścia”. A przecież inni są darem, szansą, wyzwaniem. Czasem trudnym, ale tylko to, co trudne, rozwija.

2. Uczony w Prawie znał odpowiedź. Aby żyć i dojść do szczęśliwej wieczności, trzeba kochać. Najpierw Boga, potem bliźniego jak siebie samego. Pan Bóg jest pierwszy do pokochania. Dla wielu ludzi jest to trudne do przyjęcia, ponieważ Bóg wydaje się im kimś odległym, obojętnym, a nawet wrogim. Doświadczenie cierpienia wpływa na Jego obraz. Nawiązując do przypowieści o Samarytaninie, można zapytać: dlaczego zbójcy napadają na niewinnego człowieka, dlaczego potem doświadcza on obojętności bliźnich? Często uruchamia się w ludziach mechanizm oskarżania Boga o wszelkie zło. Człowiek zraniony może zwątpić w dobroć Pana i w dobroć ludzi. A jednak pomoc nadchodzi. Samarytanin nie kojarzył się Żydom z kimś dobrym, był raczej symbolem przeciwnika, kogoś niby bliskiego, a jednak wrogiego. Można tak potraktować Boga, jak Żydzi traktowali Samarytan. Bóg jednak nie pragnie naszej zguby, ale chce nam pomóc. On jest Samarytaninem. W chwili próby nie wolno dać sobie odebrać wiary i nadziei. Nie wolno zwątpić w miłość Boga do nas.

3. „Kochaj bliźniego jak siebie samego”. Uderza prostota tego przykazania. Brzmi w tle tzw. złota zasada, która w wersji ewangelicznej brzmi: „Wszystko, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!”. Nie ma tutaj wezwania do heroizmu. Nie muszę żyć wyłącznie dla innych. Muszę kochać także siebie, czyli akceptować jako kogoś dobrego, godnego miłości. Miłość jest sprawiedliwa.

4. Samarytanin najpierw wzruszył się głęboko, a potem zadziałał praktycznie: opatrzył rany, zawiózł w bezpieczne miejsce, zostawił pieniądze na dalsze leczenie. Jest w miłości poruszenie serca – oraz racjonalność. Serce i rozum muszą współdziałać. Miłość zawsze prowadzi do pytania: co mogę zrobić? Pomagając innym, pomagam też sobie. •