Nie pierwszy raz lewica docenia politykę gospodarczą rządu. Czy konsensus w tej sferze sprawi kiedyś, że ponad podziałami zaczniemy budować wspólnotę narodową?
To pytanie może wydawać się zbyt górnolotne, wręcz niedorzeczne. Jak można bowiem mówić o wspólnocie, kiedy nastroje są rozgrzane do czerwoności? Cały czas spieramy się o przyczyny katastrofy smoleńskiej, zdzieramy sobie gardła, dyskutując o aborcji, wychodzimy na ulice z transparentami KOD-u lub klubów „Gazety Polskiej”. Mieszkamy w ciemnogrodzie albo w lemingradzie, jemy schabowego lub sushi. Jak dwa skłócone plemiona wyrywamy sobie z rąk prawo do używania narodowej symboliki i nazywania siebie patriotami. „Wojna” trwa przynajmniej od dziesięciu lat i wydaje się nie mieć końca. Na szczęście cały czas łączy nas jedno: każdy ma w kieszeni portfel.
Niezbyt to odkrywcze, ale prawdziwe: publicyści z dwóch zwaśnionych stron są w stanie merytorycznie ze sobą rozmawiać właściwie tylko o gospodarce. Robią to dość rzadko, ale jeżeli już do tego dochodzi, potrafią nawet przyznać rację swojemu oponentowi. Na chwilę znikają wtedy partyjne szyldy, a nawet profile ideowe czasopism. Czytelnik momentalnie traci orientację: jak to, „Gazeta Wyborcza” napisała coś dobrego o PiS-ie?
Tym razem na łamach jednego z największych dzienników w Polsce, bywający na manifestacjach KOD-u Jacek Żakowski wymyka się podziałom, do których przyzwyczaiły nas media. W tekście „PO brzytwy się chwyta” krytykuje Platformę za wybór głównego ekonomisty partii, którym został Andrzej Rzońca. Absolwent SGH, uczeń Leszka Balcerowicza negatywnie ocenia obniżenie wieku emerytalnego i przestrzega przed spadkiem zatrudnienia, które jego zdaniem spowoduje program 500 Plus. Żakowski zauważa, że ekonomista nie rozumie mechanizmów funkcjonowania społecznej gospodarki rynkowej. Dodaje, że poglądy Rzońcy są anachroniczne, a zarządzanie finansami przez takich jak on doprowadziło do kryzysu w 2008 r. Swoją krytykę dziennikarz kwituje słowami: „Gdybym musiał wybierać tylko między dzisiejszym PiS a programem Rzońcy, jakiego znamy od lat, to wybrałbym PiS”.
Nie ulega wątpliwości, że celem Żakowskiego było raczej pouczenie Platformy, niż pochwalenie partii Kaczyńskiego. Cieszy jednak fakt, że prasa (nawet „GW”!) pozostaje miejscem merytorycznej dyskusji i zdecydowanie w mniejszym stopniu od telewizji uczestniczy w tzw. politycznej nawalance. Jak wspaniale wyglądałaby debata publiczna, gdyby rozmówcy w swoich wypowiedziach powoływali się tylko na fakty, a nie tak jak teraz poprzestawali na odwoływaniu się do emocji swojego elektoratu. Może wtedy podziały ideologiczne między nami miałyby o wiele mniejsze znaczenie?
Obserwując przewijające się przez media społecznościowe dyskusje, trudno uwierzyć, że zbudujemy kiedyś jednorodną wspólnotę, opartą chociażby na tej samej wersji historii. Podziały w społeczeństwie są już tak głębokie, że warto brać pod uwagę każde rozwiązanie, które obniżyłoby temperaturę politycznego sporu. Ze znajomymi z przeciwnej strony barykady jakoś łatwiej i sensowniej porozmawiać o zaletach i wadach Programu 500 Plus czy Planu Morawieckiego, niż o budzących pewne kontrowersje wypowiedziach Antoniego Macierewicza i Witolda Waszczykowskiego.
Dziennikarz działu „Polska”
Absolwent dziennikarstwa i medioznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Zaczynał w Akademickim Radiu UL Uniwersytetu Łódzkiego. Współpracował z kwartalnikiem „Fronda Lux”, „Teologią Polityczną Co Miesiąc”, portalami plasterlodzki.pl i bosko.pl. Publikował także w miesięczniku „Koncept”. Interesuje się muzyką i szeroko pojętą kulturą. Jego Obszar specjalizacji to kultura, sprawy społeczno-polityczne, tematyka światopoglądowa, media.
Kontakt:
maciej.kalbarczyk@gosc.pl
Więcej artykułów Macieja Kalbarczyka