Żyjemy w świecie, który po brzegi wypełniają informacje. Na każdy temat, niemal w dowolnej ilości i co ważne : na wyciągnięcie ręki. A właściwie to na kliknięcie palcem, jeżeli ktoś nie przekonał się jeszcze do wybierania głosowego. Czy jednak powszechna dostępność najróżniejszych wiadomości naprawdę ułatwia nam podejmowanie właściwych decyzji? Taka refleksja naszła mnie wraz z lekturą liturgicznego kalendarza otwartego na 22 sierpnia. Oto bowiem poza wspomnieniem NMP Królowej znajdziemy pod tą datą jeszcze dwa życiorysy. Oba dotyczą sylwetek męczenników. Pierwszy z nich wypełniony jest faktami z życia pewnego młodego kapłana, który przyszedł na świat w roku 1910 we wsi Salno niedaleko Koronowa. Uczył się najpierw Wierzchucinie Królewskim, potem w Wyższej Szkole Chłopców w Koronowie, następnie w Państwowym Gimnazjum Klasycznym. Po maturze wstąpił do seminarium duchownego w Gnieźnie, gdzie w 1933 roku przyjął święcenia kapłańskie. Był wikarym w parafii pw. Najświętszej Maryi Panny w Inowrocławiu, uczył religii w gimnazjum i szkole zawodowej w Bydgoszczy, studiował zaocznie na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. 1 września, powołano go na kapelana wojskowego 62. Pułku Piechoty Wielkopolskiej. 17 dni później dostał się do niewoli. Najpierw przez pół roku więziony był w oficerskim obozie jenieckim w Rotenburgu by następnie trafić do kamieniołomów w Buchenwaldzie i ostatecznie do Dachau. Tam został wybrany do grupy więźniów, na których prowadzone były eksperymenty medyczne. Po pół roku życia w nieustannym bólu zmarł 22 sierpnia 1944. Przed śmiercią zdołano mu udzielić sakramentów. Cała masa informacji i jeden wniosek - któż z nas mógłby się z nim równać? Zapewniam państwa jednak, że o wiele łatwiej przyjdzie nam się zidentyfikować z drugim z wspominanych dzisiaj patronów. Dlaczego? Bo wiemy o nim tylko tyle : zginął męczeńsko on i Towarzysze za panowania cesarza Maksymiana w Nikomedii w dniu 22 sierpnia miedzy rokiem 305 a 311. Żadnych szczegółów, dlatego od ich śmierci możemy abstrahować i powiedzieć : każdy, kto swoje życie oddaje Bogu w dyspozycję, kto w pewien sposób umiera dla świata zmierza do chwały ołtarzy niczym dzisiejsi patroni. Brzmi ładnie i trudno się z tym nie zgodzić, prawda? Kłopoty z przyjęciem takiej myśli bez oporów pojawiają się dopiero wraz ze szczegółami. Takimi jak 5 lat obozowego dawania świadectwa. Czy wiecie państwo kto się tyle wycierpiał dla Chrystusa? I kim jest ten drugi z patronów, który oferuje nam błogosławioną niewiedzę? To św. Agatonik wraz z Towarzyszami. A ów niezwykle doświadczony za życia kapłan nosił imię Franciszek Dachtera i wspominamy go jako błogosławionego .