Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
Te pieśni snują wielką poetycką zapowiedź Zbawiciela, który „obarczył się naszym cierpieniem. On dźwigał nasze boleści… On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie”. Słuchamy dziś fragmentu drugiej z czterech pieśni Izajasza. Przemawia w niej sam Sługa i wieści, że Pan Bóg go tak nazwał. Została tu użyta konstrukcja: „Ty jesteś Sługą moim” przypomina Psalm 2, w którym Pan Bóg mówi: „Ty jesteś Synem moim”. To psalm królewski, zapowiadający wielkość panowania w Izraelu dynastii, której chciał sam Pan Bóg, dynastii Dawidowej. Psalmista miał przed oczami Bożą zapowiedź przymierza z domem króla Dawida, która została zapisana w Drugiej Księdze Samuela. Tam czytamy, że Pan Bóg składa królowi Dawidowi znamienną obietnicę: „Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo… Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem”.
I tak to czytana dziś Izajaszowa pieśń i psalm o czasach króla Dawida składają się w jedną całość: Pan Bóg w swym zbawczym planie pośle swego Syna, pochodzącego w ziemskiej genealogii z królewskiego rodu Dawida, który dokona dzieła zbawienia.
Całość podsumowuje czytany dziś fragment Ewangelii, gdzie pojawia się opis chrztu Pana Jezusa, zapisany przez ewangelistę Jana. Głos zabiera św. Jan Chrzciciel: „Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie… Ujrzałem Ducha, który zstępował z nieba jak gołębica i spoczął na Nim… Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: »Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego na Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym«. Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”.
Jan Chrzciciel wprost odpowiada na pytanie, kim jest ów Izajaszowy Sługa – On jest Synem Bożym. •
Przeczytaj Czytania na każdy dzień
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. Określenie „Kościół Boży” wskazuje na powszechność, Korynt – na wymiar lokalny. Ci, którzy tworzą Kościół koryncki, są częścią Kościoła powszechnego. Ich powołanie do świętości jest wspólne ze wszystkimi, którzy „na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ich i naszego Pana”. Sięgnijmy po tekst Benedykta XVI bardzo à propos: „Kto został ochrzczony w Berlinie, ten w Kościele Rzymu, Nowego Jorku czy Kinszasy lub Bangalore, czy gdziekolwiek indziej, jest tak samo u siebie w domu jak w Kościele swego chrztu”. Każdy Kościół lokalny od początku niesie w sobie powszechność, jej zaczyn, jest zawsze cząstką wielkiego Kościoła Bożego.
2. Ta sprawa jest bardzo aktualna w kontekście jedności Kościoła. W ostatnich latach pojawiły się silne tendencje decentralistyczne. Mówi się, że Rzym już nie musi decydować o wszystkim, a konferencje episkopatu danego kraju czy regionu mogą wprowadzać własne zasady już nie tylko dyscyplinarne, ale i doktrynalne. Widać wyraźnie pęknięcie Kościoła katolickiego także na linii Odry i Nysy. To, co w Polsce uchodzi za grzech (np. życie pary bez ślubu kościelnego), w Niemczech nie jest już często traktowane jako grzech. W jednym Kościele Bożym nie mogą pojawiać się tak istotne różnice. Problem nabrzmiewa i będzie zapewne wielkim wyzwaniem w przyszłości. Niezwykłej wagi nabiera w tym kontekście nauczanie Benedykta XVI, który podkreślał prymat Kościoła powszechnego przed lokalną wspólnotą wiary. Akcentował on, że Kościół powszechny, czyli mówiąc językiem Pawła „Kościół Boży”, jest matką, a nie sumą (wytworem) Kościołów lokalnych. To bardzo katolickie podejście do sprawy. Kościoły protestanckie akcentują bowiem pierwszeństwo wspólnot lokalnych. Stąd ich odwieczny problem z jednością, nieustanne dzielenie się na kolejne wspólnoty żyjące bez poczucia przynależenia do większej całości.
3. Wyrażenie „Kościół Boży w Koryncie” kryje w sobie wiarę, że w tej konkretnej wspólnocie wiary mieszka Bóg. „Katolik jest przekonany – twierdzi Ratzinger – iż widzialna egzystencja Kościoła nie jest jedynie organizacyjną przykrywką dla ukrytego za nią rzeczywistego Kościoła, lecz przeciwnie: że mimo swej niewystarczalności i ludzkiego charakteru jest rzeczywistym miejscem zamieszkiwania Boga między ludźmi, że tylko on jest prawdziwym i jedynym Kościołem”. Wiara w Kościół na tym właśnie polega, na dostrzeganiu świętego Kościoła w realiach grzesznego Koryntu.
4. „Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i Pana Jezusa Chrystusa!”. To coś więcej niż pobożne pozdrowienie czy życzenie. Kościół jest miejscem, w którym doświadczamy łaski i pokoju Bożego. To nie jest tylko „nasz Kościół”, ale zawsze najpierw i przede wszystkim „Jego Kościół” – Jezusa Chrystusa. Kościół, który nie chce być „Jego Kościołem” byłby, jak powiada Ratzinger, „niepotrzebną zabawą w piaskownicy”. •
Przeczytaj Czytania na każdy dzień
J 1, 29-34
Jan zobaczył podchodzącego ku niemu Jezusa i rzekł: «Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: „Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie”. Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi».
Jan dał takie świadectwo: «Ujrzałem Ducha, który zstępował z nieba jak gołębica i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: „Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego na Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym”. Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
On potrafił wskazać na Chrystusa i określić właściwie Jego tożsamość: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata… Przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi. On jest Synem Bożym!”. Przyszło nam żyć w krainie ślepców, w której nikt Go już nie dostrzega i nie adoruje. I do tego stanu powoli się przyzwyczajamy. Odkąd przyszła moda na picie kawy bez kofeiny, mleka bez mleka i czekolady bez cukru, nietrudno wyobrazić sobie chrześcijaństwo bez Chrystusa. Coraz trudniej usłyszeć o Nim w konferencjach i kazaniach, coraz rzadziej pada Jego imię w oficjalnych kościelnych dokumentach, w komitetach zarządzających naszymi strukturami zasiadają ludzie nieznający Go albo zadeklarowani „nosiciele pustki po Nim”. Gremia synodalne zajmują się reformowaniem religii i władzy w Kościele z pominięciem Jego dzieła zbawienia. Z ankiet synodalnych wydobywa się krzyk: chcemy poprawności politycznej, równości, zaradzenia dwustu latom zapóźnienia Kościoła w stosunku do świata. Nikt nie woła: Chrystus wodzem, Chrystus królem!
Joseph Weiler powiada, że świat zachodni zachorował na chrystofobię. Runęły na naszych oczach wielkie dyktatury czyniące z Ukrzyżowanego osobistego wroga ustroju, tymczasem niechęć czy wręcz awersja do Syna Bożego wciąż ma się dobrze. My, teologowie, dyskutujemy o wyższości chrystocentryzmu nad antropocentryzmem, albo odwrotnie. A z tego nie przybywa par kolan zgiętych przed Najświętszym Sakramentem ani ludzi przepowiadających kerygmat. W wielu gremiach oddających się dialogowaniu ze światem słowo „Chrystus”, „Pan” i „Zbawiciel” jest sprytnie ukrywane pod stertą synonimów bądź określeń bezpiecznych dla powodzenia spotkania. Skąd wzięła się ta fobia? Najpierw Luter odseparował Chrystusa od struktur kościelnych, potem oświecenie narzuciło wizję Boga bez Syna, obojętnego, nie interesującego się losem człowieka. Następnie przyszli marksiści i usunęli Boga, a w Jego miejsce wstawili człowieka. W końcu postnowoczesność pogardziła samym człowiekiem, niemającym ani podstaw, ani celu. Beznadziejny egocentryzm stał się nowym duchowym klimatem świata zachodniego. Ale model życia bez Chrystusa nie sprawdza się w praktyce. Zbyt wielu ludzi żyje w dobrobycie bez radości. „Mogę spokojnie odrzucić chrześcijańskie rozwiązanie problemu życia: zbawienie, zmartwychwstanie, sąd, piekło, niebo – mówił Ludwig Wittgenstein – lecz tym samym nie rozwiąże się problem mojego życia, ponieważ ja nie czuję się ani dobry, ani szczęśliwy. Potrzebuję odkupienia, bo inaczej jestem przegrany”. Sekret Chrystusa to coś bardzo prostego: „Pomóż mi, Panie!”.
„Trzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,30). Oto sekret chrześcijańskiego przesłania wyrażony krótko przez Jana Chrzciciela. Kiedy ludzkie ego się kurczy, jego miejsce zajmuje boskość. Nie jest możliwe, by dwie rzeczy zajmowały jednocześnie tę samą przestrzeń. Umniejszać się to znaczy mniej zajmować się sobą. Im więcej miejsca zajmuje w duszy Chrystus, tym mniej obciąża ją ludzkie „ja”. Janie Chrzcicielu, wróć! •
Przeczytaj Czytania na każdy dzień