„Raport podsumowujący”, ogłoszony 22 lutego przez L’Arche International sugeruje, że Jean Vanier był kłamcą i manipulatorem, wykorzystującym swój duchowy autorytet dla przestępczego zaspokajania swych potrzeb seksualnych - na dodatek wyznawcą jakiejś chorej mistyki. Odnoszę jednak wrażenie, że dokument ten został stworzony zbyt pośpiesznie i nieco „na skróty”, bez jasnej metodologii, bez przeprowadzenia postępowania analogicznego do sądowego i bez prawa do obrony. Jestem przekonany, że potrzebna jest kontynuacja badań wokół tej postaci, która z jednej strony uczyniła tak wiele dobra, a z drugiej kryje w sobie jakąś wstrząsającą tajemnicę.
Jako człowiek, który znał blisko Vaniera i przez lata z nim współpracował, uważam, że moim obowiązkiem jest podzielenie się kilkoma uwagami, na marginesie tego, co się stało. Przykro mi, że robię to z opóźnieniem, ale przeżyłem głęboki szok dwojakiego rodzaju.
Podwójny szok
Po pierwsze, szokiem dla mnie były informacje zawarte w „Raporcie podsumowującym” l’Arche, ujawniające nieznaną mi mroczną stronę życia Jeana Vanier. Po drugie, równym szokiem dla mnie jest recepcja raportu. Został on przyjęty jako niepodważalna prawda odsłaniająca hipokryzję i cynizm tej postaci, realizowanych w postaci seksualnego wykorzystywania co najmniej sześciu kobiet, z użyciem autorytetu duchowego. Taką narrację przejęły najbardziej opiniotwórcze światowe media, polskich nie wyłączając.
11 stronicowy „Raport podsumowujący” odbieram jako typowe opracowanie prokuratorskie. Prokurator ma nie tylko prawo, ale i obowiązek zebrać wszystkie możliwe oskarżenia na temat osoby, która podlega badaniu. Ale tego rodzaju raport – w państwie prawa – nigdy nie wystarcza do wydania ostatecznej oceny. Jeśli stoimy na gruncie kultury europejskiej, to istnieje zasada domniemania niewinności, z której korzysta obrońca. Jego z kolei rolą jest sporządzenie równorzędnego opracowania, ukazującego działania danego człowieka z innej strony, znalezienie słabości bądź pomyłek w opracowaniu prokuratorskim i wreszcie powołanie świadków, którzy przedstawią badaną rzeczywistość z innego punktu widzenia niż świadkowie, których zgromadził prokurator. I wreszcie jest niezależny sąd, który po wysłuchaniu opinii obu stron, wydaje swoją ocenę, ogłaszając taki bądź inny werdykt. A ponadto istnieje możliwość zaskarżenia takiej oceny (wyroku) do sądu wyższej instancji, który od początku, po raz kolejny musi wykonać całą tę pracę.
Marcin Przeciszewski