„Raport podsumowujący”, ogłoszony 22 lutego przez L’Arche International sugeruje, że Jean Vanier był kłamcą i manipulatorem, wykorzystującym swój duchowy autorytet dla przestępczego zaspokajania swych potrzeb seksualnych - na dodatek wyznawcą jakiejś chorej mistyki. Odnoszę jednak wrażenie, że dokument ten został stworzony zbyt pośpiesznie i nieco „na skróty”, bez jasnej metodologii, bez przeprowadzenia postępowania analogicznego do sądowego i bez prawa do obrony. Jestem przekonany, że potrzebna jest kontynuacja badań wokół tej postaci, która z jednej strony uczyniła tak wiele dobra, a z drugiej kryje w sobie jakąś wstrząsającą tajemnicę.
W moim przekonaniu immanentną cechą kultury europejskiej jest mozolne dochodzenie do prawdy, a jest to proces żmudny i wieloetapowy. Prawdy bowiem (poza tą objawioną w przypadku ludzi wierzących) po prostu nie znamy i możemy tylko do niej stopniowo się zbliżać. Ponadto elementarnym prawem każdego człowieka – w tym i Vaniera – jest prawo do sprawiedliwego postępowania sądowego. Tego kryterium, w mojej opinii, „Raport podsumowujący” nie spełnia.
Przy okazji chciałbym wyrazić wdzięczność kobietom, które odważyły się podzielić swymi przeżyciami sprzed lat. Jestem przekonany, że – tak jak powtarza papież Franciszek – ludzie skrzywdzeni i wykorzystani powinni być dla nas najważniejsi, a nie dobro instytucji bądź sprawcy. Jednak ich świadectwa, choć z pewnością opisujące fakty jakie miały miejsce, na drodze normalnego postępowania procesowego podlegają zawsze dalszej analizie.
Moje związki z Jeanem
Uwagi jakie zgłaszam, traktuję jako obowiązek sumienia, gdyż z Jeanem łączyła mnie nie tylko przyjaźń ale i długi okres współpracy. Zaczęło się to jesienią 1978 r., kiedy będąc we Francji, poznałem Jeana i wspólnoty l’Arche. Zrobiło to na mnie tak silne wrażenie, że natychmiast włączyłem się w proces tworzenia pokrewnych wspólnot „Wiara i Światło” w Polsce, wraz z Teresą Brezą i innymi przyjaciółmi. „L’Arche” to wspólnoty stałego życia z osobami niepełnosprawnymi, głównie z niepełnosprawnością intelektualną, natomiast „Wiara i Światło” to wspólnoty żyjące tą samą duchowością, ale realizujące ją w sposób bardziej luźny, w formie systematycznych spotkań, budowania więzów przyjaźni, wspólnej modlitwy, itd.
Prawdziwym „objawieniem” był dla mnie fakt, że osoba niepełnosprawna jest nie tylko kimś, kto wymaga pomocy, ale kimś, kto ma tak wiele wewnętrznych darów, że może nas nimi wzbogacić – w tym społeczeństwo i Kościół. Jednym z nich jest autentyzm, zmuszający nas do zrzucania masek jakie sobie nakładamy. Wreszcie – dzięki kontaktom z osobami niepełnosprawnymi – odkryłem, że ludzka słabość nie jest rzeczywistością, którą należy ukrywać, ale może stać się istotną płaszczyzną spotkania. I to głębszego niż budowanego wokół naszych zalet czy zdolności.
Jean Vanier był dla mnie przewodnikiem i drogowskazem na tej drodze. Szczególnie ceniłem go za to, że był nie tylko nauczycielem ale świadkiem, przykładem tego co głosi. I na tym polegała jego ogromna siła. Przyjeżdżając do Polski – ukazywał, jak bardzo osoby z niepełnosprawnością mogą pomóc w wewnętrznym wyzwoleniu nas samych. Doświadczaliśmy też jak bardzo ich kontakt z Bogiem jest naturalny i jak głębokie mają wyczucie sfery sacrum. Możemy im tego pozazdrościć.
Marcin Przeciszewski