- Umęczeni Kubańczycy marzą o tym, by ktoś się nad nimi pochylił - mówi prezes Fundacji Wolność i Demokracja Tomasz Pisula.
Stefan Sękowski: Jaka jest pozycja Kościoła na Kubie?
Tomasz Pisula (prezes Fundacji Wolność i Demokracja): Niekorzystna. Reżim bardzo utrudnia katolikom chodzenie do kościoła. Do niedawna świątynie musiały być zamknięte poza czasem odprawiania Mszy św., księża nie mogli chodzić w sutannach po ulicach. Współpracowałem z katolikami z miejscowości Pinar del Rio. Ci, którzy uczestniczyli w spotkaniach parafialnych, mają z tego powodu problemy w pracy. Kilka lat temu podjudzeni przez władze sąsiedzi obrzucili ich kamieniami. Warto także pamiętać o tym, że reżim promuje ewangelikalnych chrześcijan, ułatwiając im działalność. Zakłada, że ich obecność jest wygodniejsza niż hierarchiczny Kościół katolicki. Dodatkowo wspiera synkretyczną religię Santería. To coś na kształt kubańskiego voodoo, kult nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. Pełni ona funkcję, którą w PRL pełniła sztuka, mająca być narodową w formie, a socjalistyczną w treści. Myślę, że nie bez znaczenia jest fakt, iż babka Fidela i Raula Castro była kapłanką Santería.
Może dzięki prześladowaniom katolicy są mocniejsi?
Obawiam się, że nie. Na ok. 5 mln katolików mieszkających na Kubie przypada 250 księży. Łatwo sobie wyobrazić, jak to wpływa na częstotliwość praktyk religijnych. Efekt jest taki, że według oficjalnych statystyk na 10 ciąż 7 kończy się aborcjami. Do niedawna władze rozdawały deputaty alkoholowe, gdy ktoś zawierał małżeństwo, więc często ludzie żenili się dla dwudziestu piw. Ci katolicy, którzy chodzą do kościoła, na pewno mocno wierzą, ale myślę, że oni dopiero czekają na odrodzenie wiary.
To się na przestrzeni lat nie zmienia?
Ostatnio reżim wymyślił sobie, że nieco luzując katolikom, rozładuje napięcie społeczne. Kryzys na Kubie narasta. Pozwolono więc na budowanie kapliczek, na peregrynację figurek Madonny z El Cobre, która jest taką kubańską Jasną Górą oraz na pielgrzymki do samego sanktuarium. Z drugiej strony ostatnio podczas pielgrzymki do El Cobre pobite zostały Damy w Bieli, czyli kobiety, które na znak protestu przeciwko więzieniu ich bliskich ubierają się na biało.Dwie z nich w wyniku pobicia poroniły. Ledwie wczoraj aresztowano kilkadziesiąt z nich. Niestety – i mówię to z ciężkim sercem jako katolik – reżim kubański napotyka na dość niejednoznaczną postawę hierarchów.
To znaczy?
Przeważająca większość z nich idzie na daleko idące kompromisy z władzą. Za cenę drobnych ustępstw w pewnym stopniu ją legitymizują. To nie przynosi nawet krótkotrwałych skutków. Przykładowo niedawno na prośbę Kościoła reżim zwolnił 75 więźniów politycznych. Jednak wszyscy oprócz jednego zostali zmuszeni do wyjazdu z kraju. Jednocześnie władze uwięziły kolejnych opozycjonistów. A gdy dysydenci zajęli bazylikę Matki Bożej Miłosiernej w Hawanie, kard. Jaime Ortega poprosił policję o interwencję. Przecież dobrze wie, że ci ludzie pójdą na 5-20 lat do więzienia. A z kubańskich więzień już się nie wychodzi, chyba że z gruźlicą albo innymi chorobami.
Benedykt XVI powinien przyjeżdżać do takiego kraju?
Jego pielgrzymka jest niezwykle potrzebna. Kubański potencjał dyplomatyczny wyczerpuje się na prezydencie Iranu, Wenezueli czy Białorusi. Kubańczycy potrzebują oddechu, wiedzy, że ktoś się nimi interesuje. Kościół ma ogromny potencjał moralny i ci umęczeni ludzie marzą o tym, by ktoś się nad nimi pochylił. Nie mam wątpliwości, że reżim kubański jest zbrodniczy a nawet demoniczny i że wizyta w tym kraju następcy św. Piotra oznacza w jakiejś mierze porażkę władz. Z drugiej strony Watykan oficjalnie odżegnuje się od spotkań z opozycjonistami. Szkoda, że oficjalnie będzie widział się jedynie z komunistami. Obawiam się, że huraganu Ducha Świętego podczas zbliżającej się pielgrzymki nie będzie.
Podczas pielgrzymek Jana Pawła II dochodziło do niespodzianek i spotkań także z ludźmi prześladowanymi.
Mam nadzieję, że dyplomacja watykańska nie przegapi takiej okazji. Byłem na Kubie rok po pielgrzymce Jana Pawła II do tego kraju. Papież upominał się wówczas o los więźniów politycznych. Rok po tej wizycie miała ona nadal wpływ na Kubańczyków.
Jednak wizyta Benedykta XVI na Kubie ma nie tylko wymiar polityczny.
To prawda. Kiedy rozmawiam z moimi kubańskimi znajomymi, którzy mają pretensje do Kościoła, że nie zajmuje należytej postawy wobec reżimu, staram się ich pocieszać. Mówię im, że gdy Jezus Chrystus chodził po Ziemi, Żydzi oczekiwali od niego, by mówił o wyzwoleniu od rzymskiego okupanta. Tymczasem Chrystus nie mówił o Rzymianach, jedynie raz, w odniesieniu do płacenia podatku. Staram się przekonywać demokratów, że na misję Kościoła trzeba patrzeć przede wszystkim od strony nadprzyrodzonej. To im dodaje otuchy.
Stefan Sękowski
- Umęczeni Kubańczycy marzą o tym, by ktoś się nad nimi pochylił - mówi prezes Fundacji Wolność i Demokracja Tomasz Pisula.
Stefan Sękowski: Jaka jest pozycja Kościoła na Kubie?
Tomasz Pisula (prezes Fundacji Wolność i Demokracja): Niekorzystna. Reżim bardzo utrudnia katolikom chodzenie do kościoła. Do niedawna świątynie musiały być zamknięte poza czasem odprawiania Mszy św., księża nie mogli chodzić w sutannach po ulicach. Współpracowałem z katolikami z miejscowości Pinar del Rio. Ci, którzy uczestniczyli w spotkaniach parafialnych, mają z tego powodu problemy w pracy. Kilka lat temu podjudzeni przez władze sąsiedzi obrzucili ich kamieniami. Warto także pamiętać o tym, że reżim promuje ewangelikalnych chrześcijan, ułatwiając im działalność. Zakłada, że ich obecność jest wygodniejsza niż hierarchiczny Kościół katolicki. Dodatkowo wspiera synkretyczną religię Santería. To coś na kształt kubańskiego voodoo, kult nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. Pełni ona funkcję, którą w PRL pełniła sztuka, mająca być narodową w formie, a socjalistyczną w treści. Myślę, że nie bez znaczenia jest fakt, iż babka Fidela i Raula Castro była kapłanką Santería.
Może dzięki prześladowaniom katolicy są mocniejsi?
Obawiam się, że nie. Na ok. 5 mln katolików mieszkających na Kubie przypada 250 księży. Łatwo sobie wyobrazić, jak to wpływa na częstotliwość praktyk religijnych. Efekt jest taki, że według oficjalnych statystyk na 10 ciąż 7 kończy się aborcjami. Do niedawna władze rozdawały deputaty alkoholowe, gdy ktoś zawierał małżeństwo, więc często ludzie żenili się dla dwudziestu piw. Ci katolicy, którzy chodzą do kościoła, na pewno mocno wierzą, ale myślę, że oni dopiero czekają na odrodzenie wiary.
To się na przestrzeni lat nie zmienia?
Ostatnio reżim wymyślił sobie, że nieco luzując katolikom, rozładuje napięcie społeczne. Kryzys na Kubie narasta. Pozwolono więc na budowanie kapliczek, na peregrynację figurek Madonny z El Cobre, która jest taką kubańską Jasną Górą oraz na pielgrzymki do samego sanktuarium. Z drugiej strony ostatnio podczas pielgrzymki do El Cobre pobite zostały Damy w Bieli, czyli kobiety, które na znak protestu przeciwko więzieniu ich bliskich ubierają się na biało.Dwie z nich w wyniku pobicia poroniły. Ledwie wczoraj aresztowano kilkadziesiąt z nich. Niestety – i mówię to z ciężkim sercem jako katolik – reżim kubański napotyka na dość niejednoznaczną postawę hierarchów.
To znaczy?
Przeważająca większość z nich idzie na daleko idące kompromisy z władzą. Za cenę drobnych ustępstw w pewnym stopniu ją legitymizują. To nie przynosi nawet krótkotrwałych skutków. Przykładowo niedawno na prośbę Kościoła reżim zwolnił 75 więźniów politycznych. Jednak wszyscy oprócz jednego zostali zmuszeni do wyjazdu z kraju. Jednocześnie władze uwięziły kolejnych opozycjonistów. A gdy dysydenci zajęli bazylikę Matki Bożej Miłosiernej w Hawanie, kard. Jaime Ortega poprosił policję o interwencję. Przecież dobrze wie, że ci ludzie pójdą na 5-20 lat do więzienia. A z kubańskich więzień już się nie wychodzi, chyba że z gruźlicą albo innymi chorobami.
Benedykt XVI powinien przyjeżdżać do takiego kraju?
Jego pielgrzymka jest niezwykle potrzebna. Kubański potencjał dyplomatyczny wyczerpuje się na prezydencie Iranu, Wenezueli czy Białorusi. Kubańczycy potrzebują oddechu, wiedzy, że ktoś się nimi interesuje. Kościół ma ogromny potencjał moralny i ci umęczeni ludzie marzą o tym, by ktoś się nad nimi pochylił. Nie mam wątpliwości, że reżim kubański jest zbrodniczy a nawet demoniczny i że wizyta w tym kraju następcy św. Piotra oznacza w jakiejś mierze porażkę władz. Z drugiej strony Watykan oficjalnie odżegnuje się od spotkań z opozycjonistami. Szkoda, że oficjalnie będzie widział się jedynie z komunistami. Obawiam się, że huraganu Ducha Świętego podczas zbliżającej się pielgrzymki nie będzie.
Podczas pielgrzymek Jana Pawła II dochodziło do niespodzianek i spotkań także z ludźmi prześladowanymi.
Mam nadzieję, że dyplomacja watykańska nie przegapi takiej okazji. Byłem na Kubie rok po pielgrzymce Jana Pawła II do tego kraju. Papież upominał się wówczas o los więźniów politycznych. Rok po tej wizycie miała ona nadal wpływ na Kubańczyków.
Jednak wizyta Benedykta XVI na Kubie ma nie tylko wymiar polityczny.
To prawda. Kiedy rozmawiam z moimi kubańskimi znajomymi, którzy mają pretensje do Kościoła, że nie zajmuje należytej postawy wobec reżimu, staram się ich pocieszać. Mówię im, że gdy Jezus Chrystus chodził po Ziemi, Żydzi oczekiwali od niego, by mówił o wyzwoleniu od rzymskiego okupanta. Tymczasem Chrystus nie mówił o Rzymianach, jedynie raz, w odniesieniu do płacenia podatku. Staram się przekonywać demokratów, że na misję Kościoła trzeba patrzeć przede wszystkim od strony nadprzyrodzonej. To im dodaje otuchy.
Stefan Sękowski
- Umęczeni Kubańczycy marzą o tym, by ktoś się nad nimi pochylił - mówi prezes Fundacji Wolność i Demokracja Tomasz Pisula.
Stefan Sękowski: Jaka jest pozycja Kościoła na Kubie?
Tomasz Pisula (prezes Fundacji Wolność i Demokracja): Niekorzystna. Reżim bardzo utrudnia katolikom chodzenie do kościoła. Do niedawna świątynie musiały być zamknięte poza czasem odprawiania Mszy św., księża nie mogli chodzić w sutannach po ulicach. Współpracowałem z katolikami z miejscowości Pinar del Rio. Ci, którzy uczestniczyli w spotkaniach parafialnych, mają z tego powodu problemy w pracy. Kilka lat temu podjudzeni przez władze sąsiedzi obrzucili ich kamieniami. Warto także pamiętać o tym, że reżim promuje ewangelikalnych chrześcijan, ułatwiając im działalność. Zakłada, że ich obecność jest wygodniejsza niż hierarchiczny Kościół katolicki. Dodatkowo wspiera synkretyczną religię Santería. To coś na kształt kubańskiego voodoo, kult nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. Pełni ona funkcję, którą w PRL pełniła sztuka, mająca być narodową w formie, a socjalistyczną w treści. Myślę, że nie bez znaczenia jest fakt, iż babka Fidela i Raula Castro była kapłanką Santería.
Może dzięki prześladowaniom katolicy są mocniejsi?
Obawiam się, że nie. Na ok. 5 mln katolików mieszkających na Kubie przypada 250 księży. Łatwo sobie wyobrazić, jak to wpływa na częstotliwość praktyk religijnych. Efekt jest taki, że według oficjalnych statystyk na 10 ciąż 7 kończy się aborcjami. Do niedawna władze rozdawały deputaty alkoholowe, gdy ktoś zawierał małżeństwo, więc często ludzie żenili się dla dwudziestu piw. Ci katolicy, którzy chodzą do kościoła, na pewno mocno wierzą, ale myślę, że oni dopiero czekają na odrodzenie wiary.
To się na przestrzeni lat nie zmienia?
Ostatnio reżim wymyślił sobie, że nieco luzując katolikom, rozładuje napięcie społeczne. Kryzys na Kubie narasta. Pozwolono więc na budowanie kapliczek, na peregrynację figurek Madonny z El Cobre, która jest taką kubańską Jasną Górą oraz na pielgrzymki do samego sanktuarium. Z drugiej strony ostatnio podczas pielgrzymki do El Cobre pobite zostały Damy w Bieli, czyli kobiety, które na znak protestu przeciwko więzieniu ich bliskich ubierają się na biało.Dwie z nich w wyniku pobicia poroniły. Ledwie wczoraj aresztowano kilkadziesiąt z nich. Niestety – i mówię to z ciężkim sercem jako katolik – reżim kubański napotyka na dość niejednoznaczną postawę hierarchów.
To znaczy?
Przeważająca większość z nich idzie na daleko idące kompromisy z władzą. Za cenę drobnych ustępstw w pewnym stopniu ją legitymizują. To nie przynosi nawet krótkotrwałych skutków. Przykładowo niedawno na prośbę Kościoła reżim zwolnił 75 więźniów politycznych. Jednak wszyscy oprócz jednego zostali zmuszeni do wyjazdu z kraju. Jednocześnie władze uwięziły kolejnych opozycjonistów. A gdy dysydenci zajęli bazylikę Matki Bożej Miłosiernej w Hawanie, kard. Jaime Ortega poprosił policję o interwencję. Przecież dobrze wie, że ci ludzie pójdą na 5-20 lat do więzienia. A z kubańskich więzień już się nie wychodzi, chyba że z gruźlicą albo innymi chorobami.
Benedykt XVI powinien przyjeżdżać do takiego kraju?
Jego pielgrzymka jest niezwykle potrzebna. Kubański potencjał dyplomatyczny wyczerpuje się na prezydencie Iranu, Wenezueli czy Białorusi. Kubańczycy potrzebują oddechu, wiedzy, że ktoś się nimi interesuje. Kościół ma ogromny potencjał moralny i ci umęczeni ludzie marzą o tym, by ktoś się nad nimi pochylił. Nie mam wątpliwości, że reżim kubański jest zbrodniczy a nawet demoniczny i że wizyta w tym kraju następcy św. Piotra oznacza w jakiejś mierze porażkę władz. Z drugiej strony Watykan oficjalnie odżegnuje się od spotkań z opozycjonistami. Szkoda, że oficjalnie będzie widział się jedynie z komunistami. Obawiam się, że huraganu Ducha Świętego podczas zbliżającej się pielgrzymki nie będzie.
Podczas pielgrzymek Jana Pawła II dochodziło do niespodzianek i spotkań także z ludźmi prześladowanymi.
Mam nadzieję, że dyplomacja watykańska nie przegapi takiej okazji. Byłem na Kubie rok po pielgrzymce Jana Pawła II do tego kraju. Papież upominał się wówczas o los więźniów politycznych. Rok po tej wizycie miała ona nadal wpływ na Kubańczyków.
Jednak wizyta Benedykta XVI na Kubie ma nie tylko wymiar polityczny.
To prawda. Kiedy rozmawiam z moimi kubańskimi znajomymi, którzy mają pretensje do Kościoła, że nie zajmuje należytej postawy wobec reżimu, staram się ich pocieszać. Mówię im, że gdy Jezus Chrystus chodził po Ziemi, Żydzi oczekiwali od niego, by mówił o wyzwoleniu od rzymskiego okupanta. Tymczasem Chrystus nie mówił o Rzymianach, jedynie raz, w odniesieniu do płacenia podatku. Staram się przekonywać demokratów, że na misję Kościoła trzeba patrzeć przede wszystkim od strony nadprzyrodzonej. To im dodaje otuchy.
Stefan Sękowski