Wezwanie na Jasną Górę, czyli pamięć Jana Pawła II

Gdzie dziś jest ta jedność, choćby minimalna, pozwalająca porozumiewać się między sobą i spierać w sposób cywilizowany?

To już 20 lat, odkąd nie ma go już tutaj z nami. Jest z nami inaczej – jako święty. Ale przecież brakuje nam – przynajmniej niektórym z nas, Polaków (niekoniecznie katolików) – jego ziemskiej obecności, świadomości, że jest tam, w Watykanie. Jakby hamowała wtedy sama ta świadomość, jakieś złe siły, które w nas są i wybuchają z taką siłą w ostatnich dwóch dekadach…

Ostatnie słowa Jana Pawła II do rodaków zawarte zostały w liście z 1 kwietnia 2005 roku, z okazji 350. rocznicy cudownej obrony Jasnej Góry w czasie szwedzkiego potopu. Papież pisał: „Widmo całkowitej utraty suwerenności państwa niosło ze sobą groźbę zniewolenia polskiego ducha. Wielu utraciło wówczas nadzieję, porzucając wiarę ojców i poddając się panowaniu wroga, który jako jeden z celów stawiał sobie wykorzenienie katolicyzmu. (...) Jasna Góra zadziwiła cały naród. Ona jedna potrafiła się obronić przed »potopem«, ostatnia wyspa niepodległego bytu i niepodległego ducha. (...) Niech ten fakt mówi również do naszego pokolenia. Niech się stanie wezwaniem do jedności w budowaniu dobra, dla pomyślnej przyszłości Polski i wszystkich Polaków. Niech przywołuje do strzeżenia skarbca ponadczasowych wartości, aby korzystanie z wolności było ku zbudowaniu, a nie ku upadkowi”.

Gdzie dziś jest ta jedność, choćby minimalna, pozwalająca porozumiewać się między sobą i spierać w sposób cywilizowany? I czy jest jeszcze jakieś wspólne rozumienie dobra? Ilu z nas niepokoi widmo „utraty suwerenności”? Kto uznaje „ponadczasowe wartości”? A kto stawia sobie za cel właśnie wykorzenienie wiary katolicyzmu, wiary ojców – i poddanie się panowaniu wroga?

Może nie ma sensu narzekać, że „kiedyś to było lepiej”? Gdy przypominam sobie podziały i spory sprzed lat 30, to nie zapominam, jak były ostre, nawet brutalne. I pamiętam, jak dawał wyraz swej boleści Jan Paweł II wobec nich. Kiedy wspomnę ówczesnych antagonistów, np. Bronisława Geremka, Tadeusza Mazowieckiego czy nawet Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera – to, porównując ich z dzisiejszym zdziczeniem „debaty politycznej”, mam wrażenie, że to był jednak inny czas. Akurat w roku śmierci papieża Polaka, po przegranych wyborach prezydenckich, obecny dyktator opinii uruchomił Janusza Palikota i legion jego następców. Zaczęły się świńskie łby w studio, wezwania do „wypatroszenia” przeciwnika, systematyczne budowanie przemysłu kłamstwa i nienawiści – wobec wszystkich, do których linczu wezwą tylko „lider” i sprzyjające mu media, budujące swoją „klikalność” na najgorszych emocjach. Zaczęło się od systematycznych wyszydzeń Jana Pawła II i jego dziedzictwa, aż po nikczemne insynuacje o ukrywaniu lub wręcz patronowaniu pedofilii... Ta fala trwa jeszcze – wystarczy przeczytać aktualne komentarze „watykanistów” z mediów od lat budujących swoją markę na nienawiści do polskości i do katolicyzmu: komentarze podkreślające z satysfakcją rzekomą ostateczną klęskę spuścizny duchowej świętego papieża. Zagarnęła ta fala miliony umysłów. Niedawne badanie Instytutu Psychologii PAN wykazało, że 14 proc. obywateli naszego kraju (rdzennych Polaków) nie cierpi Polski i wstydzi się jej, a zwłaszcza katolicyzmu. Oparte na samej nienawiści i insynuacjach portale szczycą się milionami subskrybentów… W sejmie są postaci, jakich nigdy wcześniej nie bywało, gdy idzie o poziom ostentacyjnie okazywanej wulgarności i chamstwa, które jest właśnie źródłem poparcia dla nich…

A jednak może ta fala minęła już punkt kulminacyjny? Lepiej to może zobaczyć z zewnątrz. Byłem niedawno na wielkiej konferencji ARC (Action for Responsible Citizenship) w Londynie. To nie tylko konserwatyści i nie tylko – ani nawet chyba nie w większości – katolicy. Ponad 4 tys. zgromadzonych (w tym jedynie setka Polaków). Najczęściej przywoływanym przez nich z miłością i czcią autorytetem był Jan Paweł II. Takich przykładów mogę przytoczyć więcej, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, byśmy wrócili do słów papieża Polaka kierowanych do nas i znaleźli odwagę obrońców Jasnej Góry. Nie dali się zastraszyć nawet „wojskom na smokach (najbardziej wyuzdanej nienawiści) latającym”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

prof. Andrzej Nowak prof. Andrzej Nowak