Wizyta Benedykta XVI w afrykańskim Beninie, poza katolickimi, mało interesuje media. Szkoda, bo Czarny Kontynent pokazuje pełną entuzjazmu i wigoru twarz. Radość z przyjazdu Ojca, ich Ojca.
Dokładnie o 15.00 w piątek, w godzinie Miłosierdzia, Benedykt XVI wylądował na afrykańskiej ziemi. Po długim, prawie sześciogodzinnym locie, wyszedł z samolotu i w charakterystycznym dla siebie geście energicznie wyciągnął dłonie do Benińczyków. Uśmiechnięty, bez najmniejszych oznak zmęczenia. Papież ogarnął wzrokiem kolorowy tłum od kilku godzin oczekujący w atmosferze śpiewu i tańca na płycie lotniska w Cotonou. Można było odnieść wrażenie jakby właśnie spełniało się papieskie marzenie. I faktycznie. Bo papież w trakcie rozmowy z dziennikarzami na pokładzie samolotu podkreślił z entuzjazmem: „Moim wielkim pragnieniem było by pewnego dnia pomodlić się nad grobem mojego przyjaciela kard. Gantin, wielkiego afrykańskiego biskupa”.
W samolocie
Tym razem konferencja prasowa na pokładzie papieskiego samolotu relacji Rzym-Cotonou przebiegała rzeczowo i dotyczyła ważnych dla Afryki problemów – może dlatego nie cytują jej w ogóle media. Poza dziennikiem episkopatu Włoch „Avvenire”. No szkoda. Zupełnie inaczej było kiedy dwa lata temu Benedykt XVI leciał do Kamerunu i Angolii i jego wyjęta zresztą z kontekstu wypowiedź o nie akceptacji prezerwatyw jako środka ochronnego przed zakażeniem wirusem HIV wywołała światową pyskówkę i co gorsza położyła cień na całej papieskiej wizycie.
Choć wiadomo, że głównym celem pielgrzymki papieża do Beninu jest ogłoszenie tam Adhortacji posynodalnej „Africae Munis”, to Benedykt XVI wyraźnie zaakcentował, odpowiadając na pytania dziennikarzy, że chciał by Afryka i świat skierowały swoje spojrzenie na ten kraju, gdzie „panuje pokój i dobrze funkcjonują demokratyczne instytucje, gdzie panuje wolność przekonań i wyznań, gdzie wyznawcy różnych religii darzą się szacunkiem”.
Wiele krajów Afryki pogrążona jest w wojnach. Jeden z włoskich dziennikarzy papieskiego lotu zapytał czy zatem „mnożące się międzynarodowe konferencje i operacje tzw. pecekeeping ONZ wystarczają, czy nie można dla Afryki zrobić więcej?”. Papież odpowiedział, że „niestety słowa i intencje nie realizują się w praktyce”. „Chęci i wola nie wystarczą i nie mogą dobrze funkcjonować” jeśli chce się tylko „mieć” a nie jest się gotowym na to „by dać”.
Papież wyraźnie cieszył się z kolejnej pielgrzymki do Afryki. Określi ten kontynent nadzwyczaj pięknym określeniem „duchowe płuca świata”. Tu „kwitnie świeży humanizm. Kiedy wszystko sprowadza się w naszym świecie do wartości pozytywistycznych, które gaszą iskry nadziei, ta wartość jest jak pomocna dłoń”. Z Afryki bije „świeżość, życie, radość i dobry humor”.
Afryka roztańczona
Widać to był na płycie lotniska, a potem w katedrze Cotonou. Roztańczone kobiety, wiwatujący mężczyźni. Wszyscy na przyjazd papieża ubrali się w jednolite specjalnie szyte na tę okazję płócienne stroje. Żółte, zielone i czerwone turbany na głowach beninek tańczących w rytm muzyki bębnów nadawały życia. Uśmiechał się także prezydent Beninu Thomas Boni Yayi. Od roku sprawuje rządy drugą już kadencję. „Benin to kraj laicki – mówił – gdzie współistnieją różne religie”. Prezydent przypomniał, długo i poważnie ważąc słowa, że Benin jest pierwszym krajem Afryki, do którego dotarli misjonarze z Lyonu w 1861 r. „Mój kraj zawdzięcza Kościołowi bardzo wiele” - podkreślił prezydent. Wymienił następnie wszystko to, co jest dziełem Kościoła na afrykańskiej ziemi. Lista byłą długa, ale prezydent podkreślił: dzięki ludziom Kościoła mamy szkoły, zawdzięczamy im edukację. Kościół wybudował tez leprozor5ia i sierocińce. Przytula i troszczy się tymi, których społeczeństwo spycha na margines”. Przemówienie przerywały salwy oklasków i wiwaty. Jakby potwierdzenie, wyraz wdzięczności dla Kościoła.
Ciekawe, bo prezydent używając określenia „laicki” w stosunku do Beninu, mówił o obecności Kościoła i jego ludziach – o kard. Gantin powiedział „to wielki nasz kochany patriarcha” - tak jakby nikt inny tylko oni kształtowali Benin. Z szacunkiem i wdzięcznością, za każdym razem przywódca Beninu zwracał się do Benedykta XVI. W końcu przyjechał Ojciec.
Papieską wizytę obserwuje się z prawdziwą przyjemnością i rosnącym sercem. Prostota i radość, mimo ubogich środków, mimo ran, które krwawią w tym kraju, nędzy. Benin wiąże z ta wizytą wielkie nadzieje. Stąd popłynie – jak piszą tamtejsi prasowi komentatorzy – nowa nadzieja dla ewangelizacji całego świata. Jak 150 lat temu działo się to w stosunku dla całej Afryki.
Joanna Bątkiewicz-Brożek
Wizyta Benedykta XVI w afrykańskim Beninie, poza katolickimi, mało interesuje media. Szkoda, bo Czarny Kontynent pokazuje pełną entuzjazmu i wigoru twarz. Radość z przyjazdu Ojca, ich Ojca.
Dokładnie o 15.00 w piątek, w godzinie Miłosierdzia, Benedykt XVI wylądował na afrykańskiej ziemi. Po długim, prawie sześciogodzinnym locie, wyszedł z samolotu i w charakterystycznym dla siebie geście energicznie wyciągnął dłonie do Benińczyków. Uśmiechnięty, bez najmniejszych oznak zmęczenia. Papież ogarnął wzrokiem kolorowy tłum od kilku godzin oczekujący w atmosferze śpiewu i tańca na płycie lotniska w Cotonou. Można było odnieść wrażenie jakby właśnie spełniało się papieskie marzenie. I faktycznie. Bo papież w trakcie rozmowy z dziennikarzami na pokładzie samolotu podkreślił z entuzjazmem: „Moim wielkim pragnieniem było by pewnego dnia pomodlić się nad grobem mojego przyjaciela kard. Gantin, wielkiego afrykańskiego biskupa”.
W samolocie
Tym razem konferencja prasowa na pokładzie papieskiego samolotu relacji Rzym-Cotonou przebiegała rzeczowo i dotyczyła ważnych dla Afryki problemów – może dlatego nie cytują jej w ogóle media. Poza dziennikiem episkopatu Włoch „Avvenire”. No szkoda. Zupełnie inaczej było kiedy dwa lata temu Benedykt XVI leciał do Kamerunu i Angolii i jego wyjęta zresztą z kontekstu wypowiedź o nie akceptacji prezerwatyw jako środka ochronnego przed zakażeniem wirusem HIV wywołała światową pyskówkę i co gorsza położyła cień na całej papieskiej wizycie.
Choć wiadomo, że głównym celem pielgrzymki papieża do Beninu jest ogłoszenie tam Adhortacji posynodalnej „Africae Munis”, to Benedykt XVI wyraźnie zaakcentował, odpowiadając na pytania dziennikarzy, że chciał by Afryka i świat skierowały swoje spojrzenie na ten kraju, gdzie „panuje pokój i dobrze funkcjonują demokratyczne instytucje, gdzie panuje wolność przekonań i wyznań, gdzie wyznawcy różnych religii darzą się szacunkiem”.
Wiele krajów Afryki pogrążona jest w wojnach. Jeden z włoskich dziennikarzy papieskiego lotu zapytał czy zatem „mnożące się międzynarodowe konferencje i operacje tzw. pecekeeping ONZ wystarczają, czy nie można dla Afryki zrobić więcej?”. Papież odpowiedział, że „niestety słowa i intencje nie realizują się w praktyce”. „Chęci i wola nie wystarczą i nie mogą dobrze funkcjonować” jeśli chce się tylko „mieć” a nie jest się gotowym na to „by dać”.
Papież wyraźnie cieszył się z kolejnej pielgrzymki do Afryki. Określi ten kontynent nadzwyczaj pięknym określeniem „duchowe płuca świata”. Tu „kwitnie świeży humanizm. Kiedy wszystko sprowadza się w naszym świecie do wartości pozytywistycznych, które gaszą iskry nadziei, ta wartość jest jak pomocna dłoń”. Z Afryki bije „świeżość, życie, radość i dobry humor”.
Afryka roztańczona
Widać to był na płycie lotniska, a potem w katedrze Cotonou. Roztańczone kobiety, wiwatujący mężczyźni. Wszyscy na przyjazd papieża ubrali się w jednolite specjalnie szyte na tę okazję płócienne stroje. Żółte, zielone i czerwone turbany na głowach beninek tańczących w rytm muzyki bębnów nadawały życia. Uśmiechał się także prezydent Beninu Thomas Boni Yayi. Od roku sprawuje rządy drugą już kadencję. „Benin to kraj laicki – mówił – gdzie współistnieją różne religie”. Prezydent przypomniał, długo i poważnie ważąc słowa, że Benin jest pierwszym krajem Afryki, do którego dotarli misjonarze z Lyonu w 1861 r. „Mój kraj zawdzięcza Kościołowi bardzo wiele” - podkreślił prezydent. Wymienił następnie wszystko to, co jest dziełem Kościoła na afrykańskiej ziemi. Lista byłą długa, ale prezydent podkreślił: dzięki ludziom Kościoła mamy szkoły, zawdzięczamy im edukację. Kościół wybudował tez leprozor5ia i sierocińce. Przytula i troszczy się tymi, których społeczeństwo spycha na margines”. Przemówienie przerywały salwy oklasków i wiwaty. Jakby potwierdzenie, wyraz wdzięczności dla Kościoła.
Ciekawe, bo prezydent używając określenia „laicki” w stosunku do Beninu, mówił o obecności Kościoła i jego ludziach – o kard. Gantin powiedział „to wielki nasz kochany patriarcha” - tak jakby nikt inny tylko oni kształtowali Benin. Z szacunkiem i wdzięcznością, za każdym razem przywódca Beninu zwracał się do Benedykta XVI. W końcu przyjechał Ojciec.
Papieską wizytę obserwuje się z prawdziwą przyjemnością i rosnącym sercem. Prostota i radość, mimo ubogich środków, mimo ran, które krwawią w tym kraju, nędzy. Benin wiąże z ta wizytą wielkie nadzieje. Stąd popłynie – jak piszą tamtejsi prasowi komentatorzy – nowa nadzieja dla ewangelizacji całego świata. Jak 150 lat temu działo się to w stosunku dla całej Afryki.
Joanna Bątkiewicz-Brożek
Wizyta Benedykta XVI w afrykańskim Beninie, poza katolickimi, mało interesuje media. Szkoda, bo Czarny Kontynent pokazuje pełną entuzjazmu i wigoru twarz. Radość z przyjazdu Ojca, ich Ojca.
Dokładnie o 15.00 w piątek, w godzinie Miłosierdzia, Benedykt XVI wylądował na afrykańskiej ziemi. Po długim, prawie sześciogodzinnym locie, wyszedł z samolotu i w charakterystycznym dla siebie geście energicznie wyciągnął dłonie do Benińczyków. Uśmiechnięty, bez najmniejszych oznak zmęczenia. Papież ogarnął wzrokiem kolorowy tłum od kilku godzin oczekujący w atmosferze śpiewu i tańca na płycie lotniska w Cotonou. Można było odnieść wrażenie jakby właśnie spełniało się papieskie marzenie. I faktycznie. Bo papież w trakcie rozmowy z dziennikarzami na pokładzie samolotu podkreślił z entuzjazmem: „Moim wielkim pragnieniem było by pewnego dnia pomodlić się nad grobem mojego przyjaciela kard. Gantin, wielkiego afrykańskiego biskupa”.
W samolocie
Tym razem konferencja prasowa na pokładzie papieskiego samolotu relacji Rzym-Cotonou przebiegała rzeczowo i dotyczyła ważnych dla Afryki problemów – może dlatego nie cytują jej w ogóle media. Poza dziennikiem episkopatu Włoch „Avvenire”. No szkoda. Zupełnie inaczej było kiedy dwa lata temu Benedykt XVI leciał do Kamerunu i Angolii i jego wyjęta zresztą z kontekstu wypowiedź o nie akceptacji prezerwatyw jako środka ochronnego przed zakażeniem wirusem HIV wywołała światową pyskówkę i co gorsza położyła cień na całej papieskiej wizycie.
Choć wiadomo, że głównym celem pielgrzymki papieża do Beninu jest ogłoszenie tam Adhortacji posynodalnej „Africae Munis”, to Benedykt XVI wyraźnie zaakcentował, odpowiadając na pytania dziennikarzy, że chciał by Afryka i świat skierowały swoje spojrzenie na ten kraju, gdzie „panuje pokój i dobrze funkcjonują demokratyczne instytucje, gdzie panuje wolność przekonań i wyznań, gdzie wyznawcy różnych religii darzą się szacunkiem”.
Wiele krajów Afryki pogrążona jest w wojnach. Jeden z włoskich dziennikarzy papieskiego lotu zapytał czy zatem „mnożące się międzynarodowe konferencje i operacje tzw. pecekeeping ONZ wystarczają, czy nie można dla Afryki zrobić więcej?”. Papież odpowiedział, że „niestety słowa i intencje nie realizują się w praktyce”. „Chęci i wola nie wystarczą i nie mogą dobrze funkcjonować” jeśli chce się tylko „mieć” a nie jest się gotowym na to „by dać”.
Papież wyraźnie cieszył się z kolejnej pielgrzymki do Afryki. Określi ten kontynent nadzwyczaj pięknym określeniem „duchowe płuca świata”. Tu „kwitnie świeży humanizm. Kiedy wszystko sprowadza się w naszym świecie do wartości pozytywistycznych, które gaszą iskry nadziei, ta wartość jest jak pomocna dłoń”. Z Afryki bije „świeżość, życie, radość i dobry humor”.
Afryka roztańczona
Widać to był na płycie lotniska, a potem w katedrze Cotonou. Roztańczone kobiety, wiwatujący mężczyźni. Wszyscy na przyjazd papieża ubrali się w jednolite specjalnie szyte na tę okazję płócienne stroje. Żółte, zielone i czerwone turbany na głowach beninek tańczących w rytm muzyki bębnów nadawały życia. Uśmiechał się także prezydent Beninu Thomas Boni Yayi. Od roku sprawuje rządy drugą już kadencję. „Benin to kraj laicki – mówił – gdzie współistnieją różne religie”. Prezydent przypomniał, długo i poważnie ważąc słowa, że Benin jest pierwszym krajem Afryki, do którego dotarli misjonarze z Lyonu w 1861 r. „Mój kraj zawdzięcza Kościołowi bardzo wiele” - podkreślił prezydent. Wymienił następnie wszystko to, co jest dziełem Kościoła na afrykańskiej ziemi. Lista byłą długa, ale prezydent podkreślił: dzięki ludziom Kościoła mamy szkoły, zawdzięczamy im edukację. Kościół wybudował tez leprozor5ia i sierocińce. Przytula i troszczy się tymi, których społeczeństwo spycha na margines”. Przemówienie przerywały salwy oklasków i wiwaty. Jakby potwierdzenie, wyraz wdzięczności dla Kościoła.
Ciekawe, bo prezydent używając określenia „laicki” w stosunku do Beninu, mówił o obecności Kościoła i jego ludziach – o kard. Gantin powiedział „to wielki nasz kochany patriarcha” - tak jakby nikt inny tylko oni kształtowali Benin. Z szacunkiem i wdzięcznością, za każdym razem przywódca Beninu zwracał się do Benedykta XVI. W końcu przyjechał Ojciec.
Papieską wizytę obserwuje się z prawdziwą przyjemnością i rosnącym sercem. Prostota i radość, mimo ubogich środków, mimo ran, które krwawią w tym kraju, nędzy. Benin wiąże z ta wizytą wielkie nadzieje. Stąd popłynie – jak piszą tamtejsi prasowi komentatorzy – nowa nadzieja dla ewangelizacji całego świata. Jak 150 lat temu działo się to w stosunku dla całej Afryki.
Joanna Bątkiewicz-Brożek