Koniec niewoli i cudowne przejście przez morze, dar przepiórek i manny – to tylko ostatnio otrzymane znaki, że Pan jest ze swoim ludem, prowadzi go i opiekuje się nim. A przecież wędrowcy, stając wobec nowego, wciąż bardziej patrzą z niepokojem w to, co przed nimi, niż z wdzięcznością na to, co za nimi. Zalęknieni pytają Mojżesza: „Czy po to wyprowadziłeś nas z Egiptu, aby nas, nasze dzieci i nasze bydło wydać na śmierć z pragnienia?”. I chyba sytuacja musiała być dramatyczna, bo Mojżesz wołał (użyty tu hebrajski czasownik sa’aq dosłownie znaczy: „krzyczał”) do Pana: „Niewiele brakuje, a ukamienują mnie”.
W tym dramatycznym położeniu Pan Bóg przychodzi z pomocą. Najpierw każe Mojżeszowi zrobić porządek. Mojżesz ma stanąć na czele i wziąć ze sobą kilku starszych. To jakieś społeczne uspokojenie. A potem pada kolejny rozkaz: „Weź w rękę laskę, którą uderzyłeś w Nil”. Nastąpi ciekawa zmiana skutku. Gdy Mojżesz, na Boży rozkaz, uderzył laską wody Nilu, te zamieniły się w krew, stając się nieprzydatne do picia. Teraz ta sama laska sprawia coś odwrotnego, sprowadza wodę pitną. To pouczenie, by odrzucić magię i czarnoksięstwo. Nadzwyczajna moc nie jest obecna w przedmiocie, laska nie jest magiczna. Ona jest tylko narzędziem, znakiem, a moc źródło ma tylko w Panu Bogu.
Woda nie jest tylko dopełnieniem pokarmu, razem z nim umożliwiającym życie. Ona odgrywa ważną rolę w przestrzeni sakralnej. Woda oczyszcza. Służy do rytualnych obmyć osób i sprzętów. Woda staje się również symbolem wewnętrznego oczyszczenia. To jej użył św. Jan Chrzciciel, udzielając chrztu pokuty, który miał przygotować na przyjście Oczekiwanego. Woda, z woli Pana Jezusa, jest także materią sakramentu chrztu. Uczeń Chrystusa nie może się zatrzymać na samej wodzie, widząc w niej tylko napój, symbol zabezpieczenia przez dobrego Boga wyłącznie życia doczesnego. Gdyby tak było, stawiałby siebie w miejscu tamtych wędrowców z Egiptu do Ziemi Obiecanej, otrzymując dar za darem, opiekę za opieką, a pozostawałby duchowo niewidomy i na końcu stawiałby pytanie pełne niewdzięcznej ślepoty: „Czy Pan jest rzeczywiście wśród nas?”. W dzisiejszym fragmencie Ewangelii Zbawiciel rozmawia z Samarytanką. Tam także wszystko rozpoczyna się od wody jako napoju. Ale potem mowa jest o Chrystusie – „wodzie żywej” – i o „oddawaniu Ojcu czci w Duchu i prawdzie”. Dar Ducha przewyższa dar wody jako jedynie napoju i środka rytualnego obmycia. Dla pełni prawdy to, co zewnętrzne, musi zostać dopełnione tym, co wewnętrzne, a wówczas pytanie stanie się mocnym twierdzeniem: „Pan jest rzeczywiście wśród nas”. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
„Zachowajmy pokój z Bogiem” – zachęca św. Paweł, każąc nam patrzeć na Chrystusa Ukrzyżowanego. Dzięki Niemu możemy trwać w łasce i chlubić się nadzieją. Rozmawiałem z proboszczem z Wenecji. Mówił ze smutkiem: „Ludzie nie patrzą już z ufnością na ręce miłosiernego Boga, ale na aptekę”. Nikt nie mówi „Bóg”, ale „nauka”. Niebawem będziemy podróżować w czasie, za chwilę wyręczy nas w trudnych zadaniach sztuczna inteligencja. Świat idzie w kierunku technologicznej dominacji. Gra się toczy jedynie o to, kto pierwszy zapewni sobie dostęp do Drzewa Życia. Tymczasem we Włoszech z lęku odwołano imprezy, mecze. Pozamykano kościoły.
Boimy się zanurzenia w mrok i lęk. Największym wrogiem ludzkości jest strach przed śmiercią. Modlitwa wymaga wiary, „że się wypłynie, chociaż w pierwszej chwili czujesz, że idziesz pod wodę”. Taka ufność jest aktem uwielbienia Boga. Święty Sylwan z góry Atos często powtarzał: „Trzymaj twego ducha w piekle, ale nie trać nadziei”. W latach 589–590 Włochy były pogrążone w chaosie. Ponadto szerzyła się epidemia zabijająca tysiące ludzi, m.in. papieża Pelagiusza II. Jego następcą na tronie Piotrowym został mnich wzywający ludzi do pokuty, znany jako św. Grzegorz Wielki. Natychmiast zorganizował trzydniowe procesje, nakazując nieustanne odmawianie litanii. Podczas modłów w ciągu jednej godziny umierało 80 osób, lecz papież nieugięcie kontynuował błagania. Wreszcie Grzegorz zobaczył Michała Archanioła, który opuścił miecz Bożej kary. Zaraza ustała. Podczas wielkiej zarazy w Mediolanie w 1576 r. kto mógł, rzucał się do ucieczki. Miasto opuściły władze państwowe i lokalne. Święty Karol Boromeusz oddał na potrzeby chorych wszystkie pieniądze i dobra, jakie posiadał, odwiedzał szpitale i lazarety. Wiedział jednakże, że tylko Bóg może ludziom pomóc. Wezwał z okolicznych miejscowości wszystkich kapłanów, by nikomu w tych dniach nie brakowało dostępu do sakramentów. Organizował Msze i wspólne modlitwy pod gołym niebem. Wokół krzyży umieszczanych na placach i skrzyżowaniach odprawiane były liturgie. Ludzie, nawet na balkonach swych domów, uczestniczyli we wspólnym akcie obdarzania nadzieją miłosiernego Boga. Plaga ustąpiła. Nadzieja jest tam, gdzie Duch Święty rozlewa się w ludzkich sercach. Tam, gdzie nie ma Ducha, serca ludziom wiotczeją. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
1. Bo do studni przychodzą ludzie spragnieni. Popatrzmy najpierw na Jezusa, pierwszego spragnionego. Jest zmęczony drogą. To zmęczenie także z mojego powodu. Bo On wciąż mnie szuka, a ja się przed Nim ukrywam. Jak Adam i Ewa po grzechu. Pan siedzi przy źródle. Dlaczego prosi Samarytankę: „Daj Mi pić”? Czy sam nie może zaczerpnąć wody? Ta prośba przypomina wołanie z krzyża: „Pragnę”. Bóg jest spragniony? Czego? Kogo? Bóg pragnie spotkania, rozmowy, bliskości. W istotę Boga wpisana jest bowiem logika daru. On chce obdarowywać. Przyszedł na świat po to, aby odnaleźć Adama i Ewę zagubionych w grzechu, skłóconych, samotnych, nieszczęśliwych, nagich. Przyszedł jak Oblubieniec, który chce spotkać swoją oblubienicę i dać jej siebie. Chce zdobyć jej miłość, jej serce, chce ją poślubić. Boże serce pragnie. On chce, żebyśmy pragnęli Jego. Aby mógł dać nam siebie.
2. Popatrzmy teraz na Samarytankę. To kobieta poraniona, należąca do ludu znienawidzonego przez Izraelitów. Nie czuła się ani wybrana, ani powołana, ani kochana. Dlatego prośba nieznanego Żyda wywołała tak wielkie jej zdumienie. Przychodzi po wodę, ale jest spragniona czegoś więcej. Pomyślmy o naszych niezaspokojonych głodach duszy. O niespełnieniu w miłości, rozczarowaniu życiem. Ile razy czułem się odtrącony, niechciany? Kiedy takie doświadczenia się kumulują, powstaje w człowieku przeświadczenie, że nie nadaje się do kochania. Strach przed samotnością może powodować, że człowiek rzuca się w miłostki albo sięga po środki znieczulające, czyli używki, internet, karierę itd. Samarytanka miała kilku mężczyzn. W Starym Testamencie nierząd był obrazem bałwochwalstwa, czyli zdrady kochającego Boga. „Biegałaś za swymi kochankami, a o Mnie zapomniałaś…” – żali się Bóg ustami proroka Ozeasza. Ale zaraz dodaje: „Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić jej do serca”. Samarytanka mieszka w każdym z nas. My też mamy paru kochanków, czyli fałszywych bogów, takich jak chwała, władza, pieniądz, przyjemność zmysłowa, niezależność… Zdradzamy Boga z tymi kochankami. I jesteśmy coraz bardziej spragnieni i samotni.
3. Wszystko w Kościele zmierza do tego, aby tych dwoje spragnionych się spotkało. Spragniony Bóg i spragniony człowiek. Oblubieniec i oblubienica. Nawrócenia nie można sprowadzać tylko do przemiany moralnej. To oczywiście ważne i konieczne. Ale czy taka moralna przemiana jest możliwa bez „spotkania przy studni”? „O, gdybyś znała dar Boży…” – te słowa Jezusa są kluczem. Nie znamy daru Bożego, czyli BOGA. Dlatego szukamy spełnienia w stworzeniach, bo myślimy, że to już wszystko, co jest nam dane. Ze złota, które daje nam Bóg, lepimy sobie bożka. Nie szukamy już Jego samego, Jego miłości. A On jest tuż obok studni, w której szukam zaspokojenia moich pragnień. Jak wierny narzeczony czekający na dziewczynę wracającą od kochanka, aby jej powiedzieć, że nadal Ją kocha. „Pragnę” – wołał, konając. Podano Mu gąbkę pełną octu. Co ja Mu podam?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.