Mieli po dwadzieścia parę lat, gdy szli na szafot. A ich dojrzałość i wiara zdumiewają.
24 sierpnia 1942 o godz. 20.30 Czesław Jóźwiak, Edward Klinik, Franciszek Kęsy, Jarogniew Wojciechowski i Edward Kaźmierski zostali zgilotynowanie w Dreźnie. Tuż przed śmiercią zdążyli się wyspowiadać i przyjąć Chrystusa w Eucharystii. Napisali jeszcze pożegnalne listy do rodzin - pełne pokoju, ufności i wiary w to, że idą spotkać Pana. Najmłodszy miał 20 lat, najstarsi po 23. Każdy z nich był inny. Każdy miał marzenia, które przekreśliła wojna, aresztowanie przez gestapo i tułaczka od więzienia do więzienia, a na koniec śmierć. Ale jaką mieli odwagę, by tuż przed śmiercią napisać:
Nie żałuję, że w tak młodym wieku schodzę z tego świata.
Jan Paweł II ogłosił ich 13 czerwca 1999 roku błogosławionymi. Ich wspomnienie liturgiczne przyda 12 czerwca.
Czesław Jóźwiak urodził się 7 września 1919 roku koło Bydgoszczy. Jego ojciec był policjantem. W czasie okupacji pracował w firmie malarza Oskara Henflera. Był typem przywódcy, nazywano go "Tatą". Związany z konspiracją, do której wciągnął kolegów. Przez pewien czas pełnił funkcję prezesa Towarzystwa Niepokalanej. Przez to, że był synem policjanta, dręczono go w więzieniu bardziej niż innych. Myślał o tym, by wstąpić do seminarium.
Edward Kaźmierski urodził się 1 października 1919 w Poznaniu. Jego ojciec był szewcem. Po ukończeniu szkoły podstawowej pracował w składzie dekoracyjnym jako goniec. Potem w firmie Brzeskiauto. Uczył się też na ślusarza-mechanika. Kochał Matkę Bożą, ale nigdy nie myślał o byciu księdzem. Chciał się ożenić, w swoim dzienniku (pisanym szyfrem) wspomina, że prosił Wspomożycielkę o znalezienie przyszłej żony. Imponował kolegom, że znał się na samochodach. W oratorium salezjańskim miał przezwisko "kompozytor". Lubił śpiewać, grać na skrzypcach i fortepianie, a także w piłkę.
Franciszek Kęsy urodził się 13 listopada 1920 w Berlinie, po roku rodzice wrócili do Poznania. Ojciec pracował w elektrowni. Franciszek pragnął wstąpić do seminarium, ale nie pozwoliły mu na to zdrowie i wybuch wojny. Zawsze był wesoły. Szczególnie ukochał Maryję. Codziennie odmawiał różaniec i służył do Mszy. Czas w więzieniu był dla niego momentem głębokiej przemiany.
"We Wronkach, siedząc na pojedynce, miałem czas, żeby siebie zgłębić, tam to przyszedłem do porozumienia ze swoją duszą. I tam postanowiłem żyć inaczej, tak jak nakazał nam ksiądz Bosko, żyć tak, aby się Bogu podobać i Jego Matce".
Edward Klinik urodził się 21 lipca 1919 roku w Poznaniu. Ukończył salezjańskie gimnazjum w Oświęcimiu. W czasie wojny pracował w firmie budowlanej. Był też stałym bywalcem oratorium na Wronieckiej. Kochał Maryję. Był najstarszy z całej Piątki. Został aresztowany w zakładzie pracy, przez co nie zdążył się pożegnać z rodziną.
Jarogniew Wojciechowski urodził się 5 listopada 1922 roku w Poznaniu. Ojciec był alkoholikiem i zostawił rodzinę. Chłopak jednak nawet przed śmiercią pytał o niego w listach. Czynnie uczestniczył w życiu oratorium. Tak, jak koledzy, kochał Matkę Bożą. Jego siostra wyszła za mąż za towarzysza niedoli Jargoniewa z Wronek i Spendau. Pobyt Wojciechowskiego w więzieniu był mocno naznaczony krzyżem. Trzymany był w innym skrzydle niż koledzy, a w Boże Narodzenie musiał stać w celi po pas w zimnej wodzie. Siostra przez rok taiła przed nim fakt, że matka umarła.
Na kolejnych stronach ich słowa, które warto zapamiętać. Słowa (pisane w więzieniu) kierowane do najbliższych, są aktualne także dziś i mogą być dla nas drogowskazem. Są też świadectwem ich miłości do Chrystusa i Maryi.
Małgorzata Gajos