Niezbyt krótka historia Ani, pewnego pilota z Marines oraz Pana Jezusa.
Wtedy też zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Oprócz obecności ducha i wewnętrznych lęków naszym, dzieciom ciągle się coś zaczęło przydarzać. W ciągu dwóch tygodni byliśmy kilka razy na pogotowiu. Nasze córeczka nawet spędziła dwie doby na oddziale intensywnej terapii. Kiedy pojawialiśmy się na pogotowiu po raz kolejny, to lekarze nie mogli uwierzyć, że to znowu my. Pewnego razu, kiedy nasza córeczka nie mogła oddychać, zaczęłam krzyczeć mocno do Boga – dlaczego ona? Błagając o pomoc. Pomoc oczywiście otrzymałam. O czym ponownie zapomniałam.
Kilka miesięcy później (po czterech latach pobytu na Okinawie) dostaliśmy rozkaz przeprowadzki – do Corpus Christi (Ciało Chrystusa). Ten powrót okazał się dla nas powrotem do prawdziwego domu.
W drodze do Corpus Christi postanowiliśmy wybrać się na wakacje do Polski. Chcieliśmy, aby w Polsce nasza córeczka przyjęła sakrament chrztu świętego. Ponownie udałam się nakazanej spowiedzi. Bez żadnej głębszej refleksji. Nadal uważałam siebie za świętą. Ksiądz zadał mi za pokutę różaniec. Nie miałam pojęcia, jak się go odmawia. Wróciłam więc do konfesjonału z pytaniem o instrukcję obsługi różańca. Ksiądz proboszcz spojrzał na mnie ze zdziwieniem i udzielił wskazówki, abym znalazła sobie w internecie. Oczywiście, że nie poszukałam, tylko odmówiłam, a raczej bez głębszego zastanowienia ,,wyklepałam” dziesięć razy Zdrowaś Mario na znalezionym różańcu po babci, która już nie żyła.
Nie miałam pojęcia, po co chrzcimy kolejne dziecko. Dla tradycji? Ani moim rodzice, ani Marka nie byli praktykującymi katolikami. Do Kościoła mieliśmy awersję.
Jednak czasem ,,jakaś wewnętrzna siła” prowadziła mnie do przykościelnej kaplicy. Czasem podczas pobytu w Polsce tam zaglądałam. Na ścianie był zawieszony wielki obraz z Jezusem Miłosiernym z napisem: „Jezu ufam Tobie”. Pamiętam, jak którego dnia padłam w tej kaplicy na kolana i błagałam Boga, aby dał mi znak, aby przyszedł do mojego życia tak, bym wiedziała, że to On! To był krzyk wydobywający się z mojej duszy ogarniętej ciemnością. Byłam spragniona Boga, a swoje pragnienie próbowałam ugasić w świecie, który jeszcze bardziej oddalał mnie od Boga, jednocześnie powodując pustkę w mym wnętrzu i zniewolenie.
Mój mąż wyleciał do Corpus Christi pierwszy, a nas zostawił w Polsce jeszcze na miesiąc. Miałam dokończyć książkę, którą pisałam, aby ją wydać już niebawem. To miała być krótka powieść o tym, jak się poznaliśmy. Któregoś dnia usiadłam w ciszy przy biurku. Zadzwonił telefon od mojej redaktorki. Zapytała, czy chcę, aby książka była komercyjna. Powiedziała, że oczywiście, że tak. Zaproponowała więc, abym wątek z pomnikiem Jana Pawła II usunęła, ponieważ wchodzę w wiarę, a Pan Bóg już nie jest komercyjny. Powiedziałam: OK. Wtedy na zewnątrz rozpętała się burza. Pioruny jak szalone huczały nad moim domem, a ja nie wiedziałam dlaczego. Byłam przerażona.
Po kilku dniach wybrałam się z siostrą na dwa dni nad morze do jej nadmorskiego domku. To miały być dwa dni wolnego czasu na to, abym dokończyła swoją książkę i wysłała do wydawcy.
Wtedy wszedł do domu brat mojego szwagra, który został świadkiem Jehowy. Nie, tylko nie on! – pomyślałam, uśmiechając się z przymusu, zakładając swoją maskę przymuszonego uśmiechu. Mówił do mnie o Bogu chyba 1,5 godziny, a ja myślałam o tym, co mam do napisania. Nic mnie interesowało, żaden Bóg, a tym bardziej jego sekta. Ale wypowiedział słowa, które długo zakotwiczyły moje serce. Jak się modlisz Ojcze Nasz, to spróbuj modlić się sercem. Następnie wyszedł, a ja odzyskałam swój ,,zewnętrzny” spokój.