Niezbyt krótka historia Ani, pewnego pilota z Marines oraz Pana Jezusa.
Przez kolejne lata pędziłam jak z przepaską na oczach za wszystkim tym, co przemija. Praca była dla mnie bardzo ważna. Wpadłam w wir konsumpcjonizmu i ciągle odczuwałam brak czegoś. Ważne było to, co zewnętrzne. W środku gniłam coraz bardziej, choć zewnętrznie nadal mi się wydawało, że jestem normalna. Dlaczego? Bo świat nauczył mnie, że rozwody, przemoc, wyuzdanie, seks to zachowania normalne. Media zrobiły mi pranie mózgu, skutecznie wykorzeniając wartości chrześcijańskie.
Moja babcia jednak nadal się modliła wraz ze swoją siostrą Anielą. Dwie staruszki, które nie mogły pogodzić się, że mamy XXI wiek, tak wtedy myślałam. Kiedy babcia przebywała na zimę u nas w domu, drażniła mnie nawet czasem, kiedy odmawiała różaniec. A nawet drwiłam z niej.
Po kilku latach, podczas wyjazdu, związanego z pracą, ,,jakaś siła” zaprowadziła mnie do kościoła. Nigdy nie zapomnę tego momentu, kiedy weszłam po latach do kościoła i zaczęłam błagać Boga całym swoim sercem o Miłość. Mój krzyk naprawdę wydobywał się z serca, wyłam z bólu wewnętrznie i prosiłam Boga o męża, którego nawet opisałam w szczegółach. Potem wyszłam i do kościoła nie powróciłam.
Po dosłownie kilku miesiącach w sposób ,,niewiarygodny” zarejestrowałam się na portalu randkowym. Mimo swoich uprzedzeń do tego typu portali, miałam wrażenie, jakby ktoś mi kazał tam się zalogować. Całkiem irracjonalne doświadczenie. Tam właśnie czekał na mnie tajemniczy MM. Mężczyzna, jakiego opisałam, że chciałabym, aby był moim mężem. Spojrzałam na jego twarz i czułam bardzo głęboko w swym sercu…., że on jest moim przeznaczeniem.
MM okazałam się Amerykaninem polskiego pochodzenia. Pilotem w amerykańskiej marynarce wojennej (Marines), stacjonującym w Corpus Christi (Ciało Chrystusa) w Teksasie. Po pierwszym spotkaniu w Polsce wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Bałam się jednak zaangażować w ten związek, bo bałam się zmian. Wiedziałam, że jeśli postanowimy być razem na zawsze, to ja będę musiała zostawić dla niego wszystko. Moją rodzinę, przyjaciół, pracę, studia i cały mój świat.
Koleżanka zaproponowała mi spacer pod pomnik Jana Pawła II w dniu rocznicy jego śmierci. Byłam pogrążona w wewnętrznym chaosie. Po raz pierwszy pokochałam kogoś tak mocno, ale bałam się, czy powinnam się angażować w ten związek. Przykucnęłam pod pomnikiem i zapaliłam znicz. Pomodliłam się chwilę i poprosiłam Boga o znak. Powiedziałam: Boże, jeśli to jest ten mężczyzna, to daj mi jakiś znak! Wstałam z przyjaciółką, odwróciłyśmy się od pomnika. Wprost nas szedł mężczyzna, który wyglądał tak samo, jak mój MM. Miał ten sam wzrost, oczy, rysy twarzy, sylwetkę... Już miałam ochotę rzucić się w jego ramiona, kiedy zauważyłam, że jest starszy od mojego MM około 10 lat. Przyjaciółka powtarzała tylko:
- Wow! On wygląda jak twój Marek! Po tym wydarzeniu zaczęłam nosić na szyi medalik Jana Pawła II, taki sam dostał w prezencie ode mnie Marek i moja siostra.
Razem z Markiem bardzo chcieliśmy mieć dziecko. To było dziwne, bo nie byłam w tym czasie ,,dzieciolubna”, a sama myśl o pampersach powodowała u mnie niechęć. Pamiętam, jak leżąc w nocy z Markiem na plaży w Meksyku, patrzyłam w niebo i zaczęłam prosić Boga o dziecko, nawet określając jego płeć. Prosiłam o synka i wtedy ujrzałam spadającą gwiazdę. Pomyślałam, że Bóg wysłuchał mojej prośby. Po miesiącu okazało się, że jestem w ciąży.